Elektromechanik, który został... szewcem
2021-09-29 11:00:00(ost. akt: 2021-09-29 11:30:36)
NA SWOIM || — O klienta trzeba dbać. W pracy nie mogę sobie pozwolić na fuszerkę, bo nikt do mnie nie przyjdzie — mówi Adrian Poreda z Pisza. Elektromechanik z wykształcenia, piętnaście lat temu został... szewcem. I z tego wyboru jest bardzo zadowolony.
Łatwość w kupieniu nowych butów sprawiła, że zawód dawniej bardzo popularny, dziś stał się niemodny i powoli odchodzi do lamusa. Kiedyś zakład szewski znajdował się w niemal każdym mieście.
Dziś coraz mniej jest chętnych, by się uczyć tego fachu, a i szkół brakuje. Gdzie więc szukać szewca, co nam buty podzeluje jak za dawnych lat?
W Piszu na szczęście takie miejsce jest. Tam można naprawić buty, a Adrian Poreda zrobi to szybko i solidnie.
W Piszu na szczęście takie miejsce jest. Tam można naprawić buty, a Adrian Poreda zrobi to szybko i solidnie.
— Szewc to zawód wymierający. Nikt nie chce się go uczyć. W całym naszym powiecie jest ich jak na lekarstwo, w Piszu jestem w zasadzie sam — mówi pan Adrian.
— Na brak pracy nie narzekam, nawet pandemia tego nie zmieniła. Moi klienci są nie tylko z Pisza i okolic, przyjeżdżają z Kolna, Ełku, Grajewa, a nawet z Łomży. A ja? Staram się być po prostu słowny i dotrzymywać obiecanych terminów. O klienta trzeba dbać. W pracy nie mogę sobie pozwolić na fuszerkę, bo nikt do mnie nie przyjdzie — zaznacza.
Szewstwem zajmuje się już 15 lat, przez 10 lat prowadził zakład razem z wujem, a od 5. ma swoją własną, jednoosobową działalność w Piszu przy ulicy Wojska Polskiego.
— Mam stałych klientów. Takich co trafią przypadkiem, bo ich ktoś do mnie skierował, też nie brakuje. Niektórzy napiwki dają, a niektórzy się targują. Zapłata za robotę? To zależy od tego, co się robi. Czasem jak widzę emeryta, to sam cenę opuszczam. Coraz więcej klientów przychodzi, pewnie dlatego, że buty są coraz gorszej jakości, szybko się zdzierają, rozklejają i takie tam różne historie — mówi.
Najwięcej pracy ma, jak mówi, na jesieni i przed różnymi świętami. Pracuje wtedy po dziesięć godzin dziennie, a jak trzeba to i dłużej. Liczy się to, żeby nie zawieść klienta, bo on jest najważniejszy.
Pan Adrian mówi też o nietypowych zamówieniach klientów. A to którejś z pań pasek w torebce się urwał i trzeba przyszyć, ktoś inny prosi o skrócenie płaszcza ze skóry, zdarzyło się też kanapę naprawiać. Generalnie jednak naprawia buty.
— Pamiętam ile ja się kiedyś napracowałem przy białych kozaczkach. To dopiero była historia, aż mi się po nocach śniła — Adrian ze śmiechem wspomina przygodę z klientką. A to było tak:
— Przynosi kobieta długie kozaczki, kupiła chyba na ciuchach, bo znoszone trochę. Prosi, żeby cholewkę zwęzić, bo za szeroka. Zrobiłem jak chciała. Kiedy przyszła odebrać, zaczęła marudzić: jeszcze za szerokie, odstają. Tłumaczę, że jest dobrze, a ona swoje. Uparła się, to obciąłem tyle ile chciała. Wyszło, że dopiąć nie może, więc kombinuję w drugą stronę. Na samym brzeżku zamka skórę doszywam. I nic, dalej ciasne. Co tu robić? Klientka się irytuje. Wpadłem na pomysł: ciach! skróciłem cholewkę aż do miejsca gdzie zamek swobodnie się zapinał, doszyłem fajne puchate futerko, butki wyszły jak nowe. Dziewczynie oczy się zaświeciły, spodobały się. Mówię, że nie wezmę grosza za robotę, bo tyle było zamętu. A ona na to, że zapłaciła sto złotych za buty i ja jej mam teraz pieniądze oddać, bo nie wyszło tak jak chciała. Ok, oddam pani pieniądze, ale buty wyrzucę do kosza, odpowiedziałem. Zaraz odpuściła. Widziałem potem jak kilka ładnych zim w nich po mieście biegała — śmieje się Adrian i dodaje: — Do dziś ta pani jest moją klientką.
Zapytałam o przysłowiowe powiedzonka o szewcach. Jak to jest naprawdę: czy „szewc klnie jak szewc?“, czy „pije jak szewc?“ a może „szewc bez butów chodzi?“ — Nic bardziej mylnego, w moim przypadku to tylko mit — odpowiada Adrian Poreda.
Elżbieta Żywczyk
Elżbieta Żywczyk
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez