Wiem, że czuwają nad nami dobre anioły

2021-05-08 16:00:00(ost. akt: 2021-05-07 20:37:59)

Autor zdjęcia: Paulina Zalewska

Pani Paulina urodziła syna w wieku 16 lat ale mimo młodego wieku nie oddała go. Chłopiec jest niepełnosprawny i wymaga 24-godzinnej opieki. Rodzina nie ma łatwo: nie mają własnego mieszkania, zmagają się z brakiem pieniędzy na zakup sprzętu potrzebnego dla chłopca. Mają szczęście, bo są kochającą się rodziną, ludźmi pełnymi empatii. Na swojej drodze spotykają też dobrych ludzi - anioły, które bezinteresownie im pomagają.
— Życie nie zawsze układa się tak, jakbyśmy tego chcieli. Marzymy od dziecka o wspaniałej rodzinie: wspaniałym mężu, zdrowych i pięknych dzieciach, własnym kawałku miejsca na ziemi — mówi pani Paulina Zalewska. — Nie zawsze jednak jest tak, jak chcemy. Najgorsze co może nas spotkać to choroba dziecka. Początkowo trudno się z tym pogodzić, człowiek ma żal do całego świata, buntuje się... Potem walczy o każdy dzień życia, uśmiech tego dziecka i jak najlepszy komfort jego życia... Nie jest to łatwe, bo brak mieszkania, brak pieniędzy nie ułatwia tego zadania — dodaje piszanka, której historię poznaliście w listopadzie ubiegłego roku.

Przypomnijmy. Paulina Zalewska z Pisza to 27-letnia mama trójki dzieci. Można o niej powiedzieć matka-siłaczka, bo już od ponad 10 lat zmaga się z nieuleczalną chorobą najstarszego syna i ciągłym lękiem o jego życie. Jeszcze w czasie ciąży okazało się, że chłopiec zakaził się cytomegalią. U noworodków, które uległy zakażeniu wewnątrzmacicznemu, objawy choroby mogą się ujawnić w odległym czasie w postaci uszkodzeń ośrodkowego układu nerwowego, wad słuchu i wzroku. Zakażenie wirusem CMV może powodować wystąpienie powikłań u dziecka. Są to przede wszystkim: wady wrodzone, mikrocefalia, zwapnienia śródczaszkowe i niska masa noworodka. Tak też było u synka pani Pauliny... Igor nie chodzi, nie siedzi, nie mówi, nie jest w stanie samodzielnie jeść i ma dużą wadę wzroku.

— Trudno jest patrzeć na chorobę i cierpienie własnego dziecka — podkreśla pani Paulina. — Długo nie potrafiłam pogodzić się z jego niepełnosprawnością. Od lat robimy wszystko, żeby był szczęśliwy, choć nie jest nam łatwo.

Igor ma 11 lat i waży prawie 50 kilogramów. Pani Paulina zajmuje się chłopcem 24 godziny na dobę. Jej mąż ciężko pracuje w delegacji i do domu przyjeżdża tylko na weekendy. Małżonkowie mają też jeszcze dwójkę dzieci: Anastazję i Antosia. Oboje są zdrowi.

Rodzina zmaga się z brakiem pieniędzy na zapewnienie dobrych warunków mieszkaniowych. Do czerwca muszą opuścić wynajmowany lokal, ponieważ właściciele planują remont. Mieszkanie nie spełnia warunków: panuje tam wilgoć, na ścianach jest pleśń, co jakiś czas dochodzi do zwarcia instalacji elektrycznej. Do pokonania jest też kilkanaście schodów, co dla matki, która musi na rękach wnieść swojego niepełnosprawnego syna, jest ogromnym problemem.
— Coraz częściej odzywa się mój ból kręgosłupa — opowiada pani Paulina. — Zdarza się, że z bólu i bezsilności płaczę w poduszkę. Staram się być silna dla moich dzieci. Jednak są momenty trudne... Kilka dni temu w nocy Igorek zadławił się własną śliną... Mało się nie udusił... Udało nam się go uratować w ostatniej chwili uratować.

---Kobieta zaczęła szukać odpowiedniego łóżka, w którym jej syn mógłby spać i przystosowane byłoby do jego potrzeb.---

Niestety na jego zakup rodziny nie było stać, więc postanowili je wypożyczać. — Dodzwoniłam się do pana Piotra ze Szczytna, który ma sklep z takim sprzętem. Porozmawiałam i zapytałam o koszty wypożyczenia — opowiada pani Paulina.— Dla nas to była duża suma, ale wiedzieliśmy, że żeby nasz syn był bezpieczny musimy mieć dla niego takie łóżko. Opowiedziałam panu Piotrowi o naszej sytuacji, a on po rozmowie z żoną oddzwonił do nas i powiedział, że podarują nam te łóżko! Telefon o mało nie wypadł mi z ręki ze szczęścia. Rozpłakałam się i nie wiedziałam nawet jak mam dziękować. Obcy ludzie wykazali się tak ogromną empatią i bezinteresownie chcieli nam pomóc. A kiedy okazało się, że sami nie będziemy mogli pojechać po łóżko pan Piotr przywiózł je nam aż ze Szczytna. Dziś wiem, że czuwają nad nami dobre anioły... Tym razem w postaci pani Ani i pana Piotra Federowicz.

Od kilku dni Igor zasypia bezpiecznie w swoim nowym łóżku, a jego mama dzięki temu czuje się spokojniejsza. Jest ogromnie wdzięczna za prezent i wciąż roni łzy z tego powodu.

Obrazek w tresci

Państwo Anna i Piotr Federowicz ze Szczytna prowadzą wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego w Szczytnie. Uważają, że po prostu zrobili to, co powinni. To ludzie, którzy w swoim życiu też zmagali się z chorobą swojego syna i wiedzą, jak trudno jest być rodzicem chorego dziecka. Wiedzą też, że nie można wobec ludzkiej krzywdy przejść obojętnie, tym bardziej, kiedy cierpi dziecko.
— Decyzja mogła być tylko jedna, jeżeli możemy to pomagamy. Postanowiliśmy podarować Igorkowi łóżko — mówią zgodnie małżonkowie. — Tu chodzi o dziecko, a my też jesteśmy rodzicami i też kiedyś przez dwa lata nasz syn był na wózku. Znamy z autopsji jak to jest. Człowiek, który przeżył chorobę dziecka potrafi zrozumieć drugiego rodzica. Mamy przekonanie, że co siejemy, to zbieramy. W trudnych sytuacjach dobro do nas wraca - mówią. Pani Anna dodaje: — Kiedy walczyliśmy o życie mojego taty, mieliśmy przy sobie przyjaciół, osoby, które nas wspierały - takie dobre duchy. Wierzę, że dobro powraca. W dzisiejszych czasach trzeba mieć empatię w stosunku do innych ludzi.
Małżonkowie wspierają różne akcje charytatywne, jednak jak mówią, nie robią tego dla rozgłosu a z potrzeby serca.
— Wiadomo, że to nasz interes, ale nie pieniądze są najważniejsze — zapewnia pan Piotr. — Są w życiu ważne i ważniejsze rzeczy. Gdyby mi zależało na pieniądzach, nie jeździłbym takim starym autem. To dla nas radość, że mogliśmy pomóc choremu dziecku.

Joanna Karzyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5