Dziś Babcia Zenia świętuje podwójnie
2022-01-21 05:00:00(ost. akt: 2022-01-21 05:12:28)
— Babcia Zenia. To najlepsza osoba na świecie. Nigdy nie szczędziła nam cierpliwości i miłości, zawsze poświęcała każdą wolną chwilę — zgodnie twierdzą jej wnukowie. — W tym roku nasza kochana babcia Zenia świętuje podwójnie, bo oprócz Dnia Babci właśnie obchodzi piękny Jubileusz - swoje 90. urodziny.
— Bogata jestem bardzo, bo moje najukochańsze wnuczęta i prawnuczęta to całkiem spora gromadka, w sumie z dziećmi mam ich aż 21 — śmieje się Pani Zenona Staśkiewicz z Wiartla Małego, mama 4 dzieci i babcia 8 wnucząt oraz 9 prawnucząt.
— Wszystkie moje wnuczki i wnukowie rosły na moich oczach i chociaż niektóre z nich mieszkały daleko, to kilka razy w roku przyjeżdżały do babci i dziadka, a już zawsze obowiązkowo w każde wakacje i Boże Narodzenie. Dzisiaj rzadziej się spotykamy, bo one mają już swoje dzieci, ale dzwonią do mnie bardzo często, pamiętają o imieninach, urodzinach i wszystkich ważnych datach, piszą listy, kartki z pozdrowieniami, przysyłają zdjęcia i przyjeżdżają zawsze wtedy, kiedy mogą. Są ze mną w ważnych dla mnie chwilach, a od zawsze w moim sercu, bo bardzo ich wszystkich kocham i jestem z nich ogromnie dumna.
Czytała bajki, uczyła wierszyków
— Babcia Zenia. To najlepsza osoba na świecie. Nigdy nie szczędziła nam cierpliwości i miłości, zawsze poświęcała każdą wolną chwilę. Czytała bajki, uczyła wierszyków, śpiewała kołysanki tuląc do snu. Pomagała przy pierwszych, z trudem stawianych w zeszycie literach. Wzbudziła w nas miłość do książek i zaraziła czytaniem. Zawsze, odkąd pamiętamy, babcia Zenia dużo czytała i, choć już z trudem, do dziś czyta i rozwiązuje krzyżówki. Także do dziś dzieli się z nami swoim doświadczeniem i wiedzą. Wiele nas nauczyła, jej głowa to jak encyklopedia z milionami stron. Do tego nasza babcia to prawdziwa skarbnica rodzinnych wspomnień oraz powojennej historii Pisza i Wiartla. W tym roku babcia Zenia świętuje podwójnie, oprócz Dnia Babci właśnie obchodzi piękny Jubileusz - swoje 90. urodziny — mówią jej wnuczkowie Ania, Marta, Agnieszka i Patryk.
Jak zapewniają, choć nie osobiście — bo z różnych powodów jest to niemożliwe — wszyscy dziś będą świętować z babcią Zenią.
— Będą kwiaty, dużo kwiatów, bo babcia je kocha, urodzinowy tort i symboliczna lampka szampana z toastem na zdrowie. I na razie mała niespodzianka w prezencie od nas wszystkich. Na razie, bo planujemy dużą rodzinną uroczystość latem, wtedy łatwiej będzie wszystkim zgrać termin i spotkać się u babci. Wierzymy, że to się nam uda. A już dziś, choć nie wszyscy, spotkamy się i na pewno posłuchamy jednej z wielu ciekawych opowieści naszej kochanej Jubilatki — dodają.
Jaka jest recepta Pani Zeni na długowieczność?
— Na pewno pogoda ducha i optymizm, życzliwość i wiara w ludzi oraz to, żeby się nigdy nie poddawać i zawsze walczyć pomimo przeciwności losu — odpowiada Pani Zenia i z uśmiechem dodaje: — Chyba mnie jakaś nagroda spotkała, choć sama nie wiem za co. Nawet w najśmielszych marzeniach nie myślałam, że dożyję takiego wieku. Cieszę się z tego każdego dnia.
"Halo, tu centrala", czyli dziewczyny z międzymiastowej
Jedno ze wspomnień Pani Zenony Staśkiewicz, które publikujemy dotyczy początków jej pracy zawodowej. Związała ją z jedynym w jej zawodowym życiu pracodawcą - Pocztą Polską. Rozpoczęła pracę w 1950 roku w Urzędzie Pocztowo-Telekomunikacyjnym w Piszu, na poczcie przepracowała prawie 40 lat, w tym ponad 30 jako naczelnik Urzędu Pocztowego w Wiartlu. Stamtąd odeszła na emeryturę. Jest najstarszą i jedyną spośród pierwszych mieszkańców, którzy przybyli do Wiartla po II wojnie. Mieszka tu już 68 lat.
