Największa motywacja to miłość
2021-12-05 19:21:38(ost. akt: 2021-12-05 19:32:49)
— W naszym małżeństwie miłość była zawsze i jest nadal. Wciąż się kochamy, wspieramy, martwimy o siebie i trzymamy za ręce. Oby jak najdłużej! — mówią małżonkowie Irena i Emilian Trzepiota ze Szczytna. Są razem już ponad 70 lat.
Pan Emilian urodził się 30 czerwca 1929 roku i pochodzi z Zamojszczyzny, natomiast pani Irena urodziła się 17 marca 1933 roku i pochodzi z okolic Mławy. Poznali się w Elblągu, gdzie pan Emilian przebywał w wojsku, a pani Irena pracowała w tamtejszej szkole oficerskiej. Byli bardzo młodzi — on miał wtedy 21 lat, ona 17.
— Żona była bardzo piękna, jak ją zobaczyłem, od razu mi się spodobała — opowiada pan Emilian. — Byliśmy bardzo młodzi, ale przekonani, że razem damy radę.
Związek małżeński zawarli 8 listopada 1951 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Elblągu. Czasy były wówczas mroczne, ponieważ Polską rządził Bolesław Bierut pod kuratelą Stalina. Potem, ze względu na wojskową pracę pana Emiliana, kilkakrotnie zmieniali miejsce zamieszkania. Do Szczytna przybyli w 1968 roku. Pan Emilian został tu skierowany, by założyć jednostkę wojskową w Lipowcu. Był jej pierwszym dowódcą.
— Żona była bardzo piękna, jak ją zobaczyłem, od razu mi się spodobała — opowiada pan Emilian. — Byliśmy bardzo młodzi, ale przekonani, że razem damy radę.
Związek małżeński zawarli 8 listopada 1951 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Elblągu. Czasy były wówczas mroczne, ponieważ Polską rządził Bolesław Bierut pod kuratelą Stalina. Potem, ze względu na wojskową pracę pana Emiliana, kilkakrotnie zmieniali miejsce zamieszkania. Do Szczytna przybyli w 1968 roku. Pan Emilian został tu skierowany, by założyć jednostkę wojskową w Lipowcu. Był jej pierwszym dowódcą.
Z Elbląga na Mazury
— Szkołę oficerską rozpocząłem w 1948 roku w Jeleniej Górze, potem przeniesiono mnie do Elbląga, gdzie poznałem miłość swojego życia — mówi pan Emilian. — Moje pierwsze stanowisko dowódcze to pluton podchorążych w Elblągu, skąd po kilku miesiącach trafiłem do 64. Pułku Zmechanizowanego w Czarnym. Potem służyłem we Wrocławiu w 14. Dywizji Obrony Powietrznej Kraju. W 1957 roku zostałem dowódcą 163. Kompanii Radiolokacyjnej w Plewkach. Do Lipowca w sierpniu 1968 roku trafiłem z misją załagodzenia konfliktu pomiędzy dowódcą a nawigatorami. Zamieszkałem z rodziną w Szczytnie. Formowałem batalion w Lipowcu i byłem jego pierwszym dowódcą. Miałem opinię dowódcy rządzącego twardą ręką, ale z dużą dozą tolerancji. W lutym 1984 roku odszedłem do cywila. Otrzymałem Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski. Lata pracy w wojsku kosztowały mnie wiele wysiłku, angażowałem się w pracę całym sobą.
Po przejściu na emeryturę pan Emilian podjął pracę w samorządzie powiatowym. To również dzięki jego staraniom i pismu do ministra obrony narodowej, które wystosował, przekazano teren lotniska w Szymanach władzom powiatu.
Pani Irena pracowała zawodowo i zajmowała się domem. To wspaniała gospodyni, której potrawy zachwycały smakiem. Pan Emilian o żonie mówi w samych superlatywach. Mówi, że lepszej małżonki nie mógł sobie wymarzyć i że to ona scalała przez całe życie ich związek swoją dobrocią.
— Miałam niecałe 18 lat, jak wyszłam za mąż. Ale Emilian bardzo mi się podobał i zawsze marzyłam, że wyjdę za mąż za wojskowego — wspomina pani Irena. — I marzenie się spełniło. Pierwsze meble braliśmy na raty. Zaczynaliśmy od zera, ale nie żałuję. Przez tyle lat nie mieliśmy cichych dni. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, pójść na kompromis. Mąż jest dobrym człowiekiem. Umiałam wszystko zrobić, gotowałam smacznie, mieliśmy ogródek z warzywami. Stworzyliśmy dobry związek i wspaniałą rodzinę.
— Szkołę oficerską rozpocząłem w 1948 roku w Jeleniej Górze, potem przeniesiono mnie do Elbląga, gdzie poznałem miłość swojego życia — mówi pan Emilian. — Moje pierwsze stanowisko dowódcze to pluton podchorążych w Elblągu, skąd po kilku miesiącach trafiłem do 64. Pułku Zmechanizowanego w Czarnym. Potem służyłem we Wrocławiu w 14. Dywizji Obrony Powietrznej Kraju. W 1957 roku zostałem dowódcą 163. Kompanii Radiolokacyjnej w Plewkach. Do Lipowca w sierpniu 1968 roku trafiłem z misją załagodzenia konfliktu pomiędzy dowódcą a nawigatorami. Zamieszkałem z rodziną w Szczytnie. Formowałem batalion w Lipowcu i byłem jego pierwszym dowódcą. Miałem opinię dowódcy rządzącego twardą ręką, ale z dużą dozą tolerancji. W lutym 1984 roku odszedłem do cywila. Otrzymałem Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski. Lata pracy w wojsku kosztowały mnie wiele wysiłku, angażowałem się w pracę całym sobą.
Po przejściu na emeryturę pan Emilian podjął pracę w samorządzie powiatowym. To również dzięki jego staraniom i pismu do ministra obrony narodowej, które wystosował, przekazano teren lotniska w Szymanach władzom powiatu.
Pani Irena pracowała zawodowo i zajmowała się domem. To wspaniała gospodyni, której potrawy zachwycały smakiem. Pan Emilian o żonie mówi w samych superlatywach. Mówi, że lepszej małżonki nie mógł sobie wymarzyć i że to ona scalała przez całe życie ich związek swoją dobrocią.
— Miałam niecałe 18 lat, jak wyszłam za mąż. Ale Emilian bardzo mi się podobał i zawsze marzyłam, że wyjdę za mąż za wojskowego — wspomina pani Irena. — I marzenie się spełniło. Pierwsze meble braliśmy na raty. Zaczynaliśmy od zera, ale nie żałuję. Przez tyle lat nie mieliśmy cichych dni. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, pójść na kompromis. Mąż jest dobrym człowiekiem. Umiałam wszystko zrobić, gotowałam smacznie, mieliśmy ogródek z warzywami. Stworzyliśmy dobry związek i wspaniałą rodzinę.
Nie mieli w życiu łatwo
Pan Emilian ma dziś 92 lata, jego małżonka jest o 4 lata młodsza. Trudna młodość i wojna odmieniła ich losy. Oboje nie mieli łatwo w życiu.
— Mama umarła bardzo młodo w 1941 roku — opowiada pan Emilian. — Ojciec ożenił się po raz kolejny, jednak życie z macochą nie było łatwe. Szybko musiałem się wyprowadzić z domu. U żony w domu było natomiast biednie. Kiedy się pobraliśmy, nie mieliśmy nic. Wszystkiego dorabialiśmy się od zera, z pracy swoich rąk.
Szczęśliwe małżeństwo wychowało dwóch synów — Wiesława i Leszka, doczekało czwórki wnucząt — Pawła, Piotra, Ryszarda i Joanny oraz trzech prawnuczek — Agaty, Julii i Antoniny.
— Dziękujemy Bogu, że pozwolił nam doczekać tego pięknego wieku razem i cieszyć się swoją obecnością — zapewniają wzruszeni. — Szybko zleciał ten czas, za szybko. Życie nie zawsze nas rozpieszczało. Jednak mimo wielu życiowych doświadczeń jesteśmy wdzięczni za to, że możemy wspólnie spędzać czas i cieszyć się życiem. Przeżyć wspólnie tyle lat, z radością patrzeć na swoje dzieci, wnuki i prawnuczki.... Nie wyobrażamy już sobie, że mogłoby któregoś z nas zabraknąć. 70 lat to tak dużo, ale jak szybko minął ten czas.
Najpiękniejsze wspomnienia z młodości państwa Trzepiota to czas, kiedy na świat przyszły dzieci. Synowie wywrócili zupełnie świat rodziców. Małżonkowie dbali, by dzieci miały odpowiednie warunki życiowe i możliwość edukacji.
— Zawsze chciałam, by nasze dzieci wyrosły na dobrych, wykształconych ludzi — mówi pani Irena. — Od początku dbałam, by zdobyły dobre wykształcenie.. Jak tylko chłopcy przychodzili ze szkoły, przebierali się, jedli obiad i zasiadali do lekcji. Nauka była na pierwszym miejscu, potem był czas na zabawę. Udało nam się, nasi synowie i wnuki są wykształceni, mają dobre prace i pasje, które realizują. Jesteśmy z nich bardzo dumni. Także nasze prawnuczki idą w ślady rodziców, są bardzo zdolne i każdy ich sukces cieszy nas bardzo.
Pan Emilian ma dziś 92 lata, jego małżonka jest o 4 lata młodsza. Trudna młodość i wojna odmieniła ich losy. Oboje nie mieli łatwo w życiu.
— Mama umarła bardzo młodo w 1941 roku — opowiada pan Emilian. — Ojciec ożenił się po raz kolejny, jednak życie z macochą nie było łatwe. Szybko musiałem się wyprowadzić z domu. U żony w domu było natomiast biednie. Kiedy się pobraliśmy, nie mieliśmy nic. Wszystkiego dorabialiśmy się od zera, z pracy swoich rąk.
Szczęśliwe małżeństwo wychowało dwóch synów — Wiesława i Leszka, doczekało czwórki wnucząt — Pawła, Piotra, Ryszarda i Joanny oraz trzech prawnuczek — Agaty, Julii i Antoniny.
— Dziękujemy Bogu, że pozwolił nam doczekać tego pięknego wieku razem i cieszyć się swoją obecnością — zapewniają wzruszeni. — Szybko zleciał ten czas, za szybko. Życie nie zawsze nas rozpieszczało. Jednak mimo wielu życiowych doświadczeń jesteśmy wdzięczni za to, że możemy wspólnie spędzać czas i cieszyć się życiem. Przeżyć wspólnie tyle lat, z radością patrzeć na swoje dzieci, wnuki i prawnuczki.... Nie wyobrażamy już sobie, że mogłoby któregoś z nas zabraknąć. 70 lat to tak dużo, ale jak szybko minął ten czas.
Najpiękniejsze wspomnienia z młodości państwa Trzepiota to czas, kiedy na świat przyszły dzieci. Synowie wywrócili zupełnie świat rodziców. Małżonkowie dbali, by dzieci miały odpowiednie warunki życiowe i możliwość edukacji.
— Zawsze chciałam, by nasze dzieci wyrosły na dobrych, wykształconych ludzi — mówi pani Irena. — Od początku dbałam, by zdobyły dobre wykształcenie.. Jak tylko chłopcy przychodzili ze szkoły, przebierali się, jedli obiad i zasiadali do lekcji. Nauka była na pierwszym miejscu, potem był czas na zabawę. Udało nam się, nasi synowie i wnuki są wykształceni, mają dobre prace i pasje, które realizują. Jesteśmy z nich bardzo dumni. Także nasze prawnuczki idą w ślady rodziców, są bardzo zdolne i każdy ich sukces cieszy nas bardzo.
Trudno pogodzić się z taką stratą
Ogromne nieszczęście spotkało małżeństwo 5 lat temu. Ich ukochany wnuczek Ryszard zginął w wypadku samochodowym. Miał 36 lat. Dziadkowie do dziś nie potrafią pogodzić się z jego stratą.
— To był taki wspaniały i dobry człowiek — mówią ze łzami w oczach. — Do dziś nie potrafimy pogodzić się z jego śmiercią. Miał przed sobą życie. Był naszą podporą, pomagał nam w codziennym życiu. Wpadał często z wizytą, pomagał w zakupach, opiekował się nami. Jego śmierć była dla nas ogromnym ciosem i wciąż boli. W takim wieku ludzie nie powinni umierać, trudno jest pochować swojego wnuka. Trudno się pogodzić z taką stratą. W naszych sercach pozostał smutek. Żonie zdarza się w nocy obudzić z krzykiem i nawoływać Rysia...
Małżonkowie od wielu lat chorują: pan Emilian ma nadciśnienie, cukrzycę i wiele innych chorób, a pani Irena od 11 lat zmaga się z niewydolność nerek i na dializy jeździ do Mrągowa. Oboje mają problemy z poruszaniem się.
— Jest nam coraz trudniej, ale ważne, że jesteśmy razem — mówi pan Emilian. — Bywa, że w nocy, jak żona gorzej się poczuje, to siedzę z nią. Po koronawirusie jesteśmy bardzo osłabieni. Ślubowałem być jednak z nią na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie, więc mimo że jestem starszy, opiekuję się nią. I dopóki sił mi starczy, będę przy niej. To naprawdę wspaniała kobieta i nie żałuję żadnego dnia, który z nią spędziłem.
Ogromne nieszczęście spotkało małżeństwo 5 lat temu. Ich ukochany wnuczek Ryszard zginął w wypadku samochodowym. Miał 36 lat. Dziadkowie do dziś nie potrafią pogodzić się z jego stratą.
— To był taki wspaniały i dobry człowiek — mówią ze łzami w oczach. — Do dziś nie potrafimy pogodzić się z jego śmiercią. Miał przed sobą życie. Był naszą podporą, pomagał nam w codziennym życiu. Wpadał często z wizytą, pomagał w zakupach, opiekował się nami. Jego śmierć była dla nas ogromnym ciosem i wciąż boli. W takim wieku ludzie nie powinni umierać, trudno jest pochować swojego wnuka. Trudno się pogodzić z taką stratą. W naszych sercach pozostał smutek. Żonie zdarza się w nocy obudzić z krzykiem i nawoływać Rysia...
Małżonkowie od wielu lat chorują: pan Emilian ma nadciśnienie, cukrzycę i wiele innych chorób, a pani Irena od 11 lat zmaga się z niewydolność nerek i na dializy jeździ do Mrągowa. Oboje mają problemy z poruszaniem się.
— Jest nam coraz trudniej, ale ważne, że jesteśmy razem — mówi pan Emilian. — Bywa, że w nocy, jak żona gorzej się poczuje, to siedzę z nią. Po koronawirusie jesteśmy bardzo osłabieni. Ślubowałem być jednak z nią na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie, więc mimo że jestem starszy, opiekuję się nią. I dopóki sił mi starczy, będę przy niej. To naprawdę wspaniała kobieta i nie żałuję żadnego dnia, który z nią spędziłem.
Pamiętają okrucieństwo wojny
— W 1939 roku miałem 10 lat i wybrałem się do szkoły, ale zaczęła się wojna — wspomina pan Emilian. — Tomaszów Lubelski został wtedy zbombardowany i wróciłem się ze szkoły. Miałem wtedy iść do 4 klasy. Przez całą wojnę chodziliśmy na potajemnie nauczanie. Pamiętam bardzo dobrze, jak Niemcy i Ruscy napadali. Lubiłem się uczyć, jednak było trudno. Dopiero w wojsku ukończyłem szkołę średnią i zdałem maturę.
Pani Irena również pamięta początek wojny. Była wtedy dzieckiem, miała 6 lat.
— Pamiętam rozpoczęcie wojny, pierwszy dzień. Pamiętam jak Niemcy pędzili Żydów do Mławy przez naszą miejscowość. Co jakiś czas któregoś z nich zabijali i wrzucali do rowu. Później mężczyzny ze wsi zakopywali te zwłoki. To najbardziej utkwiło mi w pamięci - mówi pani Irena. - W naszym rejonie był duży reżim, Niemcy kontrolowali domy, niszczyli książki, chcieli żeby Polacy byli analfabetami. Pamiętam też jak my dzieci bawiliśmy się a żandarmi psami nas szczuli. Uciekaliśmy na drzewa, ale jak któreś z dzieci spadło to bywało, że te psy je dotkliwie pogryzły. Pamiętam wciąż tamten strach. Chciałabym wymazać tamten czas z pamięci ale się nie da. Mijają lata i im człowiek starszy tym częściej wraca do wspomnień z przeszłości. Wciąż to pamiętam, przeżywam i wciąż czuję ten sam strach. Wojna to coś strasznego. Oby nigdy więcej jej nie było.
— W 1939 roku miałem 10 lat i wybrałem się do szkoły, ale zaczęła się wojna — wspomina pan Emilian. — Tomaszów Lubelski został wtedy zbombardowany i wróciłem się ze szkoły. Miałem wtedy iść do 4 klasy. Przez całą wojnę chodziliśmy na potajemnie nauczanie. Pamiętam bardzo dobrze, jak Niemcy i Ruscy napadali. Lubiłem się uczyć, jednak było trudno. Dopiero w wojsku ukończyłem szkołę średnią i zdałem maturę.
Pani Irena również pamięta początek wojny. Była wtedy dzieckiem, miała 6 lat.
— Pamiętam rozpoczęcie wojny, pierwszy dzień. Pamiętam jak Niemcy pędzili Żydów do Mławy przez naszą miejscowość. Co jakiś czas któregoś z nich zabijali i wrzucali do rowu. Później mężczyzny ze wsi zakopywali te zwłoki. To najbardziej utkwiło mi w pamięci - mówi pani Irena. - W naszym rejonie był duży reżim, Niemcy kontrolowali domy, niszczyli książki, chcieli żeby Polacy byli analfabetami. Pamiętam też jak my dzieci bawiliśmy się a żandarmi psami nas szczuli. Uciekaliśmy na drzewa, ale jak któreś z dzieci spadło to bywało, że te psy je dotkliwie pogryzły. Pamiętam wciąż tamten strach. Chciałabym wymazać tamten czas z pamięci ale się nie da. Mijają lata i im człowiek starszy tym częściej wraca do wspomnień z przeszłości. Wciąż to pamiętam, przeżywam i wciąż czuję ten sam strach. Wojna to coś strasznego. Oby nigdy więcej jej nie było.
Recepta na miłość
W ciągu tych długich, wspólnie przeżytych lat było wiele dni radosnych i pięknych, były dni smutne i przykre, ale wszystkie przeżycia związały to małżeństwo jeszcze bardziej i potwierdziły słuszność decyzji sprzed lat. Jubilaci przyznają, że lata, w których zawierali małżeństwa nie były łatwe. W tamtych czasach trudno było cokolwiek kupić. Po 70 latach z rozrzewnieniem wspominają pierwsze chwile, gdy się poznali. A co według małżonków jest ważne we wspólnym życiu? Wystarczy wyrozumiałość, szacunek, uśmiech i mniej nerwów. Ważna jest też zgoda i wierność danej przysiędze.
— Najważniejsze w małżeństwie jest to, by być dla siebie miłym i żeby być dla siebie dobrymi przyjaciółmi. I pamiętać o tym cały czas. Naszą największą motywacją do wspólnego życia była miłość oraz owoce tej miłości, czyli dzieci — zgodnie podkreślają małżonkowie. — Przez całe życie dążyliśmy do tego, aby wychować ich na dobrych ludzi. Ciężko pracowaliśmy przez całe życie, by naszym dzieciom niczego nie brakowało i by pokazać im, czym jest miłość, szacunek i uczciwość. Chyba nam się to się udało. Dziś to nasze dzieci, wnuki i prawnuki są naszą największą dumą i radością.
— I dodają: — Bardzo często powtarzamy, że wszystko dzieje się po coś. Wszystko ma swój cel. Czasami ma to nas czegoś nauczyć, a czasami pokazać, co w życiu i w sercu jest najważniejsze. Małżeństwo to nie związek dwóch osób oparty na wzajemnej eksploatacji. Małżeństwo to związek, w którym partnerzy pomagają sobie, wspierają się. Codzienne życie często nie jest łatwe. Nie powinniśmy być dla swojego partnera kolejnym źródłem stresu, kolejnym ciężarem. Raczej powinniśmy się wspierać w pokonywaniu trudności, starać się przynieść ulgę. Naturalnym wyrazem naszej troski o innych jest rzeczywista pomoc. Bez tego troska pozostaje tylko dobrym życzeniem. Powinniśmy zawsze szukać okazji, aby służyć dobru drugiej osoby, bez oczekiwania nagrody. Gdy kochamy z całych sił, jesteśmy w stanie zmierzyć się z przeciwnościami losu. Miłość zmusza nas do walki i dodaje odwagi. Zmienia nas samych, a także sposób, w jaki patrzymy na otaczający nas świat. Miłość jest piękna, gdy ramię w ramię idziemy przez świat. W naszym małżeństwie miłość była zawsze i jest nadal. Wciąż się kochamy, wspieramy, martwimy o siebie i trzymamy za ręce. Oby jak najdłużej!
Joanna Karzyńska
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Dorota #3083494 5 gru 2021 20:48
Teraz niestety nie ma takich kobiet. Młode polki z góry zakładają rozwód. Gardzą dobrymi mężami i ojcami dzieci. Coraz gorsze są te kobiety w tym kraju.
Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz