Mieszkańcy Wilkus uratowali łosia. Zwierzę wróciło do lasu

2021-12-06 12:33:59(ost. akt: 2021-12-06 14:40:58)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Mieszkańcy wsi Wilkus (gm. Pozezdrze, pow. węgorzewski) natknęli się w niedzielę na łosia, który wyglądał na bardzo słabego i chorego. Widocznych ran nie miał, jednak ledwo trzymał się na nogach. Chcieli mu pomóc, ale zderzyli się z urzędową rzeczywistością.
Młody łoś pojawił się o poranku w niedzielę, 5 grudnia na polanie niedaleko wsi Wilkus w gminie Pozezdrze. Mieszkańców wsi zaniepokoił stan zdrowia łosia, który był na tyle osłabiony, że z trudem utrzymywał się na nogach.

- Łoś był ledwie żywy – relacjonuje pani Julia, mieszkanka sąsiadującego przy polanie siedliska, która pierwsza zauważyła dzikie zwierzę i podjęła się misji ratunkowej. - Łoś wyglądał na bardzo chorego lub jakby ktoś go potrącił autem. Nie widać było u niego żadnych otwartych i krwawiących ran. Cały się trząsł. Z pewnością cierpiał.

Fot. archiwum prywatne

Był weekend i nikt nie potrafił pomóc choremu łosiowi. Chcieli również mieszkańcy wsi Wilkus, ale nie było łatwo. Szczególnie w niedzielę, kiedy urzędy i instytucje są zamknięte.

- Niestety, do nikogo z Nadleśnictwa Borki nie mogliśmy się dodzwonić – informują mieszkańcy wsi. - Odezwała się do nas pani z urzędu gminy w Kruklankach i powiedziała, że to nie ich teren tylko gminy Pozezdrze i że zawiadomiła miejscowego łowczego. Dostaliśmy też informację, że powiadomiono koło łowieckie, ale myśliwi kazali dzwonić do nadleśnictwa. Baliśmy się, żeby nie odstrzelili tego łosia. Każdy odsyłał nas do kolejnej instytucji. O co tu chodzi? Nie ma nikogo odpowiedzialnego w takiej sytuacji? Przecież mieszkamy na Mazurach, gdzie wokół mnóstwo lasów, jezior i dzikich zwierząt. One też czasem potrzebują pomocy ludzi.

Mieszkańcy zawiadomili policję i Straż Ochrony Przyrody. To właśnie straż najszybciej zareagowała na sygnały o chorym łosiu próbując pomóc w rozwiązaniu problemu.

- Obdzwoniłyśmy z panią Julią wiele instytucji, ale bezskutecznie – mówi Jolanta Futera, komendant powiatowy Straży Ochrony Przyrody w Giżycku. - Policja odesłała nas do gminy. Urzędnicy w gminach nie pełnią w weekendy dyżurów poza tym często nie posiadają też umowy z lekarzem weterynarii, który mógłby interweniować w podobnych sytuacjach. Niedziela i nie można z nikim się skontaktować. Nikt nie odbiera telefonów. Cały dzień walczyłyśmy. Nikt nie udzielił łosiowi pomocy. Urzędy i instytucje pracują od poniedziałku do piątku. Przyroda nie śpi w weekendy. Straż Ochrony Przyrody nie posiada odpowiednich środków i uprawnień, by zająć się dzikim zwierzęciem. Nie ma też w pobliżu ośrodka rehabilitacyjnego dla dzikich zwierząt. Trudno nawet było ustalić, do kogo należy teren, na którym znajduje się chory łoś i kto powinien zająć się cierpiącym zwierzęciem. Niektórzy twierdzą, że to naturalna selekcja, niech się wilki nim zajmą lub inne drapieżniki. Dobrze, jeśli dzieje się to w lesie, ale nie prawie pod domem ludzi, którzy nie są obojętni na męczarnię zwierząt, nawet dzikich. Poza tym łoś jest pod ochroną i należało udzielić mu pomocy.

Fot. archiwum prywatne

Kto i kiedy odpowiada za dzikiego zwierza

Generalna zasada jest taka, że odpowiada właściciel terenu, gdzie znajduje się chore lub martwe dzikie zwierzę. Za porządek na drogach publicznych odpowiadają ich zarządcy. Sprawa jest też jasna, gdy zwierzę przebywa pod lasem, na polanie, w zagajniku lub na innym terenie należącym do nadleśnictwa.

– Przyjmujemy takie zgłoszenia i natychmiast reagujemy – informuje Krzysztof Dąbkowski, nadleśniczy Nadleśnictwa Giżycko. – Jednak nasza straż leśna nie zajmuje się przypadkami poza obszarami nadleśnictwa. Zgłaszamy je odpowiednim służbom i instytucjom. Nie każdy mieszkaniec musi wiedzieć, kto jest właścicielem terenu, na którym znajduje się dzika zwierzyna, która potrzebuje pomocy.

Fot. arch. prywatne

Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt gmina ma obowiązek opieki nad zwierzętami nie tylko bezdomnymi, ale też dzikimi. Musi zapewnić im schronienie i opiekę weterynaryjną. Oczywiście, jeśli zwierzę znajduje się na terenie gminnym.

– Do zadań gminy należy udzielanie pomocy dzikim zwierzętom przebywającym na terenie gminy – informuje Patryk Czyż ze Straży Leśnej Nadleśnictwa Giżycko, a co potwierdzają lekarze weterynarii – W szczególności poprzez zorganizowanie akcji ratunkowych lub zapewnienie transportu zwierząt do ośrodków rehabilitacji. Pojawienie się zwierząt łownych poza ich środowiskiem naturalnym należy traktować tak samo, jak pojawienie się zwierząt bezdomnych. Powiatowy lekarz weterynarii winien być powiadomiony w przypadku podejrzenia u zwierzęcia choroby zakaźnej zwalczanej z urzędu.

Mieszkańcy tego nie wiedzą, więc często zdarza się, że zawiadamiają nawet straż miejską w Giżycku, ponieważ gminne straże zostały zlikwidowane, a urzędnicy w gminach nie pełnią dyżurów podczas weekendów.

– Każde zgłoszenie przyjmujemy i sprawdzamy – informuje Maciej Ambroziak, komendant Straży Miejskiej w Giżycku. – Interweniujemy bez względu na to czy jest to bezdomne czy dzikie zwierzę. Jeśli znajduje się ono w granicach administracyjnych miasta powiadamiamy odpowiednią instytucję. Jeśli jest to poza naszym obszarem, zawiadamiamy określony urząd gminy czy innego zarządcę terenu.

W przypadku łosia ze wsi Wilkus, urzędnik gminny z Pozezdrza interweniował w poniedziałek rano. Okazało się, że łoś nakarmiony m.in. jabłkami przez mieszkańców wsi, po wielu godzinach samodzielnie stanął na nogi i skubał gałązki z pobliskich drzew. Wrócił do lasu.
Renata Szczepanik

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. grand #3083760 7 gru 2021 20:31

    Brawo mieszkańcy Wilkus. Jesteście dobrymi ludźmi.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5