Jedyna taka Pani Dyrektor. Uratuje życie, pokona mistrzynię świata…[ROZMOWA]

2023-09-25 12:17:22(ost. akt: 2023-10-03 08:20:08)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

ROZMOWA/// Gdy ktoś tonie, zachowanie własnego życia staje się jego jedynym priorytetem. Nawet kosztem życia osób najbliższych – mówi Magda Gentek z Pisza, łącząca m.in. pracę ratownika wodnego oraz dyrektor Szkoły Podstawowej. Talentów i pasji ma jednak dużo, dużo więcej!
– Uczysz pływać innych. Kiedy sama się tego nauczyłaś?
– Jako kilkulatka, w szkole podstawowej. Nie mieliśmy tradycyjnej sali gimnastycznej, więc zajęcia WF odbywały się głównie na piskiej pływalni. Pierwsze kroki stawiałam w sekcji pływackiej pod okiem p. Małgorzaty Niedźwiedzkiej. Była świetną nauczycielką i doświadczoną trenerką. Przede wszystkim jednak była…. niesamowitym człowiekiem.

– Wspominasz ją z wyraźnym wzruszeniem.
– Wiele jej zawdzięczam. I to opowieść nie tylko o umiejętnościach sportowych, sukcesach w barwach MKS Roś Pisz czy roznieceniu miłości do pływania. Jej podejście do młodzieży, pasja, umiejętność dzielenia się wiedzą… To wszystko pomogło mi zrozumieć kim naprawdę chcę być. Miało głęboki wpływ na moje życiowe cele i marzenia. W dużej mierze właśnie dzięki niej zostałam później trenerką w Powiatowej Akademii Sportu i Rekreacji w Piszu, nauczycielką, a także dyrektorką szkoły podstawowej.

– Dużo czasu spędzałaś z Nią na basenie?
– Dużo, ale to normalne, gdy chce się mieć dobre wyniki. Tygodniowo byłam na przynajmniej 10-11 sesjach treningowych. Z reguły oznaczało to ok. dwa treningi dziennie. Były naturalnie i sobotnie „bonusy”, o ile w dany weekend nie startowałam w zawodach.

Obrazek w tresci

– Co człowiekowi może dać pływanie?
– To doskonała forma aktywności fizycznej, która angażuje wiele grup mięśniowych. Regularne pływanie zwiększa wydolność serca i płuc, poprawia kondycję i wytrzymałość. Woda wspiera ciało, zmniejsza obciążenie stawów, co jest szczególnie korzystne dla osób z nadwagą. Dzięki temu pływanie jest mniej obciążające dla kolan, bioder i kręgosłupa niż niektóre inne formy aktywności. Dla wielu osób pływanie może być doskonałą formą rehabilitacji po urazach lub operacjach.

– A od strony psychicznej, mentalnej?
– Mnie nauczyło dyscypliny, konsekwencji i wytrwałości. Pływanie wyzwala endorfiny, które poprawiają nastrój i wzmagają uczucie szczęścia. To dobra pomoc w radzeniu sobie z depresją i lękiem. Dźwięk wody i rytmiczny ruch ciała to świetny przepis na wyciszenie umysłu.

– Łatwiej uczyć pływania dzieci czy dorosłych?
– Jedno i drugie niesie dużo satysfakcji, ale w uczeniu pływania dzieci mam dużo więcej doświadczenia. Lubię z nimi pracować. Są bardziej „elastyczne”, co ułatwia im przyswajanie nowych umiejętności. Mają też mniej złych, utrwalanych wieloma latami „nawyków”, które mogą utrudniać naukę.

Obrazek w tresci

– Pracujesz również jako ratowniczka. Jak długo trzeba się szkolić, by potrafić uratować kogoś, kto się topi?
– W czasach, gdy zdobywałam uprawnienia ratownika WOPR, kurs trwał od 3 do 6 miesięcy. Nie liczono godzin, ważna była praktyka, wiedza i umiejętność zachowania się w danej sytuacji. Od 2012 roku obowiązują przepisy, które pozwalają uzyskać tytuł ratownika wodnego po 63-godzinnym szkoleniu. Dodatkowych wymagań było i jest naturalnie znacznie więcej.

– Jesteś dość drobną kobietą. Tak szczerze, nie komplikuje to sytuacji, gdy trzeba ratować np. rosłego, być może odurzonego dodatkowo alkoholem faceta?
– Ratownicy są szkoleni, by być w stanie pomóc niezależnie od płci czy rozmiaru ciała. Wiele zależy od umiejętności, doświadczenia oraz sprzętu, do którego dostęp ma ratownik w danej sytuacji awaryjnej. Znaczna różnica w masie ciała lub „procenty” naturalnie wieszają poprzeczkę wyżej. Grunt to działać zgodnie z procedurami i mieć zgrany zespół, bo ratownictwo to wyzwanie zespołowe. Nie można też zapominać, że priorytetem jest nie tylko bezpieczeństwo osoby, którą się ratuje, ale i ratownika.

