Państwo Joanna i Jerzy Kaczorowie z 6 dzieci mieszkają w Osiniaku (gm. Ruciane-Nida). Zajmują pokój z kuchnią w budynku po zlikwidowanej szkole podstawowej. Jedynym marzeniem Kaczorów jest życie w normalnych warunkach - bez zapachu stęchlizny, zagrzybionych ścian, alkoholowych libacji i ciasnoty.
Kaczorowie dostali kwaterunek w Osiniaku, jak ich zapewniał ówczesny burmistrz Rucianego-Nidy - dopóki nie znajdzie się dla nich jakieś mieszkanie. Do tej pory nic się nie znalazło. Od 10 lat zajmują pokój z kuchnią. Wszystkiego jest 40 metrów. Pan Jerzy pracuje dorywczo, jego żona zajmuje się domem i dziećmi. Ich gospodarstwo to kilka zwierząt i kawałek dzierżawionego sadu. Mają więc świeże mleko, śmietanę, jajka. W przydomowym ogródku uprawiają warzywa. — Finansowo nie jest najgorzej, jakoś sobie radzimy — mówią rodzice gromadki dzieciaków.
Jedynym i największym problemem rodziny są tragiczne warunki mieszkaniowe. Ściany pokoju i kuchni pokrywa warstwa czarnego nalotu. Czuć stęchlizną. Lokatorzy mieszkający w tym samym budynku zazwyczaj nie ogrzewają swoich pokoi. Sąsiadująca z kuchnią Kaczorów wiejska świetlica - również nie jest ogrzewana. — Wilgoć dosłownie włazi drzwiami i oknami — pokazuje czarne ściany pan Jerzy. — Nie pomaga wietrzenie i ogrzewanie naszego mieszkania. Malowałem w lipcu, a dziś grzyb na ścianach. Latem jeszcze można jakoś wytrzymać - dzieciaki cały dzień biegają po podwórku, ale jesienią i zimą - ciągle chorują. Sąsiedzi mieszkający w tym samym budynku to osoby, jak twierdzą małżonkowie - od lat nadużywające alkoholu. — Libacje alkoholowe odbywają się kilka razy w tygodniu, lokatorzy załatwiają swoje potrzeby do wiadra w korytarzu albo na podwórzu, palą nałogowo papierosy. W naszym mieszkaniu śmierdzi moczem i nikotyną, bo pokoje dzieli tylko korytarz — bez ogródek mówi pani Joanna.
Co prawda kilka tygodni temu rodzina dostała propozycję mieszkania na Dybówku (peryferie Rucianego-Nidy), ale jak mówi pani Asia: — Warunki jeszcze gorsze niż w Osiniaku - metraż mniejszy, łazienki nie ma, kuchnia kaflowa w korytarzu. Starszy, 13-letni syn państwa Kaczorów jest niepełnosprawny. — Przeszedł bardzo poważne i skomplikowane operacje, nie może chodzić do wychodka na podwórku. Musi mieć zapewnione przyzwoite warunki — tłumaczy pan Jerzy, sam borykający się z kłopotami zdrowotnymi. Skutki wypadku sprzed lat odczuwa do dziś. — Najważniejsze dla mnie są dzieci. Łukaszek (młodszy syn państwa Kaczorów, red.) 8 tygodni przeleżał w szpitalu na zapalenie płuc. Pani doktor ze szpitala informowała gminę o konieczności natychmiastowej zmiany naszych warunków mieszkaniowych. Bezskutecznie — opowiada pan Jurek.
Państwo Kaczorowie nie mają wygórowanych wymagań - chcieliby mieć jeszcze dwa maleńkie pokoje na poddaszu budynku w Osiniaku. — Mieszkanie na Dybówku, które gmina nam proponowała, mogliby zająć sąsiedzi — sugeruje pan Jerzy. — Budynek w Osiniaku nie niszczałby w takim tempie. Burmistrz na pisemną prośbę o zgodę na zaadoptowanie strychu odpowiadał w piśmie z 2007r.: "(...) ustalane są warunki zabudowy i adaptacji strychu w Osiniaku 14". Rodzina już 2 lata czeka na decyzję. — Urząd tłumaczy się wysokimi kosztami remontu, ale ja przecież wyraźnie deklaruję, że zrobię to sam ze swoich materiałów. Jestem budowlańcem, dam radę - materiały wezmę na raty, a dwie ręce do pracy mam — zapewnia pan Jurek.
Próbowaliśmy porozmawiać z Leszkiem Gryciukiem, burmistrzem Rucianego-Nidy. Bezskutecznie.
Joanna Ducka
Jedynym i największym problemem rodziny są tragiczne warunki mieszkaniowe. Ściany pokoju i kuchni pokrywa warstwa czarnego nalotu. Czuć stęchlizną. Lokatorzy mieszkający w tym samym budynku zazwyczaj nie ogrzewają swoich pokoi. Sąsiadująca z kuchnią Kaczorów wiejska świetlica - również nie jest ogrzewana. — Wilgoć dosłownie włazi drzwiami i oknami — pokazuje czarne ściany pan Jerzy. — Nie pomaga wietrzenie i ogrzewanie naszego mieszkania. Malowałem w lipcu, a dziś grzyb na ścianach. Latem jeszcze można jakoś wytrzymać - dzieciaki cały dzień biegają po podwórku, ale jesienią i zimą - ciągle chorują. Sąsiedzi mieszkający w tym samym budynku to osoby, jak twierdzą małżonkowie - od lat nadużywające alkoholu. — Libacje alkoholowe odbywają się kilka razy w tygodniu, lokatorzy załatwiają swoje potrzeby do wiadra w korytarzu albo na podwórzu, palą nałogowo papierosy. W naszym mieszkaniu śmierdzi moczem i nikotyną, bo pokoje dzieli tylko korytarz — bez ogródek mówi pani Joanna.
Co prawda kilka tygodni temu rodzina dostała propozycję mieszkania na Dybówku (peryferie Rucianego-Nidy), ale jak mówi pani Asia: — Warunki jeszcze gorsze niż w Osiniaku - metraż mniejszy, łazienki nie ma, kuchnia kaflowa w korytarzu. Starszy, 13-letni syn państwa Kaczorów jest niepełnosprawny. — Przeszedł bardzo poważne i skomplikowane operacje, nie może chodzić do wychodka na podwórku. Musi mieć zapewnione przyzwoite warunki — tłumaczy pan Jerzy, sam borykający się z kłopotami zdrowotnymi. Skutki wypadku sprzed lat odczuwa do dziś. — Najważniejsze dla mnie są dzieci. Łukaszek (młodszy syn państwa Kaczorów, red.) 8 tygodni przeleżał w szpitalu na zapalenie płuc. Pani doktor ze szpitala informowała gminę o konieczności natychmiastowej zmiany naszych warunków mieszkaniowych. Bezskutecznie — opowiada pan Jurek.
Państwo Kaczorowie nie mają wygórowanych wymagań - chcieliby mieć jeszcze dwa maleńkie pokoje na poddaszu budynku w Osiniaku. — Mieszkanie na Dybówku, które gmina nam proponowała, mogliby zająć sąsiedzi — sugeruje pan Jerzy. — Budynek w Osiniaku nie niszczałby w takim tempie. Burmistrz na pisemną prośbę o zgodę na zaadoptowanie strychu odpowiadał w piśmie z 2007r.: "(...) ustalane są warunki zabudowy i adaptacji strychu w Osiniaku 14". Rodzina już 2 lata czeka na decyzję. — Urząd tłumaczy się wysokimi kosztami remontu, ale ja przecież wyraźnie deklaruję, że zrobię to sam ze swoich materiałów. Jestem budowlańcem, dam radę - materiały wezmę na raty, a dwie ręce do pracy mam — zapewnia pan Jurek.
Próbowaliśmy porozmawiać z Leszkiem Gryciukiem, burmistrzem Rucianego-Nidy. Bezskutecznie.
Joanna Ducka