Wciąż patrzą na siebie z miłością i szacunkiem
2024-03-03 19:32:25(ost. akt: 2024-03-03 19:44:14)
Miłość to jedno, a wspólne życie przez 50 lat to drugie. To właśnie od tych, którzy przeżyli ze sobą pół wieku, możemy się uczyć zaufania, tolerancji i umiejętności wybaczania, a także bycia dobrym dla drugiego człowieka. Taką miłość ślubowali przed ponad 50 laty Elżbieta i Kazimierz Sochaczewscy. Choć są ze sobą ponad pół wieku, to wciąż czule patrzą sobie w oczy, obdarzają się pocałunkami i spędzają ze sobą jak najwięcej czasu.
Od ponad 50 lat są razem, tworząc szczęśliwą rodzinę, która doczekała się nie tylko wspaniałych córek: Moniki i Hanny, ale i wnuka Igora. Złote Gody to niezwykłe wydarzenie nie tylko dla jubilatów, ale również dla ich rodzin oraz przyjaciół. Stworzenie długotrwałego i szczęśliwego związku małżeńskiego nie jest łatwe. Słyszy to każda młoda para, która decyduje się na ślub. Jednak istnieje wiele związków, które pokazują, że można przeżyć ze sobą wiele lat i z każdym rokiem kochać się jeszcze mocniej. Właśnie takim przykładem udanego małżeństwa są Elżbieta i Kazimierz Sochaczewscy z miejscowości Świętajno w powiecie szczycieńskim.
Słowa św. Jana Pawła II są doskonałą puentą tych wspólnie przeżytych lat Jubilatów: „Miłość nie oznacza emocjonalnego przemijania, czy chwilowego oczarowania, ale wyraża wolę i odpowiedzialną decyzję związania się całkowicie «na dobre i na złe». Jest darem samego siebie drugiemu człowiekowi”. Zawarcie małżeństwa to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Złożona przysięga zobowiązuje do bycia ze sobą na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie.
Słowa św. Jana Pawła II są doskonałą puentą tych wspólnie przeżytych lat Jubilatów: „Miłość nie oznacza emocjonalnego przemijania, czy chwilowego oczarowania, ale wyraża wolę i odpowiedzialną decyzję związania się całkowicie «na dobre i na złe». Jest darem samego siebie drugiemu człowiekowi”. Zawarcie małżeństwa to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Złożona przysięga zobowiązuje do bycia ze sobą na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie.
Miłość przyszła niespodziewanie
Pani Elżbieta pochodzi ze Świętajna, pan Kazimierz natomiast mieszkał w oddalonych o kilka kilometrów Olszynach (Gmina Szczytno). Jego siostra Jadwiga wynajmowała mieszkanie w domu rodzinnym pani Elżbiety. I tak się poznali.
— Miłość przyszła sama, z czasem, niespodziewanie — mówi pani Elżbieta. — Kazik przyjeżdżał na początku do swojej siostry, potem poszliśmy kilka razy na zabawę. Był bardzo przystojny, ale najbardziej zauroczył mnie jego dobry charakter. I najważniejsze: lubił i umiał dobrze tańczyć.
Pani Elżbieta, choć pełna rozsądku, szybko zdecydowała się wyjść za niego. Spokojny, ułożony, bez nałogów mężczyzna ujął ją odpowiedzialnością i opiekuńczością.
Pobrali się po roku znajomości. 11 sierpnia 973 roku stanęli w Urzędzie Stanu Cywilnego w Świętajnie i złożyli ślubowanie. Dzień później, 12 sierpnia w niedzielę w południe w Kościele w Świętajnie przed Bogiem przysięgli sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczą się aż do śmierci…
Dzieci wniosły w ich życie radość
W 1975 roku pojawiła się ich upragniona córka Monika, a dwa lata później na świat przyszła jej siostra Hania.
— Zakochaliśmy się w sobie, dogadywaliśmy się, więc decyzja o ślubie zapadła szybko — mówią zgodnie małżonkowie. — Marzyliśmy o rodzinie, więc każde dziecko, które przyszło na świat, było dla nas cudem. Nie bez powodu mówią, że dziecko wywraca nasze życie o 180 stopni. Na samym początku poświęcamy mu swój czas całkowicie, bo jest bezbronne i zdane tylko na nas. Każde dziecko też jest inne. Dla każdego młodego rodzica wszystko jest nowością. Nie można się do tej roli przygotować. Rodzicielstwo potrafi zaskoczyć. Staraliśmy się jednak tworzyć każdego dnia szczęśliwe dzieciństwo – poprzez przytulanie, czułości i każdą wspólnie spędzoną chwilę. Choć pracowaliśmy i czasem sił brakowało, to córki zawsze mogły na nas liczyć. I tak jest do dziś. Monikę i Hanię wychowaliśmy na dobre i mądre kobiety, pełne empatii i szacunku do innych ludzi.
Wierni złożonej przysiędze
Zawarcie małżeństwa to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Złożona przysięga zobowiązuje do bycia ze sobą na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie. Chociaż przeciwności w życiu bywa wiele – i tych rodzinnych, i materialnych, a często i zdrowotnych – to wielkim darem od Boga i losu móc przeżyć wspólnie ze współmałżonkiem pół wieku. Naocznym tego dowodem są jubilaci – pani Elżbieta i Kazimierz, którzy świętowali swoje Złote Gody. Na uroczystości obchodów 50-lecia małżeństwa nie zabrakło ciepłych słów oraz łez wzruszenia.
— Niewielu parom małżeńskim dane jest przeżyć wspólnie pół wieku. Nam się udało — mówią wzruszeni małżonkowie. — Chociaż nie zawsze była to droga pełna radości i wspaniałych wydarzeń. Czasem ta droga przynosiła trudności. My to przezwyciężyliśmy. Wspieraliśmy się nawzajem w tych trudnych i radosnych chwilach. Małżeństwo, które przez ponad 50 lat trwają w związku, wspierając się wzajemnie w dobrych i złych chwilach swojego życia i pokonując wszelkie trudności narzucone przez los, jest jak skała…
Pani Elżbieta pochodzi ze Świętajna, pan Kazimierz natomiast mieszkał w oddalonych o kilka kilometrów Olszynach (Gmina Szczytno). Jego siostra Jadwiga wynajmowała mieszkanie w domu rodzinnym pani Elżbiety. I tak się poznali.
— Miłość przyszła sama, z czasem, niespodziewanie — mówi pani Elżbieta. — Kazik przyjeżdżał na początku do swojej siostry, potem poszliśmy kilka razy na zabawę. Był bardzo przystojny, ale najbardziej zauroczył mnie jego dobry charakter. I najważniejsze: lubił i umiał dobrze tańczyć.
Pani Elżbieta, choć pełna rozsądku, szybko zdecydowała się wyjść za niego. Spokojny, ułożony, bez nałogów mężczyzna ujął ją odpowiedzialnością i opiekuńczością.
Pobrali się po roku znajomości. 11 sierpnia 973 roku stanęli w Urzędzie Stanu Cywilnego w Świętajnie i złożyli ślubowanie. Dzień później, 12 sierpnia w niedzielę w południe w Kościele w Świętajnie przed Bogiem przysięgli sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczą się aż do śmierci…
Dzieci wniosły w ich życie radość
W 1975 roku pojawiła się ich upragniona córka Monika, a dwa lata później na świat przyszła jej siostra Hania.
— Zakochaliśmy się w sobie, dogadywaliśmy się, więc decyzja o ślubie zapadła szybko — mówią zgodnie małżonkowie. — Marzyliśmy o rodzinie, więc każde dziecko, które przyszło na świat, było dla nas cudem. Nie bez powodu mówią, że dziecko wywraca nasze życie o 180 stopni. Na samym początku poświęcamy mu swój czas całkowicie, bo jest bezbronne i zdane tylko na nas. Każde dziecko też jest inne. Dla każdego młodego rodzica wszystko jest nowością. Nie można się do tej roli przygotować. Rodzicielstwo potrafi zaskoczyć. Staraliśmy się jednak tworzyć każdego dnia szczęśliwe dzieciństwo – poprzez przytulanie, czułości i każdą wspólnie spędzoną chwilę. Choć pracowaliśmy i czasem sił brakowało, to córki zawsze mogły na nas liczyć. I tak jest do dziś. Monikę i Hanię wychowaliśmy na dobre i mądre kobiety, pełne empatii i szacunku do innych ludzi.
Wierni złożonej przysiędze
Zawarcie małżeństwa to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Złożona przysięga zobowiązuje do bycia ze sobą na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie. Chociaż przeciwności w życiu bywa wiele – i tych rodzinnych, i materialnych, a często i zdrowotnych – to wielkim darem od Boga i losu móc przeżyć wspólnie ze współmałżonkiem pół wieku. Naocznym tego dowodem są jubilaci – pani Elżbieta i Kazimierz, którzy świętowali swoje Złote Gody. Na uroczystości obchodów 50-lecia małżeństwa nie zabrakło ciepłych słów oraz łez wzruszenia.
— Niewielu parom małżeńskim dane jest przeżyć wspólnie pół wieku. Nam się udało — mówią wzruszeni małżonkowie. — Chociaż nie zawsze była to droga pełna radości i wspaniałych wydarzeń. Czasem ta droga przynosiła trudności. My to przezwyciężyliśmy. Wspieraliśmy się nawzajem w tych trudnych i radosnych chwilach. Małżeństwo, które przez ponad 50 lat trwają w związku, wspierając się wzajemnie w dobrych i złych chwilach swojego życia i pokonując wszelkie trudności narzucone przez los, jest jak skała…
Wspólna pasja
Małżonkowie pracowali zawodowo, wychowali córki, potem opiekowali się rodzicami pani Elżbiety. Pani Elżbieta spędzała lato w ogródku warzywnym, pan Kazimierz dbał o przygotowanie opału na zimę. Mieli też wspólną pasję: łowienie ryb.
— Nad jeziorem, z wędką w ręku spędzać mogłem całe dnie — śmieje się pan Kazimierz.— Stare wędkarskie przysłowie mówi: „machaj wędą, ryby będą”, więc każdą wolną chwilę starałem się spędzić nad wodą. W wędkarstwie urzekło mnie najbardziej nieprzewidywalność. Nigdy nie wiesz, co spotka cię nad wodą i jaka ryba skusi się na przynętę. To może być na przykład jakiś niesamowity szczupak. Uwielbiam kontakt z naturą. Dla mnie to jest wspaniałe. I że przy wodzie mogę odpocząć od zgiełku, samochodów, problemów. Po prostu się wyciszyć. A jeśli do tego uda się złowić tak zwaną życiówkę, czyli najlepszy okaz w karierze, to już w ogóle super.
— U mnie pasja zaczęła się trochę inaczej niż u innych wędkarzy. Z tego, co słyszę, wiele osób zaczyna przygodę z wędkowaniem przez rodzinę. A to tata zarazi pasją, a to wujek. Mnie w ten świat wprowadził mój mąż. Mieliśmy różne pasje i sporo czasu spędzaliśmy osobno. W pewnym momencie zaproponował, żebyśmy wyskoczyli razem i spróbowali coś złowić — wspomina. I tak też się stało. — Jeździliśmy razem, choć ja tak długo jak mąż wytrzymać nie mogłam. Po kilku godzinach chciałam wracać do domu. Ale jak mi się udało kiedyś pięknego lina złapać, to ja byłam z siebie dumna, a i mąż też.
Małżonkowie pracowali zawodowo, wychowali córki, potem opiekowali się rodzicami pani Elżbiety. Pani Elżbieta spędzała lato w ogródku warzywnym, pan Kazimierz dbał o przygotowanie opału na zimę. Mieli też wspólną pasję: łowienie ryb.
— Nad jeziorem, z wędką w ręku spędzać mogłem całe dnie — śmieje się pan Kazimierz.— Stare wędkarskie przysłowie mówi: „machaj wędą, ryby będą”, więc każdą wolną chwilę starałem się spędzić nad wodą. W wędkarstwie urzekło mnie najbardziej nieprzewidywalność. Nigdy nie wiesz, co spotka cię nad wodą i jaka ryba skusi się na przynętę. To może być na przykład jakiś niesamowity szczupak. Uwielbiam kontakt z naturą. Dla mnie to jest wspaniałe. I że przy wodzie mogę odpocząć od zgiełku, samochodów, problemów. Po prostu się wyciszyć. A jeśli do tego uda się złowić tak zwaną życiówkę, czyli najlepszy okaz w karierze, to już w ogóle super.
— U mnie pasja zaczęła się trochę inaczej niż u innych wędkarzy. Z tego, co słyszę, wiele osób zaczyna przygodę z wędkowaniem przez rodzinę. A to tata zarazi pasją, a to wujek. Mnie w ten świat wprowadził mój mąż. Mieliśmy różne pasje i sporo czasu spędzaliśmy osobno. W pewnym momencie zaproponował, żebyśmy wyskoczyli razem i spróbowali coś złowić — wspomina. I tak też się stało. — Jeździliśmy razem, choć ja tak długo jak mąż wytrzymać nie mogłam. Po kilku godzinach chciałam wracać do domu. Ale jak mi się udało kiedyś pięknego lina złapać, to ja byłam z siebie dumna, a i mąż też.
Nogi wciąż rwą się do tańca
Państwo Sochaczewscy są doskonałym przykładem na to, że wiek to jedynie liczba, a nie stan ciała i umysłu. Małżonkowie są przykładem miłości nie tylko do siebie nawzajem, ale i do tańca, który jest ich wspólną pasją. Choć już od kilku lat są oboje na emeryturach, to wciąż, gdy zagra muzyka, pierwsi pojawiają się na parkiecie. Tak jest do dziś. Ich energia podczas tańca jest niesamowita. Pozytywnym nastawieniem zarażają też innych.
— Tańczyć uwielbiamy oboje — śmieją się małżonkowie. — Na dźwięk muzyki nogi rwą się do tańca. Taniec jest integralną częścią naszego życia; choć teraz zdrowie nie takie jak za młodych lat, to w sercu wciąż czujemy się młodzi.
Tak szybko mijają lata
Są ze sobą ponad 50 lat, a mimo to wciąż czule patrzą sobie w oczy, codziennie dzielą się pocałunkami i spędzają ze sobą jak najwięcej czasu. Podkreślają zgodnie, że o miłość warto walczyć i ją pielęgnować.
— Nawet człowiek się nie spodziewa, że tak szybko ten czas płynie — mówią małżonkowie. — Bywały przez te lata chwile trudne i te szczęśliwe. Były choroby, różne nieszczęścia, ale zawsze w tych momentach mogliśmy na siebie liczyć i się wspieraliśmy. Razem łatwiej pokonać wszystkie trudności. Dziś cieszymy się szczęściem naszych córek i wnuka; jesteśmy z nich bardzo dumni. Nic nam nie brakuje, oby tylko zdrowie dopisywało i Bóg pozwolił jak najdłużej nam być razem.
Państwo Sochaczewscy są doskonałym przykładem na to, że wiek to jedynie liczba, a nie stan ciała i umysłu. Małżonkowie są przykładem miłości nie tylko do siebie nawzajem, ale i do tańca, który jest ich wspólną pasją. Choć już od kilku lat są oboje na emeryturach, to wciąż, gdy zagra muzyka, pierwsi pojawiają się na parkiecie. Tak jest do dziś. Ich energia podczas tańca jest niesamowita. Pozytywnym nastawieniem zarażają też innych.
— Tańczyć uwielbiamy oboje — śmieją się małżonkowie. — Na dźwięk muzyki nogi rwą się do tańca. Taniec jest integralną częścią naszego życia; choć teraz zdrowie nie takie jak za młodych lat, to w sercu wciąż czujemy się młodzi.
Tak szybko mijają lata
Są ze sobą ponad 50 lat, a mimo to wciąż czule patrzą sobie w oczy, codziennie dzielą się pocałunkami i spędzają ze sobą jak najwięcej czasu. Podkreślają zgodnie, że o miłość warto walczyć i ją pielęgnować.
— Nawet człowiek się nie spodziewa, że tak szybko ten czas płynie — mówią małżonkowie. — Bywały przez te lata chwile trudne i te szczęśliwe. Były choroby, różne nieszczęścia, ale zawsze w tych momentach mogliśmy na siebie liczyć i się wspieraliśmy. Razem łatwiej pokonać wszystkie trudności. Dziś cieszymy się szczęściem naszych córek i wnuka; jesteśmy z nich bardzo dumni. Nic nam nie brakuje, oby tylko zdrowie dopisywało i Bóg pozwolił jak najdłużej nam być razem.
W zdrowiu i w chorobie
Życie państwa Sochaczewskich jest dowodem tego, że wbrew wszelkim przeciwnościom losu można dochować przysięgę małżeńską, że idąc przez życie we dwoje, wiernie dzieli się każdy sukces i radości, ale też każdy smutek i niepowodzenie. Małżonkowie zmagają się z różnymi chorobami, jednak wciąż na przyszłość patrzą optymistycznie.
— Wspieramy się w chorobach, pomagamy sobie, zawsze jesteśmy razem: w radościach i w smutkach, w zdrowiu i w chorobie. Tak jak przyrzekliśmy sobie w dniu ślubu — tłumaczą. — Nie wyobrażamy już sobie życia bez siebie: kochamy się i jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, powiernikami. Przetrwaliśmy wiele burz, życiowych tragedii, ale wspierając się, dajemy radę. Mamy też kochane córki i wnuka i na nich też możemy zawsze liczyć.
Życie państwa Sochaczewskich jest dowodem tego, że wbrew wszelkim przeciwnościom losu można dochować przysięgę małżeńską, że idąc przez życie we dwoje, wiernie dzieli się każdy sukces i radości, ale też każdy smutek i niepowodzenie. Małżonkowie zmagają się z różnymi chorobami, jednak wciąż na przyszłość patrzą optymistycznie.
— Wspieramy się w chorobach, pomagamy sobie, zawsze jesteśmy razem: w radościach i w smutkach, w zdrowiu i w chorobie. Tak jak przyrzekliśmy sobie w dniu ślubu — tłumaczą. — Nie wyobrażamy już sobie życia bez siebie: kochamy się i jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, powiernikami. Przetrwaliśmy wiele burz, życiowych tragedii, ale wspierając się, dajemy radę. Mamy też kochane córki i wnuka i na nich też możemy zawsze liczyć.
Miłość jest ich siłą
Wzruszeni małżonkowie chętnie dzielili się swoimi wspomnieniami i własną receptą na „pół wieku miłości". A jaka jest recepta na to, by wytrwać ze sobą 50 lat?
— Cierpliwość, tolerancja i zrozumienie. I miłość, bo ona jest siłą, która przezwycięża wszystko — zgodnie odpowiadają małżonkowie. — Nie można się złościć, trzeba czasem iść na kompromis. I ufać Bogu. Modlitwa jest obecna w całym naszym życiu i w trudnych chwilach daje nam siłę, by przezwyciężać wszystkie trudności. Wychowywaliśmy się w czasach, że gdy coś się psuło, to się to naprawiało. Dzisiaj, jak coś się psuje, to się to wyrzuca. Powinniśmy się uczyć, jak naprawiać to codzienne życie, codzienny związek. Warto w małżeństwie być dla siebie przyjacielem…
A czy świętują Walentynki?
— Każdego dnia mamy święto miłości, a nie tylko raz w roku — mówią. — 14 luty to dla nas dzień jak każdy inny. Jeśli się kogoś kocha, to nie są ważne prezenty, wyznania… Ważne są codzienne gesty, wspólna kawa, przytulenie, pomoc w dźwiganiu zakupów. Nawet siedzenie w ciszy ma wtedy coś magicznego. Nam wystarczy spojrzeć sobie w oczy i zobaczyć w nich te same iskry miłości co przed 50 laty…
Wzruszeni małżonkowie chętnie dzielili się swoimi wspomnieniami i własną receptą na „pół wieku miłości". A jaka jest recepta na to, by wytrwać ze sobą 50 lat?
— Cierpliwość, tolerancja i zrozumienie. I miłość, bo ona jest siłą, która przezwycięża wszystko — zgodnie odpowiadają małżonkowie. — Nie można się złościć, trzeba czasem iść na kompromis. I ufać Bogu. Modlitwa jest obecna w całym naszym życiu i w trudnych chwilach daje nam siłę, by przezwyciężać wszystkie trudności. Wychowywaliśmy się w czasach, że gdy coś się psuło, to się to naprawiało. Dzisiaj, jak coś się psuje, to się to wyrzuca. Powinniśmy się uczyć, jak naprawiać to codzienne życie, codzienny związek. Warto w małżeństwie być dla siebie przyjacielem…
A czy świętują Walentynki?
— Każdego dnia mamy święto miłości, a nie tylko raz w roku — mówią. — 14 luty to dla nas dzień jak każdy inny. Jeśli się kogoś kocha, to nie są ważne prezenty, wyznania… Ważne są codzienne gesty, wspólna kawa, przytulenie, pomoc w dźwiganiu zakupów. Nawet siedzenie w ciszy ma wtedy coś magicznego. Nam wystarczy spojrzeć sobie w oczy i zobaczyć w nich te same iskry miłości co przed 50 laty…
Joanna Karzyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez