Na WF trzeba być. W klubie trzeba chcieć

2021-05-21 08:00:00(ost. akt: 2021-05-21 04:39:58)
Zdjęcie archiwalne. Bieg uliczny w Orzyszu

Zdjęcie archiwalne. Bieg uliczny w Orzyszu

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

CZYTELNICY PISZĄ|| Nic tak nie wzmacnia jak porażka. To ona zakłada nam kamizelkę odporności. W sporcie mamy szansę na sponiewieranie wielokrotnie częściej niż w życiu bez niego. Dotkliwe emocje budują przeciwciała na skutki uboczne w spotkaniu ze ścianą w dalszym życiu.
Ze sportem dzieci mają do czynienia już od przedszkola. Szkolny w-f angażuje przez lata. Setki godzin szkolnej fizyczności jednak nie budują mocnej odpowiedzi. Czy to reguła, czy są wyjątki, aby umieć sobie poradzić wtedy gdy trzeba iść pod wiatr? Skąd brać siłę gdy wszystko wali się na głowę?
Byli zawodnicy zaprowadzają swoje dzieci do klubów i stowarzyszeń sportowych w wierze, że po upadku podniosą się silniejsi. Lekcji pokory, której doznali, nie odbierają negatywnie. Ufają, że pomoże to również ich dzieciom w trudnym czasie dorastania.

Sport to nauka rywalizacji

Jak ciężko namówić w szkole ucznia do wykonania czynności przekraczającej oddychanie? Nauczyciele wiedzą najlepiej. Zmieniająca się koordynacja ruchowa, proporcje ciała u nastolatków, wstyd przed brakiem podstawowych umiejętności przed grupą, czasami nawet przed samym sobą – to blokuje wszystko. No i te odczucie młodości... Nic nie boli, nie zgrzyta, to po co sobie fundować dyskomfort wysiłku.

Szkoły dbając o ranking konkurują między sobą. Spocony uczeń między lekcjami stanowi problem w edukacyjnej ławce. Wymagania matematyczne są plusem. Brak zmęczenia na klubowym treningu to minus. Szkolna lekcja jest obowiązkiem narzuconym przez system, który nie angażuje ciała i umysłu w tworzenie sprawności. To jedna z wielu godzin w narzuconej obecności.


Szkolny w-f to nie tylko misz-masz, to brak czytelnego dla wszystkich celu. Lekcje dzielone na grupy, łączenie z innymi klasami, tłok na salach w wyznaczonych odgrodzonych sektorach nie zapewniają akceptacji ułomności ograniczeń fizycznych. W klubie wyraźny kierunek wskazuje drogę rozwoju.

Dojrzali zawodnicy stanowią wzór, często to oni najbardziej motywują tych, którzy przyszli przed chwilą. Przychodzisz i musisz, bo po to przyszedłeś. Postęp wynikowy z rachunkiem za jego osiągnięcie dotyka wszystkich jednakowo. W szkole przerosty biologiczne bezwzględnie zauważają niedoróbki innych. W klubie każdy pamięta swoje początki.

Na lekcjach obrażanie się, zazdrość, prowokują do poszukiwania wytłumaczenia nie tylko od ćwiczeń, angażują również prowadzącego do natychmiastowej reakcji, bo; co powiedzą rodzice, dyrektor, czy facebookowy przekaz wzmocniony hejtem. W klubie trzeba się dogadać. "Spokój, pogadamy po treningu" — to bardzo często załatwia sprawę.

W szkole straszy się dyrektorem i pedagogiem. Nauczyciele unikają angażowania się w grząski obszar konfliktów. Szkolny make-up nie może się zniszczyć. Klubowy makijaż tworzy mokra koszulka.

Szkoła boi się ryzyka w fizyczności. W klubie to na niej opiera się szkolenie. Na przekraczaniu granic niemożliwości. Na tłumieniu w sobie obaw przed ścianą strachu. W szkole to pod nią, na ławce topi się smutki braku wiary w siebie. W-f ograniczony coraz bardziej do Ctrl C, Ctrl V w teoretycznej wiedzy na zasadzie kliknę i mam spokój, przejmuje oceny. Szkoła z obawą, aby nie uszczerbić delikatności ucznia, minimalizuje wymagania.

Sport w klubie jest prawdziwy, dotyka ciała w sposób czasami bezwzględny. Nie ma postępu bez katuszy w wysiłku. Nie trenujesz, nie wygrasz. To, że po drodze wiele razy zaliczyłeś zgon jest tylko trampoliną do zwycięstwa wynagradzającego wszystkie doznane porażki. To droga budująca sukces także w życiu dorosłym. Na treningu trzeba wstać jak nie ma się w sobie siły, aby walczyć.

Poraniony, czasami w samotnej porażce na drugi dzień zawodnik nie przynosi zwolnienia lekarskiego. Staje obok kolegów, koleżanek. Uśmiecha się do trenera niepewną radością z tego, że jest i dalej kręci swoje. W kolejce do upadku czekają inni.
Zdrowa sportowa rywalizacja w dorastającym wieku jest najprostszą formą walki o miejsce w późniejszej społeczności. Zawsze będzie ktoś lepszy wokół nas. Jak nie w umiejętności, to w nepotyzmie znajomości. Trzeba to zaakceptować i umieć z tym żyć. Zasada, że nie jestem taki dobry jak o sobie myślę, ani tak kiepski jak myślą o mnie inni powinna tworzyć dystans do wielu spraw.

Brzuszki przez pół minuty dla ośmiolatka (20-30), skok w dal z miejsca (130-140 cm), test Coopera 12 min (1600-2000m), bieg wahadłowy 4x10m (13-14 sek) - są już rzadkością. Za szkolnymi gablotami zastawionymi pucharami stoją szkoleni w klubach zawodnicy, zamazując prawdziwy obraz szkolnego sportu. Upór i praca tworząca wynik, idąca obok porażek staje na podium nie tylko w zawodach, również w życiu dorosłym.

Sport to nie krótkofalowe korzyści wynikające z poprawy sylwetki, zmniejszenia wagi ciała. To fizyczna aktywność wydłużająca życie, promująca dobre geny, także te budujące psychiczną odporność na trudne dni.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5