– Co roku, zwłaszcza nad morzem, słyszy się o serii utonięć. Co robić ma szary człowiek, gdy widzi, że ktoś się topi?
– Natychmiast wezwać pomoc. Ocenić własne bezpieczeństwo. Sprawdzić czy istnieje w okolicy jakikolwiek dostępny sprzęt ratowniczy, jak np. koło ratunkowe czy bojka. Przydać może się też jakiś długi przedmiot, jak np. gałąź, lina, ręcznik, szalik, koszulka... Można go wtedy podać tonącej osobie w taki sposób, by pomóc jej utrzymać się na powierzchni wody.

Obrazek w tresci

– To i z drugiej strony. Czego NIE robić?
– Jeśli to możliwe, należy unikać bezpośredniego kontaktu fizycznego z tonącą osobą. To niebezpieczne. Osoba tonąca jest nadzwyczajnie silna, a panika niszczy zupełnie jej logikę i rozsądek. Gdy tonie, zachowanie własnego życia staje się jej jedynym priorytetem, nawet kosztem życia osób najbliższych.

– Jakie są najczęstsze przyczyny „problemów” na kąpieliskach?
– Obelgi czy wulgarne zachowania są bardzo częste, ale nie wiążą się bezpośrednio z zagrożeniem życia. W przeciwieństwie do alkoholu, bez którego wciąż wielu nie potrafi wypoczywać nad wodą. To przyczyna 1/3 wszystkich utonięć. Alkohol daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa, zaburza ocenę własnych możliwości. Pijani ludzie błędnie oceniają ile czasu i sił potrzebują np. na dotarcie na drugą stronę rzeki, jeziora czy do najbliższej boi ratunkowej. A wtedy „nagle” tracą władzę w rękach i nogach, mięśnie po prostu odmawiają im posłuszeństwa.

– Dmuchane koła, piłki, materace. Niebezpieczne?
– W teorii nie, w praktyce tak. Głównie dlatego, że często nie są wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem. Właściciele materaców mają np. zwyczaj wypływania na nich poza strefy strzeżone. Dmuchane zabawki, sprzęt tego typu, nie zapewniają bezpieczeństwa podczas kąpieli. Czasem mogą stać się wręcz źródłem zagrożeń. I o tym, niestety, przekonałam się bezpośrednio.

Obrazek w tresci

– Tzn?
– Dzień przed oficjalnym otwarciem sezonu, nieco poza naszym kąpieliskiem, zauważyliśmy parę wypoczywającą właśnie na takim materacu. W pewnym momencie mężczyzna się z niego zsunął i zniknął pod powierzchnią wody. Jego partnerka próbowała desperacko podać mu rękę, ale coś ewidentnie było nie tak. Wraz z Marcinem, moim mężem, bez wahania rzuciliśmy się w stronę wody. Po kilku sekundach nurkowaliśmy już w poszukiwaniu mężczyzny. Pod powierzchnią zobaczyliśmy obraz, którego chyba nigdy nie pozbędę się z pamięci.

– Konkretnie?
– Mężczyzna tam… stał. Nieruchomy jak posąg. Chwyciliśmy go i wynieśliśmy na powierzchnię. Dziewczyna, która była świadkiem całego dramatu, wciąż krzyczała. Po kilku tygodniach ów mężczyzna nas odwiedził, by podziękować za ocalenie życia. Okazało się, że w momencie, gdy wpadł do wody, jego umysł ogarnęła panika. Lęk był tak mocny, że go po prostu sparaliżował. Nie potrafił wykonać żadnego ruchu. Wydarzenie to stało się jednak dla niego bodźcem do działania. Obiecał, że nauczy się pływać. I mam nadzieję, że dotrzymał słowa.

– Zdarzyło się, że kiedyś jednak nie zdążyłaś z pomocą?
– Na szczęście nie. Warto jednak pamiętać, że bycie ratownikiem to nie tylko akcje bezpośrednio w wodzie. Nieporównywalnie lepiej, gdy działaniami profilaktycznymi, prewencyjnymi uda się zapobiec potencjalnym, niebezpiecznym sytuacjom. Wtedy akcje w wodzie nie są potrzebne.

– Ludzie nie marudzą, gdy przypominacie im wciąż o regulaminie?
– Gdyby zawsze kończyło się na marudzeniu, byłoby super. Takich, którzy „zawsze wiedzą lepiej”, jest niestety dużo. Choć dbamy o bezpieczeństwo wszystkich, czasem bywa nieprzyjemnie. W takich chwilach się cieszę, że ratownik wodny na służbie objęty jest taką samą ochroną jak funkcjonariusz publiczny. Oznacza to, że jeśli ktoś podniesie na niego rękę albo go zniesławi, to będzie ścigany z urzędu.

Obrazek w tresci

– Nie wszyscy wiedzą, ale w wodzie ścigasz się także… zimą. Kiedy zaczęłaś tę mroźną przygodę?
– Osiem sezonów temu, gdy dołączyłam do Klubu Morsów w Piszu. Tam nauczyłam się wszystkiego co potrzebne, by móc rywalizować na otwartych wodach także przy tak niskich temperaturach.

– Który start przyniósł Ci najwięcej satysfakcji?
– Ten ostatni, podczas mistrzostw Polski w pływaniu zimowym, Ice Cup Poland. Wystartowałam na dystansie 50 stylem grzbietowym, a na torze obok płynęła Monika Wilk (5-krotka medalistka tegorocznych mistrzostw świata organizowanych w Samoëns przez Ice Swimming Association – przyp. red.). To, że udało mi się wyprzedzić zawodniczkę takiej klasy, dało mi naprawdę dużo radości.

– Co, oczywiście poza temperaturą, jest najtrudniejszego w zimowym pływaniu?
– Pływanie w otwartych wodach, takich jak np. jeziora czy morza, bywa dość nieprzewidywalne. Fale, prądy wodne i zmienne warunki pogodowe wieszają poprzeczkę wyżej. Inna rzecz, że warunki prowadzące potencjalnie do hipotermii potrafią nawet z błahej rzeczy uczynić problem.

Obrazek w tresci

– Zainteresowań masz więcej. Przejdźmy do kettli. Skąd ta pasja?
– „Zachorowałam” na nią kilka lat temu. Zainspirowało mnie to jak wiele korzyści zdrowotnych i fizycznych można uzyskać dzięki tego typu treningowi. Poprawa siły, wytrzymałości, koordynacji, stabilności… Angażuje wiele mięśni jednocześnie, niesamowicie pali kalorie.

– Rozpala też serducha.
– To prawda (śmiech). Powiatowa Akademia Sportu i Rekreacji jest organizatorem akcji „Milion Swingów Dla Autyzmu”. To fantastyczna inicjatywa, która łączy miłośników kettlebell i treningu, by podnieść świadomość na temat autyzmu i wspierać osoby z autyzmem oraz ich rodziny. Trenując zbieramy środki na cele charytatywne. W tym roku w 13 polskich miastach wykonano łącznie 721 tys. 347 tytułowych swingów. Pisz, z Infinity Gym na czele, zajął pierwsze miejsce wykonując ich aż 128 tys. 148.

Obrazek w tresci

– Przy tym wszystkim jesteś też świetną… kucharką. Można się o tym przekonać na Twoim blogu.
– Pichcić różne rzeczy lubiłam już od najmłodszych lat. Szukałam ciekawych przepisów, bo w szkole podstawowej przestałam jeść mięso. Dieta wegetariańska, zwłaszcza w tak młodym wieku, może być wyzwaniem. Zwłaszcza gdy pozostali członkowie rodziny jedzą mięso. Przy tak dużej liczbie treningów musiałam dbać, by dostarczyć organizmowi odpowiednią ilość składników odżywczych, by trenując nie opadać momentalnie z energii i siły.

– Marcin, Twój mąż, to potężny facet. Trudno mi uwierzyć, by utrzymał taką formę na kiełkach. Gotujecie oddzielnie?
– Dziś, z różnych przyczyn, zdarza mi się czasem jeść mięso, choć nie lubię go przygotowywać. Z reguły robi to wtedy właśnie Marcin, którego dania mięsne są naprawdę smaczne. W dalszym ciągu wolę jednak dania bezmięsne, talerz pełen warzyw, ale nie terroryzuję nimi pozostałych członków rodziny.

– Ostatni punkt na liście. Spełniasz się nie tylko jako trener czy nauczyciel, ale i jako dyrektor szkoły w Białej Piskiej. Dodatkowe obowiązki pozwalają w ogóle znaleźć czas na te wszystkie pasje?
– Kwestie zawodowe to oczywiście bardzo ważna sprawa, ale staram się pamiętać, by nie żyć tylko samą pracą…

– Niedawno ruszył nowy rok szkolny. Ktoś zdążył już trafić na dyrektorski „dywanik”?
– (śmiech) Ależ skąd, przecież u nas są tylko i wyłącznie grzeczne dzieci!

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5