— Do Pisza przyjechałam z Myszyńca w 1949 roku, jako 17-latka, razem z mamą i trójką rodzeństwa — opowiada Zenona Staśkiewicz. — Całą naszą czwórkę mama wychowywała sama, bo mój ukochany tata zmarł w okupację. Miał wtedy niewiele ponad 40 lat.
Mama po wojnie szukała pracy, akurat w piskiej Sklejce potrzebowali ludzi. To były trudne czasy. Jeden z moich dwóch braci zaangażował się w działalność polityczną, co niestety zaważyło na przyszłości nas wszystkich - to jednak temat na osobną, długą opowieść. Finał był taki, że nagle, jako młodziutka dziewczyna, na kilka lat zostałam sama i sama musiałam zadbać o naukę, pracę oraz rodzeństwo.
1950rok. Pani Zenona miała 18 lat i pracowała w Urzędzie Pocztowym w Piszu. Wtedy pracownicy poczty nosili mundury (fot. Album rodzinny Zenony Staśkiewicz)
Pomogli dobrzy ludzie, trafiłam na pocztę. Nie byłam pełnoletnia, ale ówczesny naczelnik się zlitował, zaryzykował i przyjął na próbę, na krótką umowę. „Jak się sprawdzisz i skończysz 18 lat, to zostaniesz” powiedział. I zostałam, aż do emerytury.
Na początek, w ekspedycji przy sortowaniu listów i paczek. Później, na dłużej, w centrali telefonicznej. Byłam jedną z kilku telefonistek na piskiej centrali. Mówili o nas dziewczyny z międzymiastowej. Jak wyglądała nasza praca?
Obsługiwałyśmy urządzenie nazywane centralą, które służyło do wykonywania połączeń telefonicznych na żądanie rozmówcy. Dzisiaj takie urządzenie można zobaczyć pewnie już tylko w muzeum. Siedziałyśmy rzędem obok siebie, w słuchawkach na uszach i dbałyśmy o jak najszybsze połączenie dwóch rozmówców, oddalonych od siebie nawet o setki kilometrów.
W górnej części centralki znajdowały się rzędy blaszanych klapek, pod każdą klapką było specjalne gniazdko. W dolnej części natomiast były kable - czarne i czerwone zakończone specjalną wtyczką. Nazywałyśmy je sznurami. Siedząc przy centrali, w swej słuchawce słyszałyśmy dzwoniącego.
Mogłyśmy go też „zobaczyć”, bo numer przypisany do dzwoniącego zwalniał klapkę. Aby słyszeć głos rozmówcy, brało się do ręki czarny kabel i wkładało go do gniazdka pod klapką. Mówiło się wówczas do dzwoniącego np.: „Halo, tu centrala”.
Dzwoniący informował z jakim numerem chce się połączyć. Wtedy brało się do ręki czerwony sznur zakończony wtyczką i wkładało do gniazdka pod numer, z którym chciał się połączyć dzwoniący. Aby słyszał nas ten, do którego chciało się dodzwonić, trzeba było zakręcić korbką, albo nacisnąć w dół specjalny przycisk.
Wtedy osoba, z którą chciał połączyć się dzwoniący, słyszała dźwięk swego telefonu, podnosiła słuchawkę i rozmowa mogła być już prowadzona. O zakończeniu rozmowy telefonistka musiała być poinformowana, dopiero wtedy rozłączała rozmówców, a linie ich zostawały zwolnione.
W międzyczasie chodziłam do szkoły wieczorowej, skończyłam kilka kursów związanych z pracą zawodową. Zdarzały się też zastępstwa na tzw. placówce, a konkretnie na poczcie w Wiartlu. Gdy tu pierwszy raz trafiłam, tak bardzo spodobała mi się wieś, że już przy kolejnej okazji skorzystałam z propozycji przełożonych. Miałam wtedy do wyboru: albo zostać w Piszu na stanowisku kadrowej, albo przyjąć posadę naczelnika poczty we wspomnianym Wiartlu. Bez wahania wybrałam i w 1954 roku przyjechałam do Wiartla. Kierowałam tą placówką aż do emerytury.
Elżbieta Żywczyk
Elżbieta Żywczyk
DZIEŃ BABCI, DZIEŃ DZIADKA
21 i 22 stycznia to dni wyjątkowe nie tylko dla seniorów, ale zwłaszcza dla wnuków, którzy starają się z całych sił okazać wdzięczność osobom, które na każdym kroku udowodniają, że są niezastąpione. Z tej okazji redakcja Gazety Piskiej życzy wszystkim Babciom i Dziadkom nieustającej pogody ducha, jeszcze większych pokładów cierpliwości wobec niesfornych wnuków i energii, której wystarczy na długie lata. Każdego dnia dziękujemy Wam za to, że z nami jesteście.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez