Czarownica z woli ludu: historia Barbary Zdunk

2023-08-21 12:00:00(ost. akt: 2023-08-21 18:16:55)

Autor zdjęcia: alamy

Spalona na stosie Barbara Zdunk (Sdunk), rzekoma czarownica z Reszla, uchodzi za ofiarę polowań na wiedźmy, jakie było prowadzone w Europie od średniowiecza. Prawda jest jednak zgoła inna – to ofiara zawiedzionej miłości, obłędu i... woli ciemnego ludu. A może również strachu mężczyzn przed kobietami...?
Reszel... miasteczko na Warmii, sławne dzięki pięknie zachowanemu zamkowi biskupiemu oraz starówce, która jest wpisana do rejestru zabytków. Spokojne miasteczko jest również sławne postacią Barbary Zdunk (Sdunk), przedstawianej w historiografii jako „ostatnia czarownica spalona na stosie”. Gdy jednak przyjrzeć się sprawie bliżej, okazuje się, że prawda jest zgoła inna. Fakt, reszelanka została spalona na stosie, ale nie za czarnoksięstwo. Mówią o tym fakty, które rozbijają powszechnie przyjętą wersję wydarzeń.

W pastusim obejściu

Barbara Zdunk urodziła się w 1769 roku w Bartoszycach i już na starcie nie miała łatwo, ponieważ przyszła na świat w rodzinie ubogiego pruskiego pastucha, niejakiego Urbana. Od najmłodszych lat była zmuszona pracować na własne utrzymanie. Początkowo pomagała w skromnym pastusim obejściu, aby w wieku zaledwie 9 lat opuścić rodzinną chałupę i podjąć pracę na własny rachunek.
Z biegiem lat mała Basia wyrosła na piękną młodą kobietę o zjawiskowej urodzie. Oprócz niej nie miała jednak nic do zaoferowania, była biedna jak przysłowiowa mysz kościelna.

Żyjącym w okolicy mężczyznom to jednak nie przeszkadzało. Z ofertą małżeństwa stręczyło się jej mnóstwo młodych parobków i gospodarzy urzeczonych jej urodą, jednak młoda Barbara każdemu z nich mówiła stanowcze „nie”. Dlaczego? Miała swój powód — marzyła o innym, lepszym życiu, z dala od reszelskiej biedy. Owszem, jak chyba każda młoda kobieta, czekała na wielką miłość — kawalera, który zakocha się w niej i z którym znalazłaby lepsze życie z dala od niespełna 3-tysięcznego, prowincjonalnego miasteczka, jakim był Reszel na przełomie XVIII i XIX wieku.

I w końcu taki się pojawił. Co prawda nie rycerz, a żołnierz i to jemu 17-letnia wówczas Barbara oddała swoje serce. Emocje ulokowała fatalnie. Nieznany z personaliów wojak, jak to wojak — zdobył „to”, co chciał, a gdy zaspokoił swoje cielesne żądze, pognał dalej w świat. Barbara była załamana, ale że zdążyła posmakować w urokach miłości, swoje uczucia przelała niedługo potem na innego żołnierza, niejakiego Zdunka (Sdunka). Tym razem nie odpuściła i doprowadziła mężczyznę do ołtarza. Niestety jej szczęście trwało zaledwie chwilę. I to ta chwila była właśnie iskrą, która tak naprawdę podpaliła późniejszy stos, na którym spłonęła młoda kobieta. Zanim zapłonął, tlił się latami.

Rzuciła się w wir romansów

Świeżo upieczony mąż już po 6 tygodniach po prostu uciekł od Barbary. Młoda żona była chorobliwie o niego zazdrosna, wręcz zaborcza, nieustannie kłóciła się ze Zdunkiem i finalnie ów dał po prostu nogę ze wsi. Mężczyzna zniknął z dnia na dzień i ślad po nim zaginął. Barbara była zrozpaczona — to było za dużo jak na jej młode, już raz zawiedzione serce.

Po „ucieczce” męża, wciąż piękna i ponętna Barbara rzuciła się w wir romansów. Spotykała się z wieloma mężczyznami, zarówno z niższych, jak i wyższych klas społecznych. Swoje miłosne podboje przerwała dopiero, gdy spotkała — jak jej się wówczas wydawało (po raz kolejny) — miłość swojego życia: miejscowego parobka, niejakiego Jakoba Austera.

38-letnia już wówczas Barbara była wpatrzona w o 16 lat młodszego mężczyznę jak w obrazek. Ten jednak uznał, że jest ona dla niego za stara i odrzucił miłość, wzgardzając jej względami. Tego było już dla jej pokiereszowanej psychiki zbyt wiele. W zemście za okazaną jej pogardę Barbara Zdunk miała rzekomo podpalić pewnej nocy gospodarstwo, w którym przebywał obiekt jej westchnień. Ogień objął także sąsiednie zabudowania. W płomieniach zginęły 2 osoby, ale co ciekawe, samemu Jakobowi Austerowi udało się uciec i nie powrócił już do Reszla. Ślad po nim zaginął. Rzekomą (o tym zaraz) podpalaczkę złapano na miejscu pożaru. Ponieważ wszyscy wiedzieli, że potrafiła być mocno zaborcza, uznano, że to ona podpaliła zabudowania i wtrącono ją do zamkowych lochów. Dalej było już tylko gorzej. 38-letnia Barbara była co prawda sądzona, ale proces wlókł się niemiłosiernie. Dlaczego? Bo trudno było znaleźć świadków podpalenia, a okoliczności pożaru rodziły mocne wątpliwości.

Legenda o Barbarze - czarownicy nie uwzględnia, że tamte lata były czasem intensywnych przetasowań politycznych w Europie, także w ówczesnych Prusach, gdzie leżał Reszel. Chwilę wcześniej Napoleon Bonaparte pobił wojska króla Prus, Fryderyka Wilhelma III, a po okolicznych terenach wałęsały się bandy dezerterów, jak i regularne wojska, w tym Polacy, którzy byli na służbie cesarza Francuzów. Co istotne dla sprawy Barbary Zdunk, byli w tym okresie w Reszlu, a wielu mieszkańców mówiło wprost, że to oni właśnie podpalili zabudowania, a nie nieszczęsna i — najwyraźniej obłąkana — kobieta.

Usługi seksualne pod przymusem

Stan psychiczny Barbary potwierdzał sam skład sędziowski. Był zdziwiony, że niczemu nie zaprzecza i przyznaje się do wszystkich zarzutów, nawet gdy specjalnie zarzucano jej wręcz absurdalne rzeczy, których nie mogła popełnić. To właśnie dlatego proces przeciągał się niemiłosiernie, bo aż 4 lata. Na początku osadzonej dyskretnie umożliwiono ucieczkę. Ktoś wiedział, że nie jest winna i nie chciał mieć na sumieniu obłąkanej kobiety? Ale Barbara była tak nieudolna, że błyskawicznie ją złapano. Wróciła do lochu, gdzie okrutne zajęcie dla niej znaleźli strażnicy — wciąż piękna mimo upływu lat Barbara świadczyła pod przymusem... usługi seksualne.
— Dozorcy skorzystali ze sposobności i urządzili w turmie jednoosobowy tylko wprawdzie, ale dochodowy zapewne dom publiczny. Była to jakby mysia nora, u wylotu której czatowały czujne koty — czytamy w „Polskiej anarchii” Pawła Jasienicy.

Korzystali z nich wszyscy — od wiejskich parobków po lokalną elitę, jak np. mistrz piekarniczy Hirsch, któremu próbowano przypisać ojcostwo jednego z dzieci, jakie urodziła w więzieniu kobieta (jedno zmarło niedługo po porodzie). Ostatecznie uznano, że ojcem był nie kto inny, jak sam Szatan. Wówczas właśnie ludzie zaczęli mówić, że Barbara jest czarownicą.

Zbierzmy wszystko razem: 4 lata w więzieniu z powodu braku dowodów winy kobiety, nie wiadomo, co z nią zrobić, a umęczony wojenną zawieruchą lud (rok 1811 to czas zmagań francusko-prusko-rosyjskich w tej części Europy) coraz głośniej narzekał na lokalne władze. Trzeba go było jakoś uspokoić…

27 lipca 1811 roku Izba Sprawiedliwości w Królewcu potwierdziła wyrok skazujący sądu w Reszlu. Co ciekawe, dokumenty procesowe znajdujące się obecnie w Berlin-Dahlem, nie mówią o sądzeniu Barbary za czary. Została skazana wyłącznie za podpalenia. Mało tego, od wieku na terenie Prus nie ścigano już czarownic, a czarnoksięstwo nie było ujęte nawet w pruskim kodeksie karnym. Dlaczego zatem kobieta zginęła w ogniu?

Otóż bez wątpienia było to na rękę każdemu. Czarownice palono, a za taką uznawał Barbarę prymitywny lud. Władze zawsze mogły wytłumaczyć, że kobieta została spalona bo przecież sama „spaliła” 2 osoby.

Potwierdzeniem faktu, że Barbara musiała zginąć w ogniu jako wiedźma było to, że na polecenie pruskiego ministra, zanim kobietę objęły płomienie, udusił ją dyskretnie odpowiedzialny za wykonanie wyroku kat z Lidzbarka Warmińskiego. Oszczędzono jej męczarni.

I tak właśnie narodziła się legenda o Barbarze Zdunk, czarownicy z Reszla. Nieszczęsnej kobiety, ofiary zawiedzionej miłości, ówczesnej zawieruchy polityczno-wojennej i woli zawsze żądnego krwi ciemnego plebsu.

Maciej Chrościelewski

Paracelsus: Wszystkiego nauczyłem się od czarownic

Znaczna większość rzekomych czarownic i czarnoksiężników, którzy spłonęli na stosach europejskich to w rzeczywistości przedstawiciele profesji, którą dziś nazwalibyśmy naturopatią. Były to osoby, które zajmowały się szeroko pojętą medycyną naturalną i niekonwencjonalną — leczeniem opartym m.in. na ziołolecznictwie i fizykoterapii, gdzie wiedza praktyczna była często przekazywana w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Najczęściej wśród kobiet, ponieważ to one były opiekunkami domowego ogniska. Wiedza ta była pieczołowicie chroniona, a że lud nie rozumiał jej mechanizmów, w przypadku niepowodzeń zabiegów podejmowanych przez zielarki były one obwiniane o konszachty z siłami nieczystymi. Wiejskie „baby” i szeptuchy” nagle stawały się wiedźmami, które obwiniano o szereg nieszczęść, jakie spotykały lokalną społeczność.
Ale polowanie na czarownice na dobre rozpoczął Kościół Katolicki. Powody były dwojakiej natury: polityczne i wynikające z konkurencji, jaką były dla klasztorów lokalne „wiedźmy”. Mnisi chcieli mieć po prostu monopol na wiedzę zielarską. Wiedzę, którą tak naprawdę zdobywali od zielarek i uzdrowicielek. Polityka była wygodnym narzędziem do „likwidowania” buntów w niespokojnych społecznościach, jak np. w czasach kontreformacji i później, gdy w Europie Zachodniej masowo płonęły stosy. Tak podziękował ówczesny świat wszystkim tym, którzy de facto położyli podwaliny pod współczesne formy leczenia. Palono „żywe” książki pełne bezcennej wiedzy medycznej.
— Wszystkiego, co wiem, nauczyłem się od czarownic — taką informację pozostawił potomnym ojciec nowożytnej medycyny Paracelsus.
Współcześnie nikt już nie prześladuje czarownic, zielarek, znachorek i szeptuch. Te ostatnie żyją jeszcze m.in. na Podlasiu. Niektóre z nich odwiedzają ludzie za całej Polski i nie tylko. Niestety skrywana przez nie wiedza odchodzi wraz z nimi. Pocieszeniem jest fakt, iż ludzie coraz chętniej korzystają z dobrodziejstw medycyny naturalnej i uczą się jej w praktyce, co pozwala wyrażać nadzieję, że wiedza wypracowana na przestrzeni wieków przez zielarki i uzdrowicielki zostanie zachowana.

Słowniczek...

Znachor (od: zna się na chorobach) — ktoś, kto leczy ludzi, nie mając wykształcenia medycznego, w oparciu o praktyki ludowe, również magię, radiestezję, teorię aury energetycznej. Przed korzystaniem z usług znachorów przestrzega oficjalna medycyna akademicka.

Wiedźma (od: ma wiedzę) — w ludowym ujęciu to kobieta, która ma głęboką wiedzę z zakresu ziołolecznictwa, często żyjąca w harmonii z naturą. W czasach przedchrześcijańskich to właśnie wiedźmy zajmowały się leczeniem lokalnych społeczności. W terminologii kościelnej (średniowiecznej) wiedźmy to pomocnice diabła, często przedstawiane jako demony w ludzkiej skórze (starsze wierzenia niektórych kultur).

Guślarz — pewna forma znachora, ktoś, kto miał wyjątkowo bogatą wiedzę z zakresu praktyk medycznych i obrzędów im towarzyszących. Guślarze oprócz wiedzy z zakresu medycyny naturalnej byli łącznikami lokalnych społeczności ze światem zmarłych.

Szeptucha (ale też szeptuch — mężczyzna) — zazwyczaj żyjąca w odosobnieniu i posiadająca umiejętność leczenia schorzeń nieznanych lub nieuznawanych przez medycynę akademicką (np. Wiatr, Złe Oko, Przestrach, Gościec-kołtun). Szeptuchy opierają swoje metody lecznicze na rytuałach odpędzania chorób, chociaż często wspierają się ziołolecznictwem. Większość szeptuch specjalizuje się w leczeniu określonych, zazwyczaj kilku przypadłości. Ostatnim bastionem szeptuch w naszym kraju jest Podlasie. One same cieszą się wielkim szacunkiem lokalnych społeczności.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5