Pomóżmy panu Sławomirowi odbudować marzenia
2024-11-15 13:30:10(ost. akt: 2024-11-15 14:16:55)
Od 37 lat pracuje z drewnem. Praca jest jego pasją, którą odziedziczył po swoim ojcu i którą przekazał swojemu synowi. Niestety pożar odebrał mu jego miejsce pracy. Dziś marzy, by odbudować stolarnię i móc dopracować brakujące trzy lata, co pozwoli mu przejść na zasłużoną emeryturę.
Sławomir Łachacz z Rozóg to dobry mąż, ojciec i człowiek. Nigdy nie potrafił przejść obojętnie wobec ludzkich tragedii. Tak też wychował swoje dzieci, którym przekazał wiele wartości, takich jak empatia i szacunek do drugiego człowieka. Rodzina jest dla niego najważniejsza. Wraz z żoną wychowali dzieci i uczciwie pracowali przez całe swoje dorosłe życie.
Od 1987 roku pan Sławomir pracuje w stolarstwie, od 1991 roku prowadzi swoją działalność w Rozogach. Ta praca to jego największa pasja — rodzinna pasja, bo cieślą był też jego ojciec.
— Stolarstwa i ciesielstwa, pracy z drewnem nauczyłem się już jako dziecko — opowiada. — Podpatrywałem swojego ojca, pomagałem, aż zrozumiałem, że ja też chcę to robić. Od 37 lat pasja jest też moją pracą. Mogę szczerze powiedzieć, że robię to, co kocham. Mój zakład stolarski powstał z marzeń i wielu wyrzeczeń, bo każdy grosz wkładałem w zakup maszyn i urządzeń, w jego wyposażenie.
Pożar zakładu
Życie rodziny toczyło się spokojnym torem aż do 1 listopada 2024 roku. Po wspólnym odwiedzeniu mogił bliskich zmarłych na okolicznych cmentarzach rodzina wróciła do domu. Kilkadziesiąt minut później rozegrał się dramat. Około godziny 17.30 córka państwa Łachacz zauważyła pożar w stolarni.
— Dorobek życia mojego taty, miejsce, w którym ja od dziecka uczyłem się zawodu stolarza. Miejsce, w którym zaraziłem się pasją do tego szlachetnego surowca, jakim jest drewno, i nauczyłem się szacunku do pracy, pracy u podstaw i sztuki ciesielstwa. Dom rodzinny, miejsce, gdzie dorastałem jako dziecko. To wszystko zaczynało być obejmowane przez złowieszcze płomienie ognia, podsycane piekielnie silnie wiejącym tego wieczoru wiatrem... — opowiada syn Karol. — Wezwaliśmy straż, jednocześnie przystępując do walki z rozprzestrzeniającym się żywiołem. Po chwili dołączyły do nas jednostki straży pożarnej. Razem walczyliśmy o to, by uratować jak najwięcej. A walka toczyła się nie tylko o nasze mienie, bo zakład stolarski taty przylega do zabudowań naszych sąsiadów, również stolarzy, równie mocno zaangażowanych w akcję ratowniczą. Po niespełna trzech godzinach walki wygraliśmy. Wygraliśmy, bo nikomu nic się nie stało. Bo wszyscy jesteśmy cali i zdrowi, nikt nie ucierpiał, mamy siebie, mamy siłę, którą jest nasza rodzina. Tata przez trzy godziny patrzył, jak płomienie odbierają coś, na co pracował całe życie. Ja mimo tego, że od kilkunastu lat pracuję na własny rachunek, patrzyłem, jak płonie moje dzieciństwo i to, co ukształtowało mnie zawodowo.
Pan Sławomir z przerażeniem obserwował, jak ogień zabiera mu coś więcej niż zakład...
— To była moja duma, moje miejsce pracy, ale i spełnienie marzeń — mówi z żalem. — Ogień strawił wszystko. Z bólem patrzyłem, jak wszystko, na co tak ciężko pracowałem, zamienia się pogorzelisko. Do emerytury brakuje mi jeszcze trzech lat. Całe życie ciężko i uczciwie pracowałem. W jednej chwili to wszystko poszło z dymem...
Chcą odbudować stolarnię
— Całe życie mojego taty to ciesielstwo, stolarka drewniana. Tym żyje; to jego praca i pasja. I ja wiem, że będzie tym żył długo po tym, jak przejdzie na emeryturę. On potrzebuje tego miejsca. Dlatego chcemy odbudować stolarnię — tłumaczy pan Karol.— Jeżeli zechcecie pomóc mojemu tacie w odbudowaniu miejsca jego pracy, to bardzo dziękuję. Dziękuję za każdą złotówkę, która przybliży nas do realizacji tego celu.
Dla pana Sławomira jest to bardzo trudny czas. Rodzina wspiera go i nie pozwala tracić nadziei na to, że razem uda się odbudować jego miejsce pracy.
— Nie jest łatwo prosić o pomoc, ale sytuacja czasem nas do tego zmusza. Czekamy na rzeczoznawcę, planujemy rozbiórkę, a potem odbudowę — mówi Janina, żona pana Sławomira. — Wierzymy, że razem uda nam się nie tylko odbudować stolarnię, ale też sprawić, by Sławek mógł do emerytury robić to, co kocha. Dobrych ludzi jest wielu. Dziękujemy za każdą pomoc.
Od 1987 roku pan Sławomir pracuje w stolarstwie, od 1991 roku prowadzi swoją działalność w Rozogach. Ta praca to jego największa pasja — rodzinna pasja, bo cieślą był też jego ojciec.
— Stolarstwa i ciesielstwa, pracy z drewnem nauczyłem się już jako dziecko — opowiada. — Podpatrywałem swojego ojca, pomagałem, aż zrozumiałem, że ja też chcę to robić. Od 37 lat pasja jest też moją pracą. Mogę szczerze powiedzieć, że robię to, co kocham. Mój zakład stolarski powstał z marzeń i wielu wyrzeczeń, bo każdy grosz wkładałem w zakup maszyn i urządzeń, w jego wyposażenie.
Pożar zakładu
Życie rodziny toczyło się spokojnym torem aż do 1 listopada 2024 roku. Po wspólnym odwiedzeniu mogił bliskich zmarłych na okolicznych cmentarzach rodzina wróciła do domu. Kilkadziesiąt minut później rozegrał się dramat. Około godziny 17.30 córka państwa Łachacz zauważyła pożar w stolarni.
— Dorobek życia mojego taty, miejsce, w którym ja od dziecka uczyłem się zawodu stolarza. Miejsce, w którym zaraziłem się pasją do tego szlachetnego surowca, jakim jest drewno, i nauczyłem się szacunku do pracy, pracy u podstaw i sztuki ciesielstwa. Dom rodzinny, miejsce, gdzie dorastałem jako dziecko. To wszystko zaczynało być obejmowane przez złowieszcze płomienie ognia, podsycane piekielnie silnie wiejącym tego wieczoru wiatrem... — opowiada syn Karol. — Wezwaliśmy straż, jednocześnie przystępując do walki z rozprzestrzeniającym się żywiołem. Po chwili dołączyły do nas jednostki straży pożarnej. Razem walczyliśmy o to, by uratować jak najwięcej. A walka toczyła się nie tylko o nasze mienie, bo zakład stolarski taty przylega do zabudowań naszych sąsiadów, również stolarzy, równie mocno zaangażowanych w akcję ratowniczą. Po niespełna trzech godzinach walki wygraliśmy. Wygraliśmy, bo nikomu nic się nie stało. Bo wszyscy jesteśmy cali i zdrowi, nikt nie ucierpiał, mamy siebie, mamy siłę, którą jest nasza rodzina. Tata przez trzy godziny patrzył, jak płomienie odbierają coś, na co pracował całe życie. Ja mimo tego, że od kilkunastu lat pracuję na własny rachunek, patrzyłem, jak płonie moje dzieciństwo i to, co ukształtowało mnie zawodowo.
Pan Sławomir z przerażeniem obserwował, jak ogień zabiera mu coś więcej niż zakład...
— To była moja duma, moje miejsce pracy, ale i spełnienie marzeń — mówi z żalem. — Ogień strawił wszystko. Z bólem patrzyłem, jak wszystko, na co tak ciężko pracowałem, zamienia się pogorzelisko. Do emerytury brakuje mi jeszcze trzech lat. Całe życie ciężko i uczciwie pracowałem. W jednej chwili to wszystko poszło z dymem...
Chcą odbudować stolarnię
— Całe życie mojego taty to ciesielstwo, stolarka drewniana. Tym żyje; to jego praca i pasja. I ja wiem, że będzie tym żył długo po tym, jak przejdzie na emeryturę. On potrzebuje tego miejsca. Dlatego chcemy odbudować stolarnię — tłumaczy pan Karol.— Jeżeli zechcecie pomóc mojemu tacie w odbudowaniu miejsca jego pracy, to bardzo dziękuję. Dziękuję za każdą złotówkę, która przybliży nas do realizacji tego celu.
Dla pana Sławomira jest to bardzo trudny czas. Rodzina wspiera go i nie pozwala tracić nadziei na to, że razem uda się odbudować jego miejsce pracy.
— Nie jest łatwo prosić o pomoc, ale sytuacja czasem nas do tego zmusza. Czekamy na rzeczoznawcę, planujemy rozbiórkę, a potem odbudowę — mówi Janina, żona pana Sławomira. — Wierzymy, że razem uda nam się nie tylko odbudować stolarnię, ale też sprawić, by Sławek mógł do emerytury robić to, co kocha. Dobrych ludzi jest wielu. Dziękujemy za każdą pomoc.
Ramka: Każdy może pomóc w odbudowie stolarni pana Sławomira, dokonując wpłaty na stronie https://pomagam.pl/odbudowastolarnirozogi.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez