Szacunek do historii wyniosła z domu

2022-08-26 12:00:00(ost. akt: 2022-08-26 05:51:15)
Krystyna Pijewska od wielu lat dba o okoliczne cmentarze — żydowski oraz mazurski, zwany przez mieszkańców Pisza "Bocianiakiem"

Krystyna Pijewska od wielu lat dba o okoliczne cmentarze — żydowski oraz mazurski, zwany przez mieszkańców Pisza "Bocianiakiem"

Autor zdjęcia: Elżbieta Żywczyk

— Kto rozkopał i okradł grób na "Bocianiaku"? Można się tylko domyślać, że był to wyjątkowo bezwzględny "poszukiwacz skarbów". Szansa na złapanie tej cmentarnej hieny jest znikoma. Chyba, że kiedyś wpadnie na gorącym uczynku — zamyśla się Krystyna Pijewska. Mieszkanka Pisza, pasjonatka historii, od wielu lat z potrzeby serca dba o okoliczne cmentarze — żydowski oraz mazurski, zwany przez mieszkańców Pisza "Bocianiakiem".
W lesie nieopodal Pisza, na tymże „Bocianiaku” niedawno, w odstępie kilku dni, doszło do dwukrotnej dewastacji tej samej mazurskiej mogiły. Pierwsze ślady działalności cmentarnych hien pani Krystyna Pijewska zauważyła pewnego lipcowego dnia, gdy przyszła ze znajomą, żeby tam posprzątać.

Nagle ona mnie pyta: A co to za dziura przy grobie? Byłam w szoku, nie wierzyłam własnym oczom: świeżo wykopany dół, walające się obok znicze. Po skrzynce z cmentarnymi pamiątkami została jedynie pusta dziura. Tak mną to wszystko wstrząsnęło, że spać nie mogłam przez kilka kolejnych nocy — mówi piszanka.


„Bocianiak”. Zdewastowany i okradziony grób (fot. Sławomir Wolski)

Okazało się, że złodziej wrócił po kilku dniach w to samo miejsce i znów rozkopał mogiłę. Pewnie szukał kolejnych łupów, lecz nic tam już nie znalazł.
Mazurski cmentarzyk „Bocianiak” pani Krystyna odkryła wraz mężem przypadkiem, kiedy przed laty spacerowali po lesie, nad Pisą w drodze na Szast.

Tuż obok lasu było duże, świeżo zaorane pole. Zauważyliśmy, że coś wystaje z ziemi. Jak się potem, po odkopaniu okazało, był to mazurski nagrobek. Powiadomiliśmy leśników z Nadleśnictwa Pisz, oni ogrodzili teren, a my postanowiliśmy zadbać i ocalić to miejsce od zapomnienia. Potem, przez wiele lat, podczas porządków znajdowaliśmy w ziemi coraz więcej elementów — a to kawałki nagrobnej tablicy, a to resztki ogrodzenia — opowiada.

Jak twierdzi, udało się im skompletować i złożyć z kawałków, niczym puzzle, prawie całą płytę. Znaleźli też i i odnowili całkiem sporo żeliwnych fragmentów ogrodzenia.


fot. Archiwum Krystyny Pijewskiej

Tablica była prawie cała, odnowiona, brakowało dwóch, może trzech elementów i dało się prawie wszystko z niej odczytać, między innymi datę śmierci: 5 czerwiec 1878. Nazbierało się tego przez lata i trzeba było gdzieś przechować pamiątki. Uczyli mnie w domu, że to, co znajduje się na cmentarzu, jest własnością zmarłych, to jest świętość, której nie wolno ruszać, a zabranie czegokolwiek z miejsca pochówku to kradzież, przed którą zmarły nie może się obronić. Postanowiliśmy z mężem, że spakujemy wszystko do plastikowej skrzynki i zakopiemy w ziemi tuż przy mogile. Teraz nie ma już nic... Kto to zrobił? Można się tylko domyślać, że był to wyjątkowo bezwzględny „poszukiwacz skarbów”. Szansa na złapanie tej cmentarnej hieny jest znikoma. Chyba, że kiedyś wpadnie na gorącym uczynku — zamyśla się Krystyna Pijewska.

Wiadomość o dewastacji cmentarza na „Bocianiaku” bardzo nas zbulwersowała — mówi Sławomir Wolski ze Stowarzyszenia Historycznego „Piska Pozycja Ryglowa”.

Od lat członkowie Stowarzyszenia zajmują się historią naszego regionu, historią Mazurów, wsi i osad mazurskich. W wielu przypadkach jedynymi namacalnymi śladami osad są małe wiejskie cmentarze powoli zarastające roślinnością. Często porządkujemy takie miejsca, wiemy ile wysiłku trzeba włożyć w ich uporządkowanie, dlatego nie godzimy się na dewastacje miejsc pochówków przez „hieny cmentarne”, które w pogoni za tzw. „fantami” coraz częściej rozkopują te śródleśne nekropolie. Cmentarze są pod prawną ochroną państwa - znieważenie zwłok lub miejsca spoczynku wiąże się z 2 latami więzienia. Surowszej karze, bo aż 8-letniej, podlega natomiast sprawca, który dopuścił się ograbienia takiego miejsca. Należy pamiętać, że ograbienie zwłok, grobu lub miejsca spoczynku zmarłego stanowi szczególnie dotkliwy rodzaj znieważenia śmierci. Dlatego też, sprawcy takiego czynu muszą pamiętać, że zgodnie z kodeksem karnym popełniają przestępstwo. Mamy nadzieję że sprawca tej dewastacji kiedyś wpadnie w ręce sprawiedliwości i poniesie konsekwencje za swoje czyny.

Dawniej zabierała tam dzieci, teraz zabiera wnuki

Krystyna Pijewska jest emerytką, historią pasjonuje się od najmłodszych lat. Urodziła się w Piszu, jej rodzice pochodzą ze Stawisk i Małego Płocka (obecne województwo podlaskie). Osiedlili się w Piszu jako małżeństwo zaraz po wojnie i zamieszkali przy ulicy Parkowej.

Tu się urodziłam ja, mój brat i siostra. Na Parkowej, na barakach - bo tak to miejsce nazywaliśmy - spędziliśmy wspaniałe dzieciństwo wśród bardzo różnej społeczności pochodzącej z całej Polski — wspomina pani Krystyna. — Obok siebie mieszkali mazurzy, kurpie, ślązacy. To była prawdziwa mieszanka pod względem wyznaniowym i kulturowym. Mimo to, ta „mieszanka wybuchowa” się scaliła i stworzyła zupełnie nową kulturę, inną niż wyniesiona ze swych rdzennych stron. Wszyscy, niezależnie od wyznania, przystosowali się do czynienia dobra - jeden drugiemu pomagał, wszyscy dbali tam o wszystko. Kobiety, mężczyźni i dzieci żyli w wielkiej zgodzie. Pomiędzy nami, mieszkańcami Parkowej, wytworzyły się bardzo silne więzy. Jak w rodzinie. Do tej pory, gdy się spotykamy, to są wujkowie, dziadkowie, ciocie... Ktokolwiek „stamtąd” przyjdzie do mojego domu, jest traktowany jak rodzina - może się u mnie najeść, może się przespać. To działa w obie strony.

Szacunek do historii i przodków pani Krystyna wyniosła z rodzinnego domu. Jak wspomina, na Parkowej, niedaleko baraków, w latach pięćdziesiątych był duży cmentarz żydowski.


Cmentarz żydowski w Piszu przy ulicy Parkowej (fot. Sławomir Wolski)

Pamiętam z czasów dzieciństwa, że było tam bardzo dużo grobów, głównie ich obramowań, było też kilka stojących macew. Już wtedy cmentarz był ograbiany, ale nikt z „naszych” tam nie chodził, by grabić. Starsi (rodzice, ciotki) wysyłali dzieci po to, by sprzątać nagrobki i dbać o to miejsce pamięci na co dzień i od święta. Obowiązkowo zawsze na „majowe” - chociaż nie był to żydowski zwyczaj - nosiło się kwiaty do domu i nosiło się kwiaty na cmentarz. Owszem, ganialiśmy tam często - wiadomo, jak to dzieci - chociaż rodzice nie pozwalali nam się tam plątać. Mogliśmy bawić się tylko na łączce obok cmentarza. Lubiliśmy to miejsce, tam była i jest do dziś jakaś wyjątkowa aura dobroci, ciszy i bezpieczeństwa — wspomina.

Przez całe dzieciństwo, młodość i dorosłe już życie pani Krystyna dbała i opiekowała się cmentarzem na Parkowej.

Dopóki tam mieszkałam, doglądałam go codziennie. Kiedy przeprowadziłam się do centrum, bywałam rzadziej, ale nigdy nie przestałam się nim opiekować. Chodzę tam systematycznie, sama i ze znajomymi, i tak jest do dziś. Robię to z potrzeby serca, bo tak zostałam wychowana i te zasady przekazuję kolejnym pokoleniom. Dawniej na cmentarz zabierałam ze sobą dzieci, teraz zabieram wnuki, uczę je tego, co w życiu ważne. Stasiu, mój dziesięcioletni wnuk, kiedy podczas grabienia liści znalazł w krzakach podstawę nagrobną, to tak bardzo się cieszył: „Babciu, ja znalazłem, ja odkryłem!!!”. Kiedy wychodziliśmy z cmentarza powiedział, że jest to jego ulubione miejsce i nigdzie nie czuje się tak dobrze i przyjemnie. Pytam Stasia: powiedz, dlaczego? A on mi na to: „Tu jest cisza, ptaki przepięknie śpiewają, słońce świeci i cichutko szumią drzewa, żeby nie przeszkadzać zmarłym”.

Wszystko odbyło się zgodnie z procedurami

Jak podaje wikipedia: „cmentarz żydowski w Piszu przy ul. Parkowej został założony w 1850 roku. Na powierzchni 0,4 ha, wskutek dewastacji z okresu III Rzeszy, zachował się tylko jeden nagrobek.”

Tylko dzięki zaangażowaniu pani Krystyny i jej znajomych, wsparciu urzędników oraz członków Stowarzyszenia Historycznego „Piska Pozycja Ryglowa” udało się dwa lata temu zgromadzić w tym miejscu jeszcze to, co ocalało po żydowskim cmentarzu.


Krystyna Pijewska (stoi pierwsza od prawej) z kolegami ze SH „Piska Pozycja Ryglowa" fot. Archiwum Krystyny Pijewskiej

W latach dziewięćdziesiątych z cmentarza zginęła macewa Radziejowskiego. Jakieś 3 lata temu, patrząc na zdjęcie tej macewy przypomniałam sobie, że takie coś widziałam jako schody w jednym z baraków na Parkowej. Powiedziałam o tym Sławkowi (Sławomir Wolski - przyp.red.), pojechaliśmy na miejsce, żeby to sprawdzić. Okazało się, że tak. Zgłosiłam więc w gminie i zaczęliśmy działać. Wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Gmina przygotowała wymaganą dokumentację i wysłała materiał do konserwatora zabytków. Wyszło, że nie jest to wciągnięte na listę zabytków i mogliśmy wszystko przenieść pod warunkiem zachowania kultury i sposobu postępowania w takich przypadkach.


Krystyna Pijewska z Waldemarem Karwowskim, który po koleżeńsku odnowił macewę fot. Archiwum Krystyny Pijewskiej

Zgodnie z zaleceniem konserwatora zabytków pani Krystyna skontaktowała się z Komisją Rabiniczną ds. cmentarzy działającą przy Biurze Naczelnego Rabina Polski, której zadaniem jest m.in. sprawowanie nadzoru nad cmentarzami żydowskimi.

— Przyjechał z Warszawy pan Filip Szczepański, przedstawiciel tej komisji. Wcześniej jednak trzeba było wszystko zorganizować do transportu i przeniesienia odnalezionych elementów macew. Potrzebny był wysuwany podnośnik i inny ciężki sprzęt, dzięki pomocy znajomych wszystko udało się zorganizować. Pan Szczepański zbadał cały teren i wyznaczył miejsce, gdzie nie ma pochówków i gdzie możemy ustawić macewę oraz wszystkie dotychczas znalezione elementy nagrobków, a także położyć to, co jeszcze na cmentarzu się odnajdzie. Przewieźliśmy dźwigiem dużą macewę i dwie podstawy, które przy okazji wykopywania tej macewy odnaleźliśmy. Odnalazły się też wtedy części innych macew z napisami po hebrajsku — wspomina Krystyna Pijewska.

Elżbieta Żywczyk

Od autora
Historia grabieży mazurskiej mogiły na piskim „Bocianiaku” okazała się początkiem niezwykłej opowieści o niezwykłej kobiecie. „Pani Krysia wszystkiemu da radę, wszystko załatwi i nikt nie odmawia jej prośbom” — tak w skrócie o bohaterce artykułu powiedział Sławek Wolski z „Piskiej Pozycji Ryglowej”, gdy zadzwonił z informacją o zdewastowanym grobie. Krystyna Pijewska, jej życie, pasja i bezinteresowne działania na rzecz piskiej społeczności, a także jej autorskie, obszerne domowe archiwum historyczne z powodzeniem mogłyby posłużyć za temat nie jednego artykułu, ale całkiem pokaźnych rozmiarów interesującej książki.




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5