Rowerem pokonali ponad 10 tys kilometrów i przejechali przez Europę!

2015-11-13 07:00:00(ost. akt: 2015-11-13 08:10:20)
Pół roku zajęła dwóm mieszkańcom Szczytna rowerowa wyprawa przez Europę. Dodatkowo pasjonaci wzięli udział w pięciu ponad 40 kilometrowych biegach zdobywając Koronę Polskich Maratonów. – Pokonaliśmy 10,5 tys km rowerem, około 5 tys km autostopem i 150 km biegnąc – mówią Rafał Wilczek i Rafał Kot.
To nie jest Wasza pierwsza wyprawa, już parę miesięcy temu o Was pisaliśmy...
– Zgadza się, to już nasza czwarta podróż. Podczas pierwszej przejechaliśmy rowerami wokół Irlandii. Druga to wyprawa w Tatry oraz Bieszczady. Kolejna to Tatry zimą. Tym razem najdłuższa i najbardziej wymagająca, wyprawa rowerami dookoła Europy.

Jak długo trwała Wasza podróż?
– Naszą wyprawę rozpoczęliśmy 2 maja. Wróciliśmy w niedzielę 25 października, po blisko sześciu miesiącach.

Ile kilometrów pokonaliście?
– Rowerami 10,5 tys. Trzykrotnie zostawialiśmy nasze rowery na trasie by dojechać autostopem na zaplanowane wcześniej biegi. W ten sposób przebyliśmy trasy: Antwerpia – Wrocław, Hamburg – Warszawa, Wrocław, Szczecin – Poznań. Łącznie do naszego rowerowego dystansu możemy więc dorzucić przeszło 5 tys. km autostopem oraz jakieś 150 km biegiem. Zdecydowaliśmy się na ten krok by zdobyć rozpoczętą przed wyprawą Koronę Maratonów Polskich. Ukończyliśmy je w ciągu jednego roku.

Jakie państwa znalazły się na Waszej trasie?
– Przejechaliśmy przez całą Polskę do Słowacji, potem Węgry, Rumunia do Morza Czarnego, Bułgaria, Grecja, Macedonia, Albania, Czarnogóra, Chorwacja, kawałek Bośni i Hercegowiny, Słowenia, Włochy, Francja, Monako, Andora, Hiszpania, ponownie Francja, Belgia, Holandia, Niemcy i powrót do Polski tym razem Pomorzem.

Możecie opowiedzieć o nich coś więcej?
– Każdy kraj to oddzielna historia, w każdym działo się coś ciekawego. Na początku wyprawy bardziej skupialiśmy się na zwiedzaniu miejsc, na architekturze, zabytkach. Z czasem jednak bardziej otworzyliśmy się na ludzi i to właśnie kontakty z lokalnymi mieszkańcami stały się najbardziej interesującym elementem naszej podróży. W takcie wyprawy udało nam się obalić też kilka stereotypów na temat konkretnych państw i narodowości np. że Rumunia to kraj, gdzie trzeba szczególnie uważać, a w Albanii jest niemalże wojna. W Rumuni oczywiście trzeba uważać, ale nie bardziej niż w innych miejscach w Europie, trzeba zwyczajnie kierować się zdrowym rozsądkiem, a życzliwych ludzi jest tu nie mniej niż w innych miejscach. Albania natomiast to jeszcze nie odkryty przez turystów klejnot z imponującymi górami, pięknymi plażami i życzliwą ludnością.

Co najbardziej wspominacie?
– Bardzo miłym akcentem było spotkanie kolegi ze Szczytna w Rumunii. Po przejechaniu ponad dwóch tysięcy kilometrów, zobaczenie znajomej twarzy i możliwość rozmowy po polsku, bezcenne. Chociaż byliśmy zmęczeni po całym dniu jazdy przegadaliśmy pół nocy.
Z niezapomnianych chwil moglibyśmy wymienić np: zdobycie najwyższej góry Rumunii – Moldoveanu, która ma ponad 2,5 tys metrów. Idąc niemalże dziewiczym, kilkugodzinnym szlakiem nie spotkaliśmy ani jednej osoby, a widok gór zapierał dech w piersiach. W Bułgarii nad Morzem Czarnym podziwialiśmy przepiękne wschody słońca, tutaj też odkryliśmy Nessebar malownicze miasteczko w całości wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Co ciekawego jeszcze Was spotkało?
– Gdy planowaliśmy trasę, nie do końca wiedzieliśmy jak te miejsca wyglądają w rzeczywistości. Na przykład po Chorwacji spodziewaliśmy się łatwej, płaskiej nadmorskiej drogi - nic dalszego od prawdy. Trasa wiodła głównie górami, które wprost wyrastały z morza. Przypomina mi się jedno, szczególne miejsce. Jechaliśmy surowym wybrzeżem obok parku narodowego. Zatrzymaliśmy się w malutkiej wiosce, żeby napełnić bukłaki z wodą (zaznaczam, że był to początek upalnego lata). Ku naszemu zdumieniu okazało się, że tutejsi mieszkańcy nie mają wody. Spływa ona pod skałami wprost do morza, a z uwagi na bliskość parku narodowego nie można tam wybudować wodociągu. Na szczęście podzielili się z nami swoimi zapasami, a dodatkowo zdradzili ciekawe miejsce na rozbicie namiotu. Była to ukryta między stromymi zboczami malutka nastrojowa plaża, tylko dla nas. Miejsce to jest niezwykłe jeszcze z jednego powodu - otaczających je gór, w których od czasu do czasu szaleje niezwykle porywisty, suchy wiatr, który miejscowi nazywają "Bura". Ten potężny wiatr sprawia, że znajdująca się po drugiej stronie zatoki wyspa ogołocona jest z wszelkiej roślinności do tego stopnia, iż przypomina powierzchnię Księżyca. Na samej wyspie nie byliśmy, ale podobno z drugiej strony - tej ukrytej przed wiatrem - tętni ona życiem, malowniczymi wioskami i cudnymi plażami otoczonymi palmami.

Gdzie nocowaliście?
– Nocowaliśmy w „Million Stars Hotel”, czyli pod gwiazdami w naszym namiocie. Gdy pogoda sprzyjała i komary nie dokuczały otwieraliśmy okienka i podziwialiśmy nocne niebo czy to na plażach Bułgarii, czy na wzgórzach pod Pirenejami. Robiło to na nas niesamowite wrażenie. Zdarzało się, że w zimne czy deszczowe dni, gdy prosiliśmy o możliwość rozbicia namiotu, byliśmy zapraszani do domu. Niezwykłe uczucie być przyjętym w ten sposób przez kogoś zupełnie nieznajomego. To był taki nasz „patent”, pytaliśmy się o możliwość rozbicia namiotu, gdzieś w ogrodzie czy też na pastwisku. Ludzie bardzo chętnie się zgadzali, a ciekawość sprzyjała nawiązywaniu kontaktu.

Ile kilometrów pokonywaliście dziennie?
– Średnio około 80 km. Jednak zdarzyło się, że przejechaliśmy 230 km, a następnego dnia musieliśmy dojechać autostopem by zdążyć na maraton. Innym dniem, który dał nam nieźle w kość był wjazd z Francji do Andory. Tego dnia pokonaliśmy zaledwie 90 km, ale suma przewyższeń wynosiła 2,5 tys m. Ostatecznie była to przeprawa przez Pireneje, a najwyższy punkt jaki osiągnęliśmy, przełęcz Pass De La Casa, leżał 2408 m.n.p.m. Co ciekawe - jak wyjeżdżaliśmy z Francji towarzyszyły nam temperatury rzędu 25-28 stopni, a na przełęczy w Andorze temperatura wynosiła zaledwie 3 stopnie. Nieźle wtedy przemarzliśmy.

Warto ruszyć się z fotela i rzucić w wir przygody?
– Do takiej wyprawy należy się odpowiednio przygotować, bo jest to ogromny wysiłek dla organizmu. Ale jeżeli ktoś czuje się na siłach to powinien wyjść ze swojej strefy komfortu i oderwać się od znanego mu świata, poznać trudy podróży, zdać się na łaskę i niełaskę obcych ludzi. W takich warunkach w człowieku następuje pewna przemiana, odkrywamy iż bez względu na narodowość, kolor skóry czy wyznanie, wszyscy ludzie w gruncie rzeczy są tacy sami i potrzebują siebie wzajemnie. Taka długa podróż otwiera cię na innych, rodzi się w tobie empatia i zrozumienie, stajesz się lepszym człowiekiem.

Czy taka wyprawa to drogi wydatek?
– To zależy, co kto chce i jakiego komfortu potrzebuje. My podeszliśmy do sprawy minimalistycznie. Podczas półrocznej podróży wydaliśmy około 4 tys zł na osobę, wliczając w to naprawy rowerów. Nie kupowaliśmy nawet zbytnio pamiątek, tylko podstawowe jedzenie na dzień lub dwa po przodu.

Co dalej?
Za tydzień góry, a wcześniej dwa biegi - Niepodległości w Szczytnie i w Warszawie. Jeżeli chodzi o długofalowe plany, to Wielki Szlem Maratoński (sześć najbardziej uznanych maratonów na świecie), oraz Korona Maratonów Świata (biegi maratońskie na wszystkich siedmiu kontynentach), ale najpierw musimy popracować nad wynikami. W niedalekiej przyszłości planujemy zorganizować parę spotkań w bibliotekach i domach kultury, by podzielić się swoimi przygodami i wrażeniami, a być może zainspirować kogoś do takich wyjazdów.


Czytaj e-wydanie





Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. 

Swoją stronę założysz TUTAJ ".

Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna


Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. a ja wspolczuje #1857129 | 83.6.*.* 13 lis 2015 17:15

    teraz trzeba wrocic :)

    odpowiedz na ten komentarz

  2. rys #1856891 | 188.146.*.* 13 lis 2015 10:57

    podziwiam ,zwłaszcza przejechany dystans na rowerze,,,tez jeżde...w tym roku przejechałem ponad 5 tyś......jeszcze raz brawo.....super wyprawa...

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. ggg #1856864 | 13 lis 2015 09:50

    I jaka wartosc dodana ma ta "wyprawa". DO PRACY POWINNI ISC JAK NORMALNI LUDZIE

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5