60 lat temu - w Święta powiedzieliśmy sakramentalne "TAK"
2021-12-26 12:25:49(ost. akt: 2021-12-26 12:33:06)
— Miłość nie oznacza emocjonalnego przemijania czy chwilowego oczarowania, ale wyraża wolę i odpowiedzialną decyzję związania się całkowicie „na dobre i na złe”. Jest darem samego siebie drugiemu człowiekowi — te słowa św. Jana Pawła II są doskonałą puentą wspólnie przeżytych lat Danuty i Jana Mikołajewskich, którzy 60 lat temu w Święta Bożego Narodzenia złożyli małżeńską przysięgę.
Niewiele jest par, którym udało się wytrwać razem aż do diamentowych godów. Z tej okazji pani Danuta i Jan Mikołajewscy ze Świętajna odnowili przyrzeczenie małżeńskie. Dostojni jubilaci są ambasadorami miłości, wzorem zgody i małżeńskiej miłości dla wszystkich, którzy decydują się związać węzłem małżeńskim. Należy im się szacunek i wyrazy uznania za przykład, jaki dają młodemu pokoleniu szczerze powtarzając formułę przysięgi małżeńskiej – „w zdrowiu i chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy”.
Mieszkali na tej samej ulicy
Pan Jan urodził się 1939 roku, natomiast pani Danuta w 1941 Ich rodziny po wojnie znalazły się w Świętajnie. Przypadek sprawił, że zamieszkali na tej samej ulicy. Tak zaczęła się ich znajomość - najpierw dziecięca, potem szkolna znajomość, która przerodziła się w młodzieńczą miłość.
— Znaliśmy się od zawsze, z jej bratem się kolegowałem — opowiada pan Jan. — Mieszkaliśmy na tej samej ulicy, chodziliśmy do tej samej szkoły. Danusia zawsze mi się podobała, przyjaźń przerodziła się w miłość. Oświadczyłem się i zostałem przyjęty.
—W Janku wszystko mi się podobało — przyznaje pani Danuta. — Zakochaliśmy się w sobie i zdecydowaliśmy się pobrać. Wybraliśmy datę ślubu na 26 grudnia 1961 roku. Była piękna suknia, welon... Pamiętam, że nie mogłam się doczekać chwili kiedy będziemy już małżeństwem.
Dzień ślubu państwo Mikołajewscy wspominają ze wzruszeniem. Do ślubu pojechali taksówką kolegi pana Janka. Ciągle trzymali się za ręce i patrzyli z miłością w oczy.
— Mróz był straszny. Zimno było ale w sercu człowiek czuł taką radość — wspomina. — Mieliśmy piękny ślub w kościele w Świętajnie. A atmosfera Świąt jeszcze bardziej podkreślała ten cudowny dzień.
Pan Jan urodził się 1939 roku, natomiast pani Danuta w 1941 Ich rodziny po wojnie znalazły się w Świętajnie. Przypadek sprawił, że zamieszkali na tej samej ulicy. Tak zaczęła się ich znajomość - najpierw dziecięca, potem szkolna znajomość, która przerodziła się w młodzieńczą miłość.
— Znaliśmy się od zawsze, z jej bratem się kolegowałem — opowiada pan Jan. — Mieszkaliśmy na tej samej ulicy, chodziliśmy do tej samej szkoły. Danusia zawsze mi się podobała, przyjaźń przerodziła się w miłość. Oświadczyłem się i zostałem przyjęty.
—W Janku wszystko mi się podobało — przyznaje pani Danuta. — Zakochaliśmy się w sobie i zdecydowaliśmy się pobrać. Wybraliśmy datę ślubu na 26 grudnia 1961 roku. Była piękna suknia, welon... Pamiętam, że nie mogłam się doczekać chwili kiedy będziemy już małżeństwem.
Dzień ślubu państwo Mikołajewscy wspominają ze wzruszeniem. Do ślubu pojechali taksówką kolegi pana Janka. Ciągle trzymali się za ręce i patrzyli z miłością w oczy.
— Mróz był straszny. Zimno było ale w sercu człowiek czuł taką radość — wspomina. — Mieliśmy piękny ślub w kościele w Świętajnie. A atmosfera Świąt jeszcze bardziej podkreślała ten cudowny dzień.
60 lat minęło jak jeden dzień
Małżonkowie doczekali się dwójki dzieci: Andrzeja i Ewy. Pan Jan pracował w różnych miejscach, przeważnie jako kierowca. Przez większość swojego życia był też strażakiem ochotnikiem w OSP Świętajno. Pani Danuta od młodych lat przejawiała zdolności kulinarne. Pracowała zawodowo w gospodzie w Świętajnie i zajmowała się domem.
— Żona to wspaniała kucharka. Potrafi wyczarować coś z niczego — chwali potrawy żony pan Jan. —Wszystkie potrawy żony lubię, sam sobie umiem coś przygotować jak trzeba, np. herbatę - śmieje się.
Małżonkowie są już na emeryturach, mieszkają z córką Ewą, na tej samej ulicy mieszka też ich syn. Doczekali dwóch wnuków: Adama i Marcela oraz prawnucząt: Oskara i Nadii. Wspierają się w codziennym życiu, dbają o siebie w czasie choroby. Tak jak obiecali w dniu ślubu - są ze sobą na dobre i złe.
Małżonkowie doczekali się dwójki dzieci: Andrzeja i Ewy. Pan Jan pracował w różnych miejscach, przeważnie jako kierowca. Przez większość swojego życia był też strażakiem ochotnikiem w OSP Świętajno. Pani Danuta od młodych lat przejawiała zdolności kulinarne. Pracowała zawodowo w gospodzie w Świętajnie i zajmowała się domem.
— Żona to wspaniała kucharka. Potrafi wyczarować coś z niczego — chwali potrawy żony pan Jan. —Wszystkie potrawy żony lubię, sam sobie umiem coś przygotować jak trzeba, np. herbatę - śmieje się.
Małżonkowie są już na emeryturach, mieszkają z córką Ewą, na tej samej ulicy mieszka też ich syn. Doczekali dwóch wnuków: Adama i Marcela oraz prawnucząt: Oskara i Nadii. Wspierają się w codziennym życiu, dbają o siebie w czasie choroby. Tak jak obiecali w dniu ślubu - są ze sobą na dobre i złe.
Recepta na miłość
W życiu bywało różnie, ale oni zawsze szli razem, nie poddając się trudnościom i razem dzieląc radości i smutki. Są szczęśliwi i wciąż aktywni, mimo że od dawna są już emerytami. Znają smak trudów życia, poznali czasy bojaźni o siebie, bliskich i rodzinę. Pomimo tych trudnych doświadczeń, dokonali rzeczy niezwykłych. Tworzyli na nowo i z sukcesem rodzinne kręgi, wychowali kolejne pokolenia, zapewnili swoim dzieciom, wnukom i prawnukom poczucie sensu i pewności, a życie dostarczyło i dostarcza im wielu radości.
— Każdego dnia dziękujemy, że mamy tak wspaniałe dziećmi — mówią małżonkowie. — Bycie rodzicem to najwspanialsza rola życiowa. Może nie zawsze w życiu wszystko wychodzi, może czasem popełnialiśmy jakieś błędy wychowawcze, ale zawsze chcieliśmy i chcemy dobrze dla swoich dzieci. Nie ma chyba większej miłości i wspanialszej relacji niż rodzica z dziećmi. Jesteśmy dumni, że wychowaliśmy ich na dobrych ludzi, którzy potrafią uszanować drugiego człowieka — cieszą się.
— Najważniejsze w małżeństwie jest to być dla siebie dobrym. I pamiętać o tym cały czas — zgodnie podkreślają. — Ciężko pracowaliśmy przez całe życie, by niczego naszym dzieciom nie brakowało i by pokazać im, czym jest miłość, szacunek i uczciwość. Chyba nam się to się udało. Dziś to nasze dzieci, wnuki i prawnuki są naszą największą dumą i radością.
