Kumple od przerębla. Rdzę przykryli srebrem [WYWIAD]

2021-02-21 10:47:24(ost. akt: 2021-02-21 10:51:04)
"Vincent" i "Dziadek". Morsy klubu #Reset Szczytno przebojem wdarły się na arenę Polskiej Ligi Wraków

"Vincent" i "Dziadek". Morsy klubu #Reset Szczytno przebojem wdarły się na arenę Polskiej Ligi Wraków

Autor zdjęcia: Krzysztof Szulc

ROZMOWA || — W wyścigach wraków nie ma "miękkiej gry" — wspomina Jacek Konieczny. Kierowca #Reset Szczytno, wraz z pilotem Jarosławem Kordkiem, przypieczętował 14 lutego w Biskupcu srebro klasyfikacji generalnej Polskiej Ligi Wraków (klasa PROTO).
— Niedawno debiutowaliście, a tu koniec sezonu i... srebro klasyfikacji generalnej. Wierzyliście, że może pójść AŻ TAK dobrze?
— Szczerze? Nie. I chyba nikt z naszej licznej, morsowej grupy klubu #Reset tego nie zakładał. Debiutancki sezon w Polskiej Lidze Wraków był dla nas wielką niewiadomą. Jeszcze na pierwszą rundę, do Lipnika, jechaliśmy z nastawieniem skrajnie bojowym. Otrzymaliśmy jednak kubeł zimnej wody już na pierwszym okrążeniu toru. Wzmocnienia przodu auta okazały się być zbyt nisko zamontowane. Na nierównym, mocno piaszczystym torze, powodowało to nabieranie ciężkiego piachu. Start zakończyliśmy zerowym dorobkiem punktowym.

— Od tamtego czasu Wasz golfik przeszedł prawdziwą metamorfozę.
— Tak, każdy kolejny start uczył nas czegoś nowego. Musieliśmy pogodzić się z faktem, że nie jest on "demonem prędkości", więc trzeba było nadrabiać fantazją (śmiech). Mamy to szczęście, że częścią naszej ekipy jest Krzysztof Szulc. Niesamowity mechanik, który — przyglądając się naszym poczynaniom na torze — opracowywał zawsze już listę rzeczy wartych zmodyfikowania.

— W ostatniej odsłonie sezonu auto nie zawiodło. Aż dziwne, jeśliby wziąć pod uwagę warunki.
— To prawda. Nasz obecny golfik jest naprawdę solidną konstrukcją. Prosta budowa, mało elektroniki, seryjny silnik 1.8... Krzysiek przygotował go na tyle solidnie, że gdy inni na zawodach dłubią przy autach, my... siedzimy przy grillu. Korzystając z okazji, chciałbym mu szczerze podziękować za to ile serca i czasu włożył w prace przy naszym "Wraczku".

— Mieliście mechanika. A dodatkowego kierowcę, by móc "mocniej" poświętować?
— O świętowaniu "z procentami" nie było mowy (śmiech). Organizatorzy podchodzą do tego rygorystycznie. Co więcej, przed startem każdego wyścigu jesteśmy badani alkomatem. Jeśli wychodzi inny wynik niż 0, to nie ma mowy o jeździe. Sukces cieszył, ale celebrowaliśmy go typowo symbolicznie. Każdy z nas miał okazję do świętowania później w domu.

— Gdzie czekały na Ciebie dwie wspaniałe kobiety. A były Walentynki...

— No właśnie! Prawdę mówiąc nie wiem z czego moja 3-letnia córcia Alicja cieszyła się bardziej: z bukieciku małych kwiatków, słodyczy czy... dwóch "pucharów" (wykonanych z drewnianych ramek). Mamy już taki mały rytuał, że po powrocie z wyścigu czy biegu wieszam na jej szyi medal lub daję puchar. Mówiąc, że zdobyłem go dla niej. To takie nasze małe, prywatne świętowanie, którego nie zamieniłbym na nic innego. Nikt nie trzyma za mnie kciuków tak mocno jak ona.

— A podczas wieńczącego sezonu w Biskupcu tego szczęścia potrzebowaliście dużo.
— To prawda. Miejscowy tor jest nam dobrze znany, chociaż nie w zimowej odsłonie. W poprzednich dwóch startach mieliśmy tam dużo pecha. Ponoć jednak "do trzech razy sztuka".

— W generalce byliście wówczas 3. ekipą. Potrzebowaliście solidnego sukcesu, by obronić podium. Nie mówiąc o awansie.
— Dokładnie. Pierwszy przejazd nie poszedł najlepiej (tzw. czasówka, indywidualne okrążenie na czas, "szeregujące" załogi na poszczególnych pozycjach w zależności od wyniku — przyp. K.K.). Bardziej posłużył nam do tego, by złapać nieco wyczucia z autem. Od wcześniejszej rundy minęło w końcu, z przyczyn wiadomych, kilka miesięcy.

Obrazek w tresci

fot. #Reset Szczytno

— Co zawiodło?
— Na różnych częściach trasy trzymanie opony było skrajnie różne. Na jednym z zakrętów "wypluło mnie" na luźną breję śniegową, gdzie straciłem 3-4. sekundy. Później okazało się, że uplasowaliśmy się na 5. miejscu. Ze stratą właśnie 3 sekund do pozycji wicelidera. Gdyby tylko można było pojechać jeszcze raz i się poprawić...

— Później nie było łatwiej. Znów staranowali Was rywale.
— Początkowo golfik przeciskał się między rywalami dość sprawnie, ale będąc już na 3. pozycji... zostaliśmy wypchnięci w belę słomy. Straciliśmy nie tylko dobre miejsce, ale i szybę od strony pilota. Całe szczęście Jarek Kordek, bo o nim mowa, to twardy gość, więc nie zrobiło to na nim wrażenia. Jechaliśmy jakby nigdy nic się nie stało. Roboty miał sporo, bo musiał mi dodatkowo mówić wciąż jak wygląda sytuacja za nami. Lusterka urywają się w tym sporcie zazwyczaj tuż po starcie, w największym zamieszaniu.

— Nadrobiliście straty z nawiązką.

— Po wycofaniu ze słomy nie pozostało nam nic innego jak... pełen atak. Często powtarzam żartobliwie, że gdy zmrużę oczy, to wcisnę się naszym 1,5-metrowym golfem w każdą półmetrową szczelinę. Z pomocą zresztą ponownie przyszedł nam Krzysiek Szulc, który — będąc przy torze — dłońmi udzielał nam wskazówek oraz informował o miejscu, które w danym momencie zajmowaliśmy. Gdy pokazał, że jedziemy po srebro, wiedzieliśmy, że nikomu nie damy się wyprzedzić.

— Walka była ostra, część aut się rozsypało. Nikt nie miał pretensji za uszkodzenia?
— W wyścigach wraków nie ma "miękkiej gry". Nikt nie oddaje pozycji bez walki. Wszystkie miłe pogawędki kończą się na linii startu, gdy zakładamy kaski na głowy. Poza torem jednak jest już inaczej. Większość rywali, tych stale startujących, zdążyliśmy poznać. Naprawdę fajne chłopaki, a czasem nawet i dziewczyny. Nie ma złych emocji.

— Tym, co Was wyróżnia, jest... prawdopodobnie największa liczba kibiców. Tym razem jednak, z powodu obostrzeń, nie mogli zagrzewać Was do walki.
— Z niezadowoleniem, ale nasze Foczki i Morsiaki przyjęły do wiadomości to, że nie będą mogły dopingować nas bezpośrednio przy torze. Gdy ścigaliśmy się golfikiem, nasi kibice byli w większości na plaży w Szczytnie, gdzie zażywali walentynkowej kąpieli w przeręblu. Wieści o naszym sukcesie szybko do nich trafiły. Na rozdaniu pucharów mogli nam już towarzyszyć i... dzięki nim było to najlepsze rozdanie w całym sezonie. Takiego klimatu nie czuliśmy jeszcze nigdy. W międzyczasie rozpętała się jeszcze między sporą częścią ekip wraków... wojna na śnieżki.

— Wygraliście?
— Zdania w tym temacie są podzielone (śmiech).

— Debiut zaliczony. Wystartujecie w kolejnym sezonie?

— Oczywiście. To ekscytująca, piękna przygoda i zamierzamy ją kontynuować. Przed nowym sezonem, wspólnie z niezastąpionym Krzyśkiem, postaramy się o kilka dodatkowych modyfikacji w naszym golfiku.

— Kiedy najbliższy start?

— Wszystko zależy od tego jak wyglądać będą obostrzenia. Trzeba uzbroić się nieco w cierpliwość. Gdy pojawią się nowe informacje, na pewno wspomnimy o nich na stronie klubu #Reset Szczytno na Facebooku. Wszystkim tym, którzy nas wspierali, z całego serca dziękujemy. Mamy nadzieję, że będziecie z nami i w kolejnym sezonie. Zrobimy wszystko, by Was nie zawieść!

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5