Kocham tatę i wiem, że on kocha mnie. Znane kobiety mówią nam o swoich ojcach!

2018-06-23 14:05:33(ost. akt: 2018-06-23 14:31:36)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Pixabay

Kiedy w rodzinie rodzi się dziewczynka, każdy od razu wie, że będzie córeczką tatusia. Ona jest jego oczkiem w głowie, a on pierwszym ważnym mężczyzną w jej życiu. Jak ważnym?
Fot. Zbigniew Woźniak

Izabela Trojanowska
aktorka i piosenkarka
— Byłam córusią taty, który miał na imię Maksymilian. Można powiedzieć, że mnie rozpieszczał. Jak byłam malutka, sam zrobił mi domek dla lalek i uszył mi kapcie ze skóry, a w ogródku postawił huśtawkę i zbudował piaskownicę. Był umysłem ścisłym, elektrykiem z zawodu i „odbierał w terenie budowy”. Coraz częściej musiałam za nim tęsknić. Dlatego lubiłam, gdy zabierał mnie ze sobą do pracy.
Gdy zaczęłam śpiewać, był temu przeciwny. Uważał, że to jest „lekka muza”. Jak skończyłam 16 lat i dostałam nagrodę na festiwalu pieśni sakralnej za „Zwiastowanie” z rąk samego kardynała Karola Wojtyły, zmienił zdanie. Zresztą dostałam wtedy nagrodę świętego Maksymiliana Kolbego. Był katolikiem i zawsze w niedzielę chodziliśmy z nim i z moimi braćmi — Maksymilianem i Romanem — do kościoła. Szykował nam buciki, a chłopcom też prasował spodnie. Mamie nie dawał. Kiedyś, za podpowiedzią własnej mamy sprytnie po ślubie wyprasowała mu kanty w drugą stronę… Od tamtej pory sam używał żelazka, a mama miała lżej. Jeździliśmy też często na grzyby do Naterek. Bardzo lubił zbierać opieńki i potrafił je w specjalny sposób konserwować. Niestety zbyt wcześnie od nas odszedł, ale wspomnienia pozostały.


Fot. Bartosz Cudnoch

Ewa Cichocka
piosenkarka
— Jestem w tej wspaniałej sytuacji, że mój tata Piotr jest przy mnie. 22 maja skończył dziewięćdziesiątkę. Jest cudownym człowiekiem, niesamowicie pogodnym. Zapewne optymizm i pogodę ducha odziedziczyłam właśnie po nim.
Tata jest góralem. Mieszka w Olsztynie w domku przy torach, a właściwie przy nasypie kolejowym. Żartujemy sobie w rodzinie, że wybraliśmy takie miejsce, żeby tata miał namiastkę gór. Gdy wychodzi z domu, widzi coś wyższego i cieszy się, że mieszka w górach. Na Warmię oczywiście przywiodła go miłość, chociaż nie do końca, bo mama nie jest stąd, jest Kurpianką. Poznali się w harcerstwie i gdy szukali swojego miejsca na ziemi, przyjechali na Warmię. Muszę też przyznać, że mój tato jest zbójem. W młodości występował w zespole góralskim i do dziś wspomina, że tańczył zbójnickiego. Zdecydowanie miał zacięcie artystyczne. To też mam na pewno po nim. Tato bardzo mi sekunduje w tym, co robię. Jest cudownym człowiekiem. Oczywiście razem śpiewamy. Chociaż moja rodzina to sami indywidualiści. Gdy mamy coś wspólnie razem poczynić, okazuje się, że wśród nas są sami soliści. Większość czasu tracimy na to, co mamy zaśpiewać. Każdy chce realizować swoje plany i trudno nam się zgrać. Każdy chce być liderem. Niemniej bardzo kocham mojego tatę. Powtarzam mu to i wiem, że on również bardzo mnie kocha. I cieszę się, że mam go na co dzień.


Magdalena Bieńkowska
Fot. archiwum prywatne
Magdalena Bieńkowska

Magdalena Bieńkowska
Miss Polski 2015
— Z tatą mam świetny kontakt, z czego jestem bardzo dumna. Gdy byłam mała, tata mnie wszystkiego uczył. Bawił się ze mną, uprawiał sport, nauczył mnie pływać na łódce i grać w tenisa. Właściwie o jakiej aktywności nie pomyślę, tata był przy mnie. Mama była od prac domowych, a tata właśnie od tych przyjemnych. Myślę, że trochę jestem córeczką tatusia, trochę jego oczkiem w głowie. Ale tak to jest z jedynaczkami. Mam wrażenie, że nigdy nawet na mnie nie krzyczał, nigdy nie groził palcem. A nawet jeśli, to nie pamiętam tego. Generalnie byłam grzecznym dzieckiem, więc nie dawałam powodów do jakiejkolwiek złości. Z tego, co rodzice mi opowiadali, nie mieli za mną problemów. Nie przyprowadzałam nawet chłopaków do domu, bo przez długi czas ich nie miałam. Ani w podstawówce, ani gimnazjum, ani w liceum nawet. Tata nie musiał być ani zazdrosny, ani nie musiał się martwić. Tata do dziś mi ufa i uważam, że to najwspanialsze, jeśli rodzice mogą ufać dziecku. Tata zawsze wiedział, że wybiorę odpowiedniego kandydata.
Teraz sześć lat nie mieszkam już w rodzinnych Mikołajkach, więc nie widujemy się często. Ale we wszystkie święta czy ważne uroczystości jestem w domu. Staram się też odwiedzać rodziców chociaż raz w miesiącu. Na szczęście są telefony i wideorozmowy. To bardzo wygodne. Niby mówi się, że technologia to więcej złego niż dobrego, ale są też plusy. Kontakt jest ułatwiony, darmowy i szybki.

Milena Gauer
Fot. Przemek Getka
Milena Gauer

Milena Gauer
aktorka
— Tata stawiał nacisk na moją edukację, zwłaszcza na naukę języków. Jest operatorem filmowym i wie, że znajomość języków jest potrzebna. Chodziłam na lekcję angielskiego i gdy miałam wątpliwości, tata je rozwiewał. Próbował sam uczyć mnie też niemieckiego, ale mnie bardzo śmieszyło, jak mówił w tym języku. Nie dałam rady przez to przebrnąć. Gdy byłam nastolatką, zabierał mnie na wakacje. Jeździliśmy tylko we dwójkę. Do Hiszpanii, Grecji, Turcji. Dużo czytaliśmy wtedy i o tym gadaliśmy. Tata zresztą, jak gdzieś jedzie, uczy się słówek z danego języka i stara się ich używać. Dzisiaj jest bardzo fajnym dziadkiem. Jeszcze nie uczy ich angielskiego, za wcześnie na to.

Magdalena Faszcza
Fot. Zbigniew Woźniak
Magdalena Faszcza

Magdalena Faszcza
właścicielka szkoły tańca
— Mój tata ma na imię Janusz. Uwielbiam z nim podróżować. Kiedyś on zabierał mnie gdzieś na wycieczki, teraz ja go wyciągam. Tata jest cały czas w dobrej kondycji, nie narzeka też na zdrowie. Lubi pływać. Korzysta codziennie z basenu, a latem z jeziora. Podróżowaliśmy sporo, chociaż nie tak daleko. Takie były czasy i możliwości nie było. I to właśnie tata nauczył mnie wędrowania. Pamiętam do dziś nasze rejsy Cyranką po jeziorze Ukiel, ale i wyjazdy do Warszawy. Chodziliśmy po zakątkach starej Warszawy, bo chciał mi pokazać coś więcej.
Ostatnio na Wielkanoc pojechaliśmy do Sewilli. Zabrałam również mamę. Chciałam się podzielić z nimi swoją pasją. Jeżdżę tam od lat regularnie. Zależało mi, żeby zobaczyli na żywo miasto, ale przede wszystkim, żeby w święta zrobili coś innego. Nie tradycyjnie przy stole, ale biegając po przepięknym mieście. Byliśmy świadkami słynnych procesji podczas Semana Santa. Widzieliśmy kaptury nałożone na głowy, podniosłą muzykę. To zupełnie inny sposób celebrowania świąt. W Hiszpanii bardziej celebruje się niedzielę palmową do Wielkiego Czwartku. Całe miasto jest wtedy sparaliżowane, bo wszędzie można natknąć się na ołtarz. Tatę zachwyciło wielkie miasto, w którym mieszka ponad 700 tys. osób. To więcej niż w Olsztynie. W sezonie są tam nawet dwa miliony ludzi. Poza tym Sewilla w tym okresie przepięknie pachnie pomarańczami. Drzewka pomarańczowe są tam na każdym kroku.

not. AR