Rafał Kot wrócił na GSB zimą. I znów rekord!
2021-03-17 08:37:11(ost. akt: 2021-03-18 08:18:39)
BIEGI || Rafał Kot nie przestaje zadziwiać! Popularny "Góral z Mazur", jeden z najlepszych ultramaratończyków górskich w Polsce, ustanowił nowy — zimowy — rekord. Liczącą blisko 500 km trasę Głównego Szlaku Beskidzkiego pokonał w czasie 177 godzin i 59 minut.
Przypomnijmy, że nie była to pierwsza konfrontacja szczytnianina z GSB (odcinek wiodący od Ustronia w Beskidzie Śląskim do Wołosatego w Bieszczadach — przyp. K.K.). Po pięknej, momentami morderczej walce z warunkami atmosferycznymi, nasz biegacz 2 października wyśrubował na tej trasie "letni" FKT (fastest know time). Jedną z największych bolączek były wówczas bezlitosne ulewy, które szybko zmieniały się w jeszcze bardziej dające się we znaki błoto.
— Tym razem założenie od samego początku było takie, że oczywiście wynik sportowy jest ważny, ale ważniejszym jest to, by przeżyć Wielką Przygodę. I pokazać całe piękno naszych gór — stwierdził po udanej przeprawie Rafał Kot, który ma pełne prawo czuć się etatowym "propagatorem" biegania po GSB. A jego medialna siła przebicia wydaje się wzmagać z każdym pokonanym w górach kilometrem. Świadczyć mogą o tym choćby potężna liczba zagrzewających do boju komentarzy (przez które trudno się wręcz "przekopać") czy setki ludzi "pchających kropkę" (punkt na wirtualnej mapie, określający dzięki GPS dokładne położenie biegacza).
A dodatkowe pokłady motywacji z pewnością się przydały. — Trasa Regietów-Chyrowa (53 km) była jednym z krótszych etapów, ale dość ciężkim. Noc w szopie, w śpiworze, nie należała do najbardziej komfortowych. W końcu znalazłem sposób, by nie marzła mi twarz. Ale sen i tak był krótki, urywany — wspomina "Góral z Mazur".
— Trasa nie była zbyt fajna, śniegu sporo, mnóstwo dziur. A i samemu często wpadało się po łydkę pod zaskorupiałą warstwę. Spory mróz, a za tym i lód na trasie. Ale... nie było błota! (śmiech). Nawet na słynnych bagniskach w okolicach Wołowca! Co prawda przez kilka brodów trzeba było się przeprawić, ale jednak tego odcinka obawiałem się najbardziej — dodaje nasz "ultras", który orła zna już nie tylko za sprawą faktu, że reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej.
Na zbiegu z Pustelni Jana zaliczył spektakularnego "orła" na lodzie. Na szczęście obyło się bez kontuzji. W dużej mierze dzięki wypchanemu plecakowi, który zamortyzował upadek.
Błota tym razem nie było. Ale pogoda i tak dawała o sobie znać; fot. Piotr Dymus Photography
Ogromną większość trasy Rafał Kot pokonał sam. W wyzwaniu mógł jednak liczyć, tradycyjnie, na wsparcie przyjaciół, którzy — w określonych punktach trasy — czekali np. z rozgrzewającym posiłkiem.
W innych, kluczowych "pejzażowo" miejscach, na "Górala z Mazur" czekały natomiast... obiektywy aparatów. Niebawem obszerny wynik pracy cenionych fotografów (Piotr Dymus i Szczytografia) będzie dostępny szerszemu gronu kibiców.
— Jeszcze raz wielkie gratulacje dla Rafała, który potrafił nie tylko myśleć o wyniku, ale również cieszyć się górami i przemierzaniem szlaku — mówi Piotr Dymus, znany z wielu interesujących inicjatyw fotograficznych. — Uczestnictwo w tym projekcie było dla mnie dużym wyzwaniem. Szczególnie, że zdrowie nie dopisywało i wyjechałem z domu uzbrojony w antybiotyki i inne leki, które brałem jeszcze przez kilka dni. Najważniejsze, że powstał ciekawy materiał pokazujący różne oblicza beskidzkiej zimy. Od mgieł, przez piękne słońce, na zamieci śnieżnej skończywszy.
Kamil Kierzkowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez