Wałpusza wciąż nie wymięka! Błękitni za burtą!
2018-07-28 17:13:04(ost. akt: 2018-08-12 17:17:23)
PIŁKA NOŻNA/// Ekipa Wałpuszy 07 Jesionowiec zgotowała jedną z największych sensacji rundy wstępnej Wojewódzkiego Pucharu Polski. Choć niewielu w to wierzyło, podopieczni trenera Cezarego Kucińskiego 28 lipca pokonali Błękitnych Pasym!
Kibice mogli być potężnie zdziwieni, ponieważ teoretycznie najsłabsza drużyna powiatu szczycieńskiego (drugie, premiowane awansem miejsce w tabeli klasy B) pokonała drużynę teoretycznie najsilniejszą (Błękitni jeszcze niedawno występowali w IV lidze, więc obie strony dzielił dystans 3 szczebli ligowych). Futbolowy bój Dawida z Goliatem? Wałpusza w roli Kopciuszka? Żadna ze stron nie miała jednak łatwo. Nie tylko ze względu na rywali, ale i przetaczającą się ostatnio przez Polskę falę upałów.
Gdy arbiter dmuchał w gwizdek po raz pierwszy, echem nad murawą w Zabielach niósł się jeszcze okrzyk Jesionowca: "Kto nie wymięka? Zero-siódemka!". Skazywana na porażkę Wałpusza zresztą nie tylko nie chciała oddać pola gry rywalom, ale i otworzyła wynik spotkania (w 18. minutę na listę strzelców wpisał się Mateusz Borowski). Ów zimny prysznic był najwyraźniej tym, czego potrzeba było pasymianom. Po dość szybkim zrewanżowaniu się dwoma bramkami (w 34. minucie gola zdobył Marcin Łukaszewski, a ledwie 4 minuty później punktował Arkadiusz Foruś) zdawało się, że faworyci mają już najgorsze za sobą. Nie mieli. Jesionowiec odpowiedział bramką Mateusza Lecha.
Obie drużyny dawały z siebie wszystko, nikt nie chciał odpuścić, a gra dość często przebiegała na granicy faulu. W 49. minucie ponowne prowadzenie Błękitnym zapewnił Bartosz Kurto. Pasymianie nie byli jednak w stanie utrzymać długo przewagi. W 58. minucie sędzia dopatrzył się nieprzepisowego zachowania w ich polu karnym. Futbolówkę pod pachę wziął wówczas Krystian Lisiewicz, który bez cienia litości zamienił "jedenastkę" na bramkę wyrównującą.
Do końca meczu było wciąż daleko. Z czasem coraz większą rolę na boisku odgrywały jednak warunki atmosferyczne, sięgające coraz głębiej po rezerwy sił piłkarzy. W tych mało komfortowych okolicznościach na wysokości zadania stanął Damian Musioł. W 66. minucie snajper Wałpuszy zmusił golkipera Błękitnych do kapitulacji. I - jak się okazało - był to ostatni gol, który publiczność mogła oklaskiwać tego dnia. Wynik poszedł w świat, 4:3 dla Wałpuszy, która - choć określana "Granatową" - ma ewidentnie szczęście do koloru błękitnego. Niedawno odprawili a-klasowych Błękitnych Klewki, teraz Błękitnych Pasym... Pozostaje żałować, że w Warszawie gra Legia, a nie również Błękitni, bo mielibyśmy pewnie nowego mistrza Polski.
— To już chyba tradycja. Dość często przegrywamy w pierwszym meczu, gdy przychodzi nam grać o puchar. Nasza kadra jest obecnie w dodatku bardzo wąska. Niemniej szczerze gratulujemy Wałpuszy wygranej i życzymy im powodzenia w dalszej walce — usłyszeliśmy po meczu w obozie Błękitnych Pasym.
Chwilę po meczu zamieniliśmy także kilka słów z trenerem Wałpuszy 07 Jesionowiec, Cezarym Kucińskim.
— Prosto z mostu: to wy zagraliście tak dobrze, czy to Błękitni zagrali tak kiepsko?
— To pytanie z gatunku tych, które łatwiej zadać, a na które bardzo, bardzo trudno odpowiedzieć (śmiech). Myślę, że jakaś część pasymian, tych grających od pierwszych minut, trochę nas pewnie zlekceważyła. Mogło to być "silniejsze od nich". A przynajmniej silniejsze niż ich początkowe nastawienie do meczu. Jednak nie wszyscy. Pasym nie zdołał nas zdominować. Gdyby narzucili swój rytm gry, to najpewniej byśmy ten mecz przegrali. Bo myślę, że grali dobrze. Utrzymywali się długo przy piłce i było widać, że mają to nieźle opanowane, to ich atut. Wówczas nie mogliśmy nic zrobić. Nam wystarczył jednak tylko moment ich nieuwagi. Gdy odzyskiwaliśmy piłkę, przechodziliśmy do szturmowego ataku. Przyniosło to efekt. Wygrywa ten, kto strzelił więcej bramek. Tym razem byliśmy to my.
Chwilę po meczu zamieniliśmy także kilka słów z trenerem Wałpuszy 07 Jesionowiec, Cezarym Kucińskim.
— Prosto z mostu: to wy zagraliście tak dobrze, czy to Błękitni zagrali tak kiepsko?
— To pytanie z gatunku tych, które łatwiej zadać, a na które bardzo, bardzo trudno odpowiedzieć (śmiech). Myślę, że jakaś część pasymian, tych grających od pierwszych minut, trochę nas pewnie zlekceważyła. Mogło to być "silniejsze od nich". A przynajmniej silniejsze niż ich początkowe nastawienie do meczu. Jednak nie wszyscy. Pasym nie zdołał nas zdominować. Gdyby narzucili swój rytm gry, to najpewniej byśmy ten mecz przegrali. Bo myślę, że grali dobrze. Utrzymywali się długo przy piłce i było widać, że mają to nieźle opanowane, to ich atut. Wówczas nie mogliśmy nic zrobić. Nam wystarczył jednak tylko moment ich nieuwagi. Gdy odzyskiwaliśmy piłkę, przechodziliśmy do szturmowego ataku. Przyniosło to efekt. Wygrywa ten, kto strzelił więcej bramek. Tym razem byliśmy to my.
— Tak szczerze: wierzyłeś w ten sukces? Niby dzieliła was ligowa przepaść.
— Oczywiście brałem pod uwagę, że przygoda z pucharem może zakończyć się właśnie na Pasymiu. Wierzyłem jednak mocno, że dysponując atutem własnego boiska możemy zdziałać cuda. Optymizmem natchnęła mnie też postawa chłopaków we wcześniejszym meczu z Klewkami. Po zwycięstwie byli dodatkowo w takim gazie jakiego jeszcze u nich nie widziałem.
— Oczywiście brałem pod uwagę, że przygoda z pucharem może zakończyć się właśnie na Pasymiu. Wierzyłem jednak mocno, że dysponując atutem własnego boiska możemy zdziałać cuda. Optymizmem natchnęła mnie też postawa chłopaków we wcześniejszym meczu z Klewkami. Po zwycięstwie byli dodatkowo w takim gazie jakiego jeszcze u nich nie widziałem.
Reszta na plus
Pozostałe dwie ekipy powiatu szczycieńskiego walczące o Wojewódzki Puchar Polski, SKS Szczytno i Omulew Wielbark, w sobotę także ograły swych rywali. Rywalem pierwszej z nich była a-klasowa Fortuna Gągławki.
Podopieczni nowego trenera Mirosława Rusieckiego wyszli na boisko i... zaczęli robić to, co powinni. Na przerwę szczytnianie schodzili więc z jednobramkowym prowadzeniem, które zapewnił Cezary Trzebiński. Po wznowieniu gry szczęście uśmiechnęło się do rywali (małe nieporozumienie pod własną bramką zaowocowało prezentem w postaci bramki samobójczej). Tablica wskazująca 1:1 podziałała na naszych niczym płachta na byka. Nim rozległ się ostatni gwizdek, na listę strzelców ponownie wpisał się Trzebiński, a dwa gole dorzucił od siebie i Arkadiusz Wnuk.
— Nie ma co ukrywać. Okres wakacyjny, nieco rozprężenia, chwila po zmianie trenera... To wszystko było widać. Nie jesteśmy jeszcze w takiej formie, jaką planujemy pokazać w rozgrywkach ligowych — podsumował po meczu Michał Bondaruk, kierownik drużyny. W kolejnym pucharowym wyzwaniu SKS zmierzy się z występującą w IV lidze Tęczą Biskupiec.
W roli triumfatorów w miniony weekend boisko opuściła i ostatnia z naszych ekip, Omulew Wielbark. Podopieczni trenera Mariusza Korczakowskiego pokonali na wyjeździe Leśnika Nowe Ramuki. W kolejnym starciu spotkają się na murawie z sąsiadami, wspomnianą Wałpuszą 07 Jesionowiec. Początek meczu 3 sierpnia o godzinie 18.30 (boisko w Zabielach).
Kamil Kierzkowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez