Ćwiartka? Dla nich to za mało!

2018-02-09 20:27:36(ost. akt: 2018-02-09 22:47:38)

Autor zdjęcia: kiwiportal.pl

BIEGI/// Po solidnym występie naszych reprezentantów w niedawnym Ćwierćmaratonie Komandosa, 5-osobowa grupa zawodników ze Szczytna zawiesiła 3 lutego poprzeczkę wyżej i wystartowała na warszawskim Bemowie w Półmaratonie Komandosa.
Wymagająca, przeszło 21-kilometrowa trasa terenowa nie była jednak tym, co dawało się biegaczom najbardziej we znaki. Ponad 300-osobowy tłum śmiałków ów dystans musiał pokonać nie tylko w pełnym umundurowaniu (w tym w dość ciężkich, wojskowych butach), ale i... słynnym już, 10-kilogramowym plecakiem.

Otarcia i odciski w tego typu wyzwaniach są normą, jednak uczestnicy biegów spod szyldu Komandosa nie należą do tych, którzy by się nimi przejmowali. Zdecydowana większość z nich mundurowi z wieloletnim stażem pracy.

Najszybszym z zawodników tegorocznej edycji półmaratonu okazał się sierżant Artur Pelo z 7. Brygady Obrony Wybrzeża. Triumfator zameldował się na mecie dokładnie po 1 godzinie, 24 minutach i 23 sekundach. Wśród pań królowała - z pokaźnym zapasem czasowym nad rywalkami szer. Anna Gosk z 18 Pułku Rozpoznawczego w Białymstoku.

Najwyżej z reprezentantów powiatu szczycieńskiego w klasyfikacji generalnej przebił się natomiast Mariusz Żak. Biegacz spod bandery Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie ukończył walkę z rezultatem 1:55:43, co dało mu ostatecznie 39. lokatę w kat. OPEN. Co ciekawe - był to dla niego... debiut na dystansie półmaratonu! Niewiele za nim linię końcową mijali jego znajomi z WSPol - Eliasz Sygut (ok. 3 minut straty), Michał Jadeszko i Wioletta Waloch.

Obrazek w tresci

fot. kiwiportal.pl

W mundurowym gronie nie zabrakło i tej, która zbroję swą każdej zimy wykuwa z lodu. Czyli Anny Orzoł, reprezentantki szczycieńskiego klubu morsów #Reset. Uczestniczka wielu imprez o charakterze ekstremalnym (od Runmageddonu po słynny orzyski Bieg Tygrysa) - jak sama przekonywała kilka minut po biegu - udział w Półmaratonie Komandosa zapamięta do końca życia.

- Jestem dumna z siebie, że udało mi się dotrwać do mety - przekonuje Anna Orzoł. - Na starcie wszystko wyglądało "lajtowo". Ale to tylko pozory. Do piątego kilometra wszystko szło całkiem przyzwoicie. Niewiele później jednak wszystko się zmieniło, bo dały o sobie znać plecak z 10-kilogramowym obciążeniem i buty, które zaczęły obcierać mi stopy. Po 10 kilometrach myślałam już, by zejść z trasy, ale... Nie pozwoliłam sobie na to, bo postanowiłam sobie, że jadę po medal. Po prostu musiałam go mieć. Rozpoczęła się więc walka z samym sobą. Nogi i cała reszta już dawno odmawiały posłuszeństwa, więc wszystko działo się już wyłącznie w głowie. Udało się dobiec do mety i nie miał dla mnie nawet znaczenia osiągnięty wynik. Ostatnia nie byłam, więc wstydu nie ma - przyznaje ze śmiechem szczytnianka.

Obrazek w tresci

fot. archiwum zawodniczki

Nasza zawodniczka ostatnie metry pokonywała stale powtarzając, że to ostatnie jej wyzwanie tego typu w życiu. Jednak kilka minut po przekroczeniu linii mety... Zaczęła zastanawiać się nad udziałem w Maratonie Komandosa.


— Jechałeś z niezaleczoną kontuzją kolana. Jaki był plan?
— Szczerze? Jechałem tam po to, by po prostu ukończyć ten bieg. Moim głównym celem jest zdobycie Szlema Komandosa, a nie ma innej drogi niż ukończenie wszystkich biegów Komandosa, czyli ćwierćmaratonu, półmaratonu, maratonu i "setki".

— Łatwo nie było. Z czym było najtrudniej?
— Najtrudniejsze w tym wszystkim było pokonywanie wzniesień, bo dodatkowe 10 kg na plecach dawało się wówczas najmocniej we znaki. Takie momenty pozwalają jednak sprawdzić swoją wytrzymałość nie tylko fizyczną, ale i psychiczną. To właśnie ta druga ma kluczowe znaczenie przy biegach długodystansowych.

— Podczas "ćwiartki" towarzyszyła ci Diwa, czyli piękny okaz Siberian Husky. Tym razem jej zabrakło.
— Niestety, a szkoda, bo już wiele tego typu imprez udało nam się wspólnie ukończyć. Tym razem musiała zostać jednak w domu, ponieważ trasa półmaratonu była dość wąska. Mogłoby to po prostu przeszkadzać innym zawodnikom. Pozostało więc jej się regenerować i zbierać siły na kolejne wyzwania. A takowych nie zabraknie, bo wybieramy się na Hard Dog Race Poland. Co ciekawe, Diwa opiekowała się w tym czasie swoim młodszym kompanem, tej samej rasy, który ma 4 miesiące i który również wystąpi za rok w Komandosie.

— Gdyby była możliwość, by biegła z tobą w półmaratonie, osiągnąłbyś lepszy wynik?
— Tak, zdecydowanie. Świetnie mi się z nią biega, ponieważ zawsze trzyma dobre tempo. Mi wówczas nie pozostaje nic innego jak po prostu się dostosować (śmiech).

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5