W życiu bywało różnie, ale oni zawsze szli razem, nie poddając się trudnościom i razem dzieląc radości i smutki. Są szczęśliwi i wciąż aktywni, mimo że od dawna są już emerytami. Znają smak trudów życia, poznali czasy bojaźni o siebie, bliskich i rodzinę. Pomimo tych trudnych doświadczeń, dokonali rzeczy niezwykłych. Tworzyli na nowo i z sukcesem rodzinne kręgi, wychowali kolejne pokolenia, zapewnili swoim dzieciom, wnukom i prawnukom poczucie sensu i pewności, a życie dostarczyło i dostarcza im wielu radości.
— Każdego dnia dziękujemy, że mamy tak wspaniałe dziećmi — mówią małżonkowie. — Bycie rodzicem to najwspanialsza rola życiowa. Może nie zawsze w życiu wszystko wychodzi, może czasem popełnialiśmy jakieś błędy wychowawcze, ale zawsze chcieliśmy i chcemy dobrze dla swoich dzieci. Nie ma chyba większej miłości i wspanialszej relacji niż rodzica z dziećmi. Jesteśmy dumni, że wychowaliśmy ich na dobrych ludzi, którzy potrafią uszanować drugiego człowieka — cieszą się.
— Najważniejsze w małżeństwie jest to być dla siebie dobrym. I pamiętać o tym cały czas — zgodnie podkreślają. — Ciężko pracowaliśmy przez całe życie, by niczego naszym dzieciom nie brakowało i by pokazać im, czym jest miłość, szacunek i uczciwość. Chyba nam się to się udało. Dziś to nasze dzieci, wnuki i prawnuki są naszą największą dumą i radością.
Diamentowe Gody
— Dziękujemy Bogu, że pozwolił nam doczekać tego pięknego wieku razem i cieszyć się swoją obecnością — zapewniają wzruszeni. — Przeżyć wspólnie tyle lat, z radością patrzeć na swoje dzieci, wnuki i prawnuki.... Nie wyobrażamy już sobie, że mogłoby któregoś z nas zabraknąć. 60 lat to tak dużo, ale jak szybko minął ten czas.
W ciągu tych długich, wspólnie przeżytych lat było wiele dni radosnych i pięknych, były dni smutne i przykre, ale wszystkie przeżycia związały to małżeństwo jeszcze bardziej i potwierdziły słuszność decyzji sprzed lat.
Dzieci państwa Mikołajewskich darzą ich ogromnym uczuciem, dbają o nich, wspierają. Małżonkowie z racji wieku zmagają się z chorobami i potrzebują często pomocy.
— Rodzice to wspaniali ludzie, którzy dali nam ogrom miłości — mówią dzieci małżonków. — To mama jednak zawsze scalała naszą rodzinę, okazywała najwięcej miłości, zrozumienia i sprawiała, że w naszym domu zawsze było rodzinne ciepło. To ona tuliła nas do snu, całowała w czoło, opatrywała skaleczone kolana... Wciąż taka jest...
— Dziękujemy Bogu, że pozwolił nam doczekać tego pięknego wieku razem i cieszyć się swoją obecnością — zapewniają wzruszeni. — Przeżyć wspólnie tyle lat, z radością patrzeć na swoje dzieci, wnuki i prawnuki.... Nie wyobrażamy już sobie, że mogłoby któregoś z nas zabraknąć. 60 lat to tak dużo, ale jak szybko minął ten czas.
W ciągu tych długich, wspólnie przeżytych lat było wiele dni radosnych i pięknych, były dni smutne i przykre, ale wszystkie przeżycia związały to małżeństwo jeszcze bardziej i potwierdziły słuszność decyzji sprzed lat.
Dzieci państwa Mikołajewskich darzą ich ogromnym uczuciem, dbają o nich, wspierają. Małżonkowie z racji wieku zmagają się z chorobami i potrzebują często pomocy.
— Rodzice to wspaniali ludzie, którzy dali nam ogrom miłości — mówią dzieci małżonków. — To mama jednak zawsze scalała naszą rodzinę, okazywała najwięcej miłości, zrozumienia i sprawiała, że w naszym domu zawsze było rodzinne ciepło. To ona tuliła nas do snu, całowała w czoło, opatrywała skaleczone kolana... Wciąż taka jest...
Joanna Karzyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez