"Ważne są więzi, a nie więzy". Dzieci ze szpitala psychiatrycznego spotkały się z psami ze schroniska

2018-07-29 12:51:35(ost. akt: 2018-07-29 13:01:22)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Pixabay

Na oddziale dziecięcym i młodzieżowym olsztyńskiego szpitala psychiatrycznego odbył się Bieg na 6 Łap. Był poczęstunek, wspólne gry i zabawy. – To sygnał dla naszych podopiecznych, że świat na nich czeka – podkreśla personel.
Piętnastoletni Eryk* do Polski przyjechał w Niemiec. Jest tu od ponad roku. — Wysłano mnie tu, bo podobno niezbyt grzeczny byłem. Sąd niemiecki posłał mnie do takiej jednej rodziny, żebym się naprawił chyba trochę, żebym się oderwał od mojego towarzystwa, ale mi się tam u nich niezbyt podobało — opowiada Eryk.

Chętnie opowiada o swoich wyczynach. Czasem trudno stwierdzić, co jest prawdą, a co sobie wymyślił. Bo czy 15-latek może ukraść i przejechać kilkaset kilometrów luksusowym porsche? Albo znaleźć i oswoić egzotycznego węża? — Auto sobie stało, to sobie z kolegami je wzięliśmy, a potem długo uciekaliśmy. Ale nas złapali. A potem trafiłem do Polski i musiałem oddać tego węża — zawiesza głos, by za chwilę zmienić temat.

— Kiedyś wypiłem 15 napojów energetycznych pod rząd, ale mi było po tym dziwnie... Aż widziałem na żółto! Po narkotykach za to widziałem leśne ludki — opowiada.

Na widok merdających na jego widok ogonami psów, które wraz z opiekunami odwiedziły kilkanaście dni temu podopiecznych dziecięcego oddziału szpitala psychiatrycznego, by kolejną edycją Biegu Na 6 Łap choć trochę urozmaicić im monotonną wakacyjną rzeczywistość, znów się ożywia. — Miałem kiedyś takiego psa, ale on był bardzo groźny, nikt nie mógł do niego podchodzić, tylko mnie tolerował — podkreśla z dumą.

Ma też opowieść o kotach. — Miałem kiedyś kotkę i kociaki, ale moja mama wszystkie pozabijała... — opowiada.

Trudno z głosu wyczytać, czy bardziej mu smutno, czy wesoło, że w zanadrzu ma taką ekscytującą opowieść. Gdy „ekscytujące” historie mu się kończą, aby znów przyciągnąć uwagę innych, nastolatek zaczyna śpiewać. To jakiś hip-hop. Jedna zwrotka, druga zwrotka, trzecia — piosenka zdaje się nie mieć końca. Końca zdaje się też nie mieć zapas sił chłopaka. — Tak, bo ja w takim znanym programie polegającym na śpiewaniu byłem. I nawet drugie miejsce zająłem, wyprzedziła mnie tylko taka dziewczynka — rzuca.

Eryk zaskakuje elokwencją i otwartością, przez moment naprawdę łatwo dać się wciągnąć w jego nieustającą żywą narrację. Jednak po chwili zastanawia tylko jedno: gdzie podział się prawdziwy, realny Eryk z prawdziwymi uczuciami i bolączkami? I co musiało się stać w jego życiu, że tak rozpaczliwie zabiega o uwagę nawet kosztem mówienia nieprawdy? Co, komu i za wszelką cenę próbuje udowodnić? Niestety w szpitalach na całym świecie przebywają tysiące podobnych mu młodych ludzi. Nierzadko emocjonalnie zaniedbanych przez rodziców.

— Rodzice nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie niosą ze sobą gry czy wirtualny świat. Dzieciaki nie mają czasu na budowanie własnej tożsamości, bo są zajęte budowaniem swoich osobowości w sieci. Jedno dziecko potrafi zbudować kilka czy kilkanaście swoich — często bardzo rozbieżnych charakterologicznie — awatarów. To niebezpieczne dla kształtującego się dopiero umysłu. To prawdziwy kryzys tożsamości — podkreśla Kazimierz Ewertowski, dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych, który działa przy Wojewódzkim Zespole Lecznictwa Psychiatrycznego w Olsztynie.

Czternastoletnia Diana* ma smutne wielkie oczy i gorejące blizny na nadgarstkach. Jest cicha i wycofana. Do szpitala trafia regularnie. Nie w głowie jej energiczne popisy. Za nią już kilka prób samobójczych.

— Czasami myślę, że lepiej, żeby mnie nie było, bo w sumie po co ja tu na tym świecie jestem? I tak nic nie potrafię. Czasem coś w środku tak bardzo mnie ściska, że prawie dusi i całymi nocami nie mogę spać. A jak zasnę, to i tak mam koszmary — opowiada.

Mówi, że cięcia, choć na chwilę, odwracają uwagę od smutku i bólu, który nosi w sobie. — Nie widzę sensu, żeby coś się miało dziać, po prostu skończmy z tym raz na zawsze — rzuca gorzko.

Ośmioletni Maciej* zachwyca się kolorową chustą Klanzy przygotowaną przez wolontariuszy, spędza pod zrobionym z niej namiotem dziesiątki minut, potem z namaszczeniem maluje kredkami i puszcza kolorowe bańki. Przez jakiś wydaje się szczęśliwym, beztroskim dzieckiem. I nagle sytuacja zmienia się diametralnie. Chłopak rzuca się na podłogę, na oślep bijąc drżącymi rękami, płacze, krzyczy.

— Nerwica, neurologiczne zaburzenia i całe mrowie rodzinnych zaniedbań — informuje ze smutkiem personel, w objęciach odprowadzając Macieja do sali.

— Trafiają do nas dzieci z tych dobrych i posażnych domów, jak i tych patologicznych. Tu nie ma reguły. W tych pierwszych rodzice często projektują dziecko według swojego planu, szeroko karząc każde odstępstwo. W tych drugich przeważa brak jakiegokolwiek pomysłu na kształtowanie młodej osobowości. Rodzice zapominają, że swojego dziecka należy słuchać, po prostu się go uczyć i na każdym kroku podkreślać, jak ważne ono jest dla nas. „A rób co chcesz, zejdź mi z oczu” jest dla takiego nastolatka sygnałem, że rodzicom mu na nim nie zależy, że chcą się go jak najszybciej pozbyć. A przecież wiadomo, że tak nie jest. Zatraciliśmy zdolność mówienia o uczuciach, mamy problem z komunikacją. Pamiętajmy, że w rodzinie główną rolę powinny odgrywać więzi, a nie więzy — zauważa dyrektor Ewertowski.

AP

*Imiona podopiecznych zostały zmienione

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. derez #2545879 | 77.253.*.* 30 lip 2018 14:42

    "Czasem trudno stwierdzić, co jest prawdą, a co sobie wymyślił"... Faktycznie bardzo trudno rozstrzygnąć czy dziecko ze szpitala psychiatrycznego nam czegoś nie wkręca.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  2. Sprzedawali dzieci do „domów publicznych” dla #2545585 | 2.163.*.* 29 lip 2018 19:50

    "Sprzedawali dzieci do „domów publicznych” dla homoseksualistów. Sąd był dla nich niezwykle  delikatny Wrocławski sąd wydał wyrok w sprawie Mariusza M., Piotra C. i Artura P., którzy handlowali polskimi dziećmi i wysyłali je do „domów publicznych” dla homoseksualistów w niemieckim Essen........ ​Hans M., główny organizator procederu, wciąż jest na wolności i niewykluczone, że wciąż również we Wrocławiu odbywa się ten sam proceder handlu ludźmi, sprowadzania i nakłaniania do prostytucji. Zmieniają się tylko osoby. Ci, którzy wcześniej byli ofiarami, stają się oprawcami dla innych – powiedział sędzia Poteralski...........​ http://www.p olishclub.org/2018/07/27/tolerancja-sadu -dla-handlarze-polskich-dzieci-do-pedals kich-burdeli-w-essen/

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. olsztynianin #2545575 | 88.156.*.* 29 lip 2018 19:17

      ZDROWI W SZPITALACH PSYCHATRYCZNYCH , A CHORZY PO-PSL PRZEZ 8 LAT RZADZILI POLSKA , OKRADAJAC KRAJ I SPOŁECZNOSC POLSKA NP W WARSZAWIE KAMIENICE ITD

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-9) odpowiedz na ten komentarz

    2. Belfer #2545517 | 176.221.*.* 29 lip 2018 16:21

      Ten ostatni akapit znakomicie obrazuje pracę nauczyciela i problemy wychowawcze z jakimi boryka się szkoła. Drodzy rodzice, więzi nie więzy, wychowywanie a nie chowanie. Smutne...

      Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz