Inspirują innych do sięgania po marzenia [WYWIAD]

2021-07-25 08:00:00(ost. akt: 2021-07-25 08:02:29)

Autor zdjęcia: Malowanie Światłem/Tomasz Gas

ROZMOWA || Jeśli czegoś bardzo chcesz i nieustannie dążysz do celu, to możesz wszystko — mówi Agnieszka Wienskiewicz z Reszla, która z ostatnich mistrzostw Polski w pole sport przywiozła dwa medale: złoty (w duecie z Joanną Kuliś-Cwaliną) i brązowy (układ solowy).
— Wraz z Asią zameldowałyście się w Spodku jako arabska księżniczka i japońska gejsza. Później także jako Egipcjanki. To teraz tłumacz o co w tym chodzi....
— (śmiech) Każda z nas miała jakąś swoją wizję. Między innymi dlatego, by w swym występie być możliwe najbardziej "oryginalną", bo to wiąże się z dodatkowymi punktami. Unikamy rutyny. Występy do spokojnej, często powielającej się muzyki z czasem robią się nudne. Specjalne aranżacje potrafią przykuć uwagę i zaskoczyć sędziów oraz publiczność...

— ...której w tym roku nie było.
— Niestety nie. Klimat zawodów był przez to zupełnie inny. Każdy zawodnik mógł przyjść z jedną osobą towarzyszącą, jednak podczas nagrań nie można było się odzywać ani kibicować. Emocji jednak i tak nie brakowało. A to wchodzenie w jakąś rolę dodatkowo bardzo pomaga np. w pozbyciu się tremy. Z Egipcjankami było podobnie. Stylizacja, muzyka i kroki złożyły się w spójny, "egipski" układ.

— Wystąpiłaś w stroju, który był dla Ciebie wyjątkowo osobisty. Przygotowała go Twoja mama. Skąd w niej taki kunszt i... fantazja?
— Fantazja i projekt oczywiście zrodziły się w mojej głowie, lecz dopiero talent mojej mamy pozwolił je urzeczywistnić. Jest z wykształcenia krawcową, choć nie pracuje w zawodzie i w tej chwili traktuje to bardziej jako pasję. Wiedziałam, że dzięki niej to tylko kwestia czasu, by powstał strój dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam.

— Ostatni rok był dość trudny, nie tylko dla świata sportu. "Korona" namieszała Ci bardziej jako nauczycielce, trenerce czy zawodniczce?
— To był dla mnie okres szczególnie trudny, bo dodatkowo kończyłam jeszcze w tym roku studia. Czasu było naprawdę niewiele, część zajęć musiałam zawiesić. Zdarzało się, że miałam wątpliwości czy temu wszystkiemu podołam. Dzięki wsparciu najbliższych i determinacji jednak udało się wytrwać. Ostatecznie najmniejszą różnicę odczułam jako zawodniczka.

Obrazek w tresci

fot. Tomasz Gas/Malowanie Światłem

— Czemu?
— Bo pod górkę miałam w tej kwestii od zawsze (śmiech). Odkąd pamiętam miałyśmy problemy np. z dostępem do sali lub ze zbyt niską wysokością pomieszczeń, w których ćwiczyłyśmy. Skutkowało to brakiem możliwości przećwiczenia niektórych figur czy sekwencji. W tym roku było to samo. Nie mamy swojego studia, więc wynajmujemy sale w szkołach. Przychodząc na trening często musiałyśmy najpierw mocować rurki, a po zajęciach je demontować (jedno i drugie nie jest łatwe, każde czasem trwa i ponad godzinę). W efekcie na sali spędzałyśmy po ok. 5 godzin, co niestety kończyło się niejednokrotnie przetrenowaniem i kontuzjami. A i tak trenowałyśmy wtedy tylko duet. Układy solowe ćwiczyłyśmy w "wolnych chwilach" w domu.

— Zawody z 2020 roku przeniesiono na 2021 rok. Pomogło, przeszkodziło?
— Spowodowało, że np. swój układ solowy trenowałam 2 lata. Oczywiście nie zliczę ile razy go przekształciłam zanim doprowadziłam do ostatecznej wersji. Zupełnie inaczej było z duetem oraz układem solowym Asi, która po urodzeniu synka miała tylko ok. 4 miesiące na intensywne przygotowania. Niesamowicie mi imponuje. Jej determinacja przerosła moją. To tylko udowadnia, że jeśli się czegoś bardzo chce i nieustannie dąży do celu, to można wszystko.

— Ty udowodniłaś, że w solowym debiucie można zgarnąć brąz. Trudniej walczyć solo czy w duecie?

— Układ solowy wymaga większej kondycji fizycznej i odporności psychicznej. Cała uwaga jest skupiona na jednej osobie. Każdy mały błąd jest bardziej zauważalny. Nie ma tego wsparcia na scenie, które daje duet. Poczucia, że w tym wszystkim ktoś zawsze jest razem z Tobą, przeżywa te same emocje. Myślę, że w duecie trema rozkładała się na nas obie.

— Realia sprawiły, że sędziowie nie oceniali "na miejscu". Na wyniki trzeba było czekać dłużej.
— Wiele imprez odwołano, ale Polska Społeczność Pole Sport znalazła odpowiednie rozwiązania, by — mimo wszystkich ograniczeń wynikających z sytuacji na świecie — udało się rozegrać mistrzostwa Polski. To oczekiwanie oczywiście nam się dłużyło, nie mogłyśmy się doczekać, ale był to dobry kompromis jak na ten niepewny, trudny czas.

— Jak wyglądają relacje między zawodnikami? Walka bywa zacięta i trudno mi uwierzyć, że wszyscy się wzajemnie kochają.
— To chyba jeszcze zbyt młoda w Polsce dyscyplina sportu, by dochodziło do jakichś większych zgrzytów. Wszystkim zawodnikom przyświeca jeden cel, chcą zmieniać stereotypy na temat pole sport. Pokazywać jak piękna i niesamowicie trudna bywa to dyscyplina. Wygrywać oczywiście jest miło, rywalizacja istnieje, ale tylko w pozytywnym sensie. Dzięki niej z roku na rok poprzeczka idzie wyżej, rośnie poziom.

— Chwilę po ogłoszeniu wyników, w mediach społecznościowych wylała się na Was cała fala gratulacji i miłych słów. Spodziewałyście się takiego "zamieszania"?
— Wiele osób nam kibicowało, podpytywało o treningi, a część nawet się na nich pojawiała. Zainteresowanie było więc już wcześniej, jednak nie sądziłyśmy, że może zrobić się o nas tak głośno. Oczywiście jest to bardzo miłe, bo chyba każdy w takich chwilach lubi czuć się doceniony.

— Kiedy i gdzie spodziewać się zatem Waszych kolejnych startów?

— Na tę chwilę odpoczywamy po długich przygotowaniach i samym starcie. Monotonność ćwiczenia wciąż tych samych rzeczy przyniosła kilka kontuzji, które musimy zregenerować. Jeśli szczęście nadal będzie nam dopisywało, to za rok wystartujemy ponownie. Czy coś więcej? Czas pokaże.

— Kilka miesięcy wstecz, podczas naszego wcześniejszego wywiadu, wspomniałaś, że najbliższy cel to złoto. Udało się. W co celujesz teraz?
— Obecnie w to, by jak najwięcej udoskonalić w swoim warsztacie. Chcę przeanalizować swoje słabe i mocne strony. Tak, byśmy wkrótce mogły wyznaczyć sobie takie cele, które obecnie wydają się nieosiągalne.

— Inspirujecie innych. Waszym śladem poszły kolejne zawodniczki z Kętrzyna.
— Tak, na mistrzostwa w Katowicach pojechały także trzy nasze kursantki. Klaudia wystąpiła jako postać ze swojego ulubionego serialu "Dom z papieru", pokazując na scenie lekkość, grację oraz duże umiejętności. Monika w układzie solowym wystąpiła w roli wojowniczki, obrazując walkę z przeciwnościami losu. W duecie z Edytą natomiast przedstawiły geometryczny, spokojny układ...

— I ewidentnie przypadły do gustu sędziom.
— Były świetne. W swym debiucie Klaudia zajęła 12. miejsce w kat. amatorki seniorki, Monika była siódma, a wspomniany duet zgarnął złoto w kat. amatorki seniorki. Ten start zapoczątkował w nich wszystkich coś, co sama znam doskonale. Chęć sięgania po więcej. Wiemy, że nie spoczną na laurach i nadal będą ciężko pracować, by spełniać swoje kolejne marzenia. Tak samo jak my.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5