Wojna 1939 w powiecie piskim. Część II

2022-09-07 12:00:00(ost. akt: 2022-09-08 05:40:41)

Autor zdjęcia: Zdjęcie ze zbiorów Andrzeja Knyżewskiego

1.09.1939 r. — najbardziej tragiczna data w historii polskiego państwa i narodu. Data, która w konsekwencji przyniosła upadek państwa i miliony zabitych polskich obywateli, która rozpoczęła II wojnę światową i niewyobrażalną ilość ofiar. Memento dla wszystkich…
Niektóre wydarzenia jakie rozegrały się na tych terenach na przełomie sierpnia i września były szczególnie dramatyczne. Ogromne masy zgromadzonego niemieckiego wojska i bliskość polskiej granicy powodowało, że napięcie tężało z godziny na godzinę. Taka atmosfera oczekiwania, prowokacji i napięcia nie mogła trwać długo. Wystarczyła drobna iskra, jeden błąd, a wszystko mogło wymknąć się spod kontroli… Preludium tego dramatu miało miejsce na granicy pod Johannisburgiem już w końcu sierpnia 1939 r.

W roku 2009 ukazała się książka angielskiego autora Richarda Hargreaves „Blitzkrieg w Polsce. Wrzesień 1939”. Autor w sposób obiektywny, we właściwej perspektywie przedstawia przebieg działań wojennych w Polsce. W książce znajduje się opis incydentu militarnego z udziałem wojska niemieckiego jaki wydarzył się nocą z 25 na 26 sierpnia 1939 r. w pobliżu Johannisburga, ale już po polskiej stronie granicy.

Żeby właściwie ocenić jego potencjalne skutki trzeba uwzględnić ówczesny kontekst międzynarodowy. Po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow, Polska zawarła z Anglią układ wojskowy. Plan pod kryptonimem „Fall Weiss” przewidywał atak na Polskę 26.08.1939 r. o godz. 4.30 rano.

Koncentracja wojsk została zakończona, 1,5 miliona niemieckich żołnierzy stało na granicy z Polską, czekając na rozkaz ataku. 25 sierpnia o godz. 18.30 machina ruszyła, przekazano rozkazy dowódcom wojskowym. Tymczasem do Berlina dotarła wiadomość, że Włochy nie włączą się do wojny. Hitler tą informacją był zdruzgotany. Raz, że granice III Rzeszy nie były od zachodu zabezpieczone, a po drugie, że nie będzie miał pretekstu i opinia międzynarodowa oskarży go o wywołanie wojny. Polecił natychmiast wstrzymać atak .

Jak zatrzymać 1,5 miliona żołnierzy kiedy wszystko już ruszyło?

Całą noc dzwoniły telefony, stukały dalekopisy. Eter niemal się iskrzył. Posłańcy na motocyklach i samolotach docierali do zgrupowanych na granicy wojsk dosłownie w ostatniej chwili. Uruchomiono wszystkie dostępne środki. Hargreaves opisuje dwa przykłady, gdzie nie zdążono machiny zatrzymać. „W gospodzie na południe od Johannisburga, na granicy pomiędzy Prusami Wschodnimi i Polską sztab 1 Pułku Kawalerii omawiał sprawę wysłania patroli rozpoznawczych.

Zadzwonił telefon: „Sprawa odwołana” — oznajmił głos z dowództwa. "Żołnierzy należy wycofać na pozycje wyjściowe".

„Czy patrole zostały już wysłane?”— zapytał oficer. „Oczywiście”— odparł ostro dowódca pułku. „Rozkazy. Zmiana rozkazów. Bałagan” — wściekał się. Godzinę później zdyszany leutnant wpadł do gospody. Patrol wrócił. „Jeden podoficer zaginął”— zameldował leutnant.

Autor w przypisach podaje, że następnego dnia zwłoki podoficera i jego ręczny karabin maszynowy zostały przez Polaków odnalezione i przekazane niemieckim władzom. Opis tego incydentu jest krótki, niemniej uzmysławia nam napięcie i grozę tych ostatnich dni sierpnia.

Jednoznacznie też wynika z niego, że oddziały niemieckie już z 25 na 26 sierpnia były po polskiej stronie i doszło tam do wymiany ognia. Jakie były reperkusje tego incydentu nie wiemy. Nie miało to już żadnego znaczenia.

Machina wojny ruszyła ponownie 1.09.1939 r. Przez Johannisburg i okoliczne wsie przewaliły się oddziały Wehrmachtu w kierunku polskiej granicy. Mieszkańcy na ulicach, podobnie jak w innych miejscowościach Prus Wschodnich, tłumnie żegnali odchodzących na wojnę żołnierzy.

Urodzony w Ełku Siegfried Lenz wybitny niemiecki pisarz ten moment opisywał tak: „Machanie w szpalerze było łatwiejsze, znośniejsze, korzystniejsze, tak więc stałem w tym dniu, w którym zaczęła się wojna na ulicy i machałem nieszczęściu w kolorze feldgrau. Nie ubolewałem nad tym co widzę, nie byłem przestraszony, nie zadawałem sobie pytania, jak to się wszystko skończy… po prostu czułem się jako widz”.

Wróćmy na lotnisko Arys-Rostken /patrz poprzedni artykuł, GP z 25 sierpnia 2022r./

Zgodnie z wydanym rozkazem stacjonujące Messerchmittty w dniu 1 września o godz. 4.30 miały wystartować na Warszawę stanowiąc osłonę bombowców. Jednak pogoda uniemożliwiła start. Gęsta mgła uziemiła Luftwaffe. Dopiero około godz. 16.00 wystartowało z lotniska 39 myśliwców stanowiąc osłonę ponad setki Heinkli 111 i Ju-87.


Punkt spotkania był określony, kiedy jednak ich maszyny zbliżyły się, załogi bombowców uznały ich za polskie samoloty i otworzyły ogień. Dowódca major Mettig nie mając możliwości porozumienia się z bombowcami przez radio, chciał wystrzelić sygnał rozpoznawczy.

Jak wspomina Ekkehard Bob była to biała raca rozpadająca się na trzy czerwone. To jednak nie wyszło. Raca eksplodowała w kokpicie samolotu. Ciężko poparzony Mettig zmuszony został do powrotu na lotnisko. Zbliżając się do Warszawy, Niemcy zobaczyli około 20-30 polskich myśliwców czekających tylko by przypuścić atak na lecące bombowce.

Błyskawicznie rozpoczęła się ponad godzinna walka powietrzna, która szybko przeszła w niezwykle zacięte pojedynki indywidualne. Jerzy Pawlak w książce „Polskie eskadry w Wojnie Obronnej 1939” pisze: „Z błękitnego nieba raz po raz spadały niemieckie maszyny! Z rzadka tylko wśród tych walących się bezwładnie samolotów pojawiał się górnopłat z biało czerwoną szachownicą”.

Bitwa powietrzna poprowadziła niemieckie myśliwce niebezpiecznie poza zasięg ich maszyn. Po walce formacja Messerchmittów była rozproszona, każdy pilot drogę powrotu musiał odnaleźć sam. Nie było to łatwe przy kończącym się paliwie, zwłaszcza dla niedoświadczonych załóg.

Po tym locie z eskadry Ekkeharda liczącej 8 samolotów, wróciło tylko 2 pilotów. Reszta, jak podaje, lądowała awaryjnie w wyniku stracenia przez pilotów orientacji /nie jest to ścisłe i prawdziwe/. Jeden z nich drogę powrotną wspominał tak:

„Poleciałem Narwią do Ostrołęki. Tam zmieniłem kurs na 20 stopni i w Gehsen /Jeże/ wleciałem w granicę. Stamtąd nie wiedziałem gdzie lecieć, więc znalazłem linię kolejową i porównałem ją z mapą. Lecąc tą linią, dotarłem do Johannisburga i poleciałem do Arys. Nie znalazłem lotniska za pierwszym razem i wróciłem do Jahannisburga. W końcu wylądowałem w polu o godz. 18.00”.

W Rostkach też o godz. 18.00, jako pierwszy, na oparach paliwa, wylądował Ekkehard Bob. Zakładane przez Niemców tego dnia cele nie zostały osiągnięte. Trzeba dodać, że pierwszy wcześniejszy nalot bombowy na Warszawę został przez polskich myśliwców całkowicie odparty. Niemieckie samoloty nie zdołały się przedrzeć nad Warszawę, a bomby zostały zrzucone na podwarszawskie błonia.

Jak podają źródła polskie cała formacja niemiecka podczas drugiego nalotu została przechwycona na przedpolach Warszawy. Niektórym napastnikom udało się jednak już przedrzeć i zrzucić niecelnie kilkanaście bomb na warszawskie mosty.

Formacja Messerchmittów startująca z lotniska w Rostkach poniosła 1 września bardzo duże straty

Do Rostek nie powróciło 6 pilotów, a wiele maszyn było postrzelanych. Jeden z postrzelanych Messerchmittów zdołał wrócić do Rostek i wylądować na „brzuchu”, inny - też na „brzuchu” - lądował na polach pod Mrągowem.


Jak podaje Ekkehard, żadna maszyna nie została stracona w wyniku bezpośredniej walki z polskimi samolotami. Straty były wynikiem trafień i uszkodzeń spowodowanych walką z polskimi myśliwcami oraz ogniem przeciwlotniczym, a następnie lądowania awaryjnego lub rozbicia samolotu przy próbie lądowania.

Z powodu braku orientacji niemieckich pilotów i braku paliwa, maszyny lądowały w Suwałkach i Augustowie. Ich piloci dostali się do polskiej niewoli. Jedna z maszyn wylądowała na Litwie, a pilot został internowany. W tym zestawieniu istotne są rozbieżności polegające na interpretacji pojęcia „strata będąca wynikiem bezpośredniej walki”.

Okazuje się, że w 4 przypadkach niemieckie maszyny w wyniku bezpośredniej walki z polskimi myśliwcami odniosły takie uszkodzenia, że ich maszyny uległy całkowitemu rozbiciu. W trzech przypadkach zestrzelenia myśliwców niemieckich można imiennie przypisać.

Z polskich pilotów, którzy w tej bitwie uzyskali zestrzelenia, wyróżnił się por. Jan Borowski - oprócz maszyny z Rostek strącił również Heinkla. Z kolei dowódca 111 Eskadry Myśliwskiej kapitan Gustaw Sidorowicz tą potyczkę nad Warszawą wspominał tak:

„Będąc na wysokości ok. 2000 m zobaczyłem nad Pragą 2 Messerchmitty Me 109… Miałem przewagę wysokości… oddałem serię do jednego z Me. Drugi Niemiec zdołał z boku wysłać celną wiązkę. Zaatakowany przeze mnie myśliwiec zadymił i pod ostrym kątem poszedł w dół… Mój samolot zaczął się palić”.
Podaje się, że piloci z I.JG21 w pierwszym dniu wojny strącili 5 polskich samolotów PZL P11C. Cztery zostały potwierdzone. Myśliwce z I.JG 1 nie zestrzeliły żadnego.

W pierwszym dniu wojny bilans walk powietrznych nad Polską nie był dla niemieckich myśliwców stacjonujących w Rostkach pomyślny. Zakładany przez nich cel nie tylko, że nie został osiągnięty, ale poniesione przez nich straty były bardzo wysokie i dotkliwe.

W zagranicznych źródłach określa się je jako „druzgocące”. Walki nad Warszawą ujawniły braki i niedostateczne wyszkolenie niemieckich pilotów myśliwskich. Polscy piloci dzięki doskonałemu wyszkoleniu, bohaterstwu i ofiarności, pomimo ogromnej przewagi technicznej i liczebnej Niemców, potrafili pokazać, że są bardzo groźni i skuteczni. Potwierdzili to później w Bitwie o Anglię.

Niestety, dalsze dni walk ujawniły z całą mocą techniczną i ilościową słabość polskiego lotnictwa oraz panowanie Niemców w powietrzu.

Co się wydarzyło w następnych dniach wrześniach 1939 roku, jaki był końcowy bilans strat jednostek Luftwaffe stacjonujących w Arys-Rostken, jakie mało znane wydarzenia miały miejsce w Białej Piskiej już wkrótce.
Zebrał i opracował Andrzej Knyżewski


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5