Żona mnie biła. Znosiłem to dla dzieci

2022-11-25 12:06:59(ost. akt: 2022-11-25 12:12:37)
Pan Andrzej przez kilka lat żył w bezradności i poczuciu wstydu, że był ofiarą swojej żony

Pan Andrzej przez kilka lat żył w bezradności i poczuciu wstydu, że był ofiarą swojej żony

Autor zdjęcia: pixabay.com

Najczęściej słyszy się, że sprawcą przemocy w rodzinie jest mężczyzna. Jednak nie zawsze. Dla wielu z nich to bardzo trudny i wstydliwy temat. — Żona przez wiele lat znęcała się nade mną psychicznie i fizycznie. Godziłem się na to wszystko przez 7 lat, bo myślałem, że dla dobra dzieci muszę to przetrwać — opowiada pan Andrzej.
Przemoc w rodzinie to wciąż dla wielu temat tabu. Najczęściej dotyka kobiety, które przez lata żyją w domowym piekle. Jednak czasem to nie kobiety doświadczają przemocy. Szczególnie przemilczana i nieobecna w świadomości społecznej jest przemoc kobiet wobec mężczyzn. O tym mówi się rzadko, bo mężczyźni wstydzą się głośno o tym mówić. Żyją często w bezradności i poczuciu wstydu, że są ofiarami swoich partnerek.

Agresywna żona
Tak było w przypadku pana Andrzeja. Przez kilka lat wstydził się przeciwstawić agresji i przemocy ze strony żony. Dramat rozgrywał się za drzwiami ich domu. Na pozór wspaniała, zgodna rodzina, a w rzeczywistości na oczach dzieci rozgrywał się koszmar.
— Przemoc dotyka nie tylko ludzi biednych, z patologicznych rodzin… Zdarza się też w domach, które z pozoru są idealne — mówi pan Andrzej. — Przez wiele lat znosiłem upokorzenia, bicie, wyzwiska. Nie umiałem przeciwstawić się swojej żonie. Ona, zadbana, dziewczyna po studiach, z dobrego domu, szanowana przez sąsiadów… Żona, matka, koleżanka. Ta kobieta miałaby być katem? Kto mi by uwierzył? Bałem się odejść od niej, bo myślałem, że dzieci będą miały mi za złe. Gdzieś czaił się też we mnie strach, że jeśli nie będzie miała się na kim wyżyć, to może zrobić krzywdę dzieciom… Tkwiłem w tym związku i pozwalałem na bicie i poniżanie. Dziś wiem, że popełniłem błąd, tkwiąc w tym chorym związku. Skrzywdziłem dzieci, ale i siebie… Mam 43 lata i bagaż lat życia w koszmarze.
Pan Andrzej jest ojcem dwóch synów. Dwa lata temu postanowił odejść od żony, która przez lata znęcała się nad nim psychicznie i fizycznie. Wysoki, przystojny mężczyzna o smutnych oczach i siwych włosach.
— Początki naszej miłości były piękne. Jak w bajce. My młodzi, urodziwi, pełni planów i marzeń na przyszłość — wspomina. — Ania była o 6 lat młodsza, ale nie przeszkadzało nam to. Ja miałem dobrą pracę, ona kończyła szkołę i poszła na studia. Po ich ukończeniu pobraliśmy się, kupiliśmy dom i zamieszkaliśmy w nim. Pierwsze miesiące były cudowne, ale dość szybko okazało się, że moja żona nie liczy się z moim zdaniem, że wszystko musi być tak, jak ona chce. Byłem zakochany, więc nie zwracałem na to uwagi, a kiedy na świecie pojawiły się dzieci, oszalałem ze szczęścia. Żona zajmowała się chłopcami, ale kiedy wracałem do domu, to ja się nimi opiekowałem. Ania miała czas, żeby wyjść do kosmetyczki, na spotkania ze znajomymi czy na jakąś dyskotekę. Po raz pierwszy uderzyła mnie, gdy zwróciłem jej uwagę, że za często wychodzi na nocne imprezy. Dostałem wtedy w twarz i usłyszałem tyle wyzwisk, że nic nie powiedziałem, bo byłem w szoku.

Męża trzeba sobie wychować…
Przez kilka dni po awanturze w domu panowały „ciche dni”. Żona pana Andrzeja przeprosiła go i zapewniała, że to już się nie zdarzy. Niestety kilka tygodni później sytuacja się powtórzyła. Potem było już tylko gorzej. Agresja słowna zmieniała się w przemoc fizyczną.
— Nie było dnia, żeby Anka nie wychodziła gdzieś. Zostawiała dzieci i dom na mojej głowie. Przychodziłem z pracy, musiałem ugotować obiad i zająć się chłopcami. Żona w tym czasie szła a to do znajomych, a to do fryzjera albo kosmetyczki. Zabroniła mi spotykać się z moją rodziną – nie chciała, żeby nas odwiedzali. Tylko jej rodzina i znajomi mogli pojawiać się w naszym domu. Ona siedziała z nimi przy stole, a ja robiłem kawkę i zajmowałem się dziećmi. Śmiała się do nich, że „męża trzeba sobie wychować”. Początkowo próbowałem protestować, ale jak poszli, to dostałam opieprz, a i czasem po głowie.
Pan Andrzej cały czas pracował. Z każdym rokiem było już tylko gorzej. Każdy pretekst był dobry. Żona nie przebierała też w słowach, a rękoczyny stały się czymś normalnym.
— Nigdy nikomu nie opowiedziałem o tym, co dzieje się w naszym domu. Bałem się i chyba jeszcze bardziej wstydziłem — tłumaczy. — Koledzy i znajomi zazdrościli mi, że mamy dom, auto i że mam młodą i piękną żonę… Mnie to nie cieszyło, ale nie umiałem przełamać się i powiedzieć, że dzieje mi się krzywda. Żona nie biła dzieci nigdy, ale im byli starsi, tym częściej byli świadkami awantur, jakie mi robiła. Dziś, kiedy myślę o tych sytuacjach, jestem przekonany, że dzieciom było trudno słuchać tego wszystkiego. Żyliśmy w pięknym domu, ale brakowało w nim miłości i zrozumienia. Tłumaczyłem chłopcom, kiedy byli mali, że mama krzyczy, bo ma zły dzień.

Złamała mi rękę
Pan Andrzej tkwił w małżeństwie i cierpiał. Podczas kolejnej awantury żona zabrała kluczyki od auta i chciała wyjechać. Mężczyzna próbował ją zatrzymać, ale wtedy doszło do nieszczęścia.
— Anka trzasnęła drzwiami auta tak mocno, że złamała mi rękę, kiedy usiłowałem zabrać jej kluczyki — opowiada. — Zemdlałem, a ona mnie zostawiła na podwórku. Kiedy się ocknąłem, dzieci siedziały przy mnie i płakały. To wtedy postanowiłem, że muszę zmienić swoje życie. Zadzwoniłem na policję i po karetkę, moi rodzice zabrali chłopców. Dopiero po powrocie ze szpitala powiedziałem im, co znosiłem przez lata.
Ruszyła machina procedur i sprawa rozwodowa, na której kobieta stwierdziła, że dzieci mogą pozostać przy ojcu. Postanowiła też wyjechać do Anglii i tam zacząć nowe życie. Pan Andrzej ucieszył się, że będzie mógł opiekować się dziećmi. We wszystkim pomagają mu rodzice i siostra.
— Teraz jesteśmy szczęśliwi i spokojni — mówi. — Dzieci zasypiają spokojnie, nie budzą się w nocy z krzykiem. Ja też staram się od nowa poukładać życie. Korzystam z terapii u psychiatry. Powoli dochodzę do siebie.

Odejść od sprawcy przemocy
— Każdej osobie radzę, by nie tkwiła w związku, w którym przemoc staje się codziennością. To nie jest życie — tłumaczy. — Nie pozwólmy się krzywdzić, nie oszukujmy się, że będzie lepiej, bo tak nie będzie. Chcę wykorzystać teraz każdy dzień, by zacząć żyć na nowo, w pełni. Tylko czasami budzę się rano mokry od potu, bo śnią mi się koszmary, w których żona mnie bije. Żałuję, że tak długo nie potrafiłem podjąć decyzji o odejściu od niej… Ale lepiej późno niż wcale. Może kiedyś zaufam innej kobiecie, teraz chcę zająć się swoimi synami. Stworzyć im prawdziwy, bezpieczny dom!

Joanna Karzyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5