Prezes W-MZPN: Całe środowisko zdało ten test na 5 [WYWIAD]

2021-01-08 12:00:00(ost. akt: 2021-01-08 08:57:26)
Nie mam tradycji noworocznych postanowień. Staram się, po prostu, każdy dzień dobrze przeżyć i przepracować — mówi prezes Marek Łukiewski

Nie mam tradycji noworocznych postanowień. Staram się, po prostu, każdy dzień dobrze przeżyć i przepracować — mówi prezes Marek Łukiewski

Autor zdjęcia: Artur Dryhynycz

ROZMOWA || — Nie sądzę, by powtórka z minionej wiosny była możliwa — mówi Marek Łukiewski. Z prezesem W-MZPN rozmawiamy nie tylko o futbolu i kluczowych wyzwaniach 2021 roku, ale i o... lawetach. Pytamy też o to jakiego klubu szalik założyłby tej zimy.
— Nim o futbolu, pogadajmy o... lawetach. Udało się dotrzeć do domu przed godziną policyjną?
— (śmiech) To prawda, mieliśmy dość specyficzną niespodziankę na zakończenie roku. Gdy byliśmy z żoną w Gdańsku, posłuszeństwa odmówił silnik naszego samochodu. Czy coś poważnego? Jeszcze nie wiem, czekam na wieści od mechanika. Niemniej przyznaję jednak, że — w czasie, w którym mieliśmy naprawdę bardzo dużo na głowie — ta przygoda sprawiła, że mieliśmy jeszcze bardziej pod górkę z realizacją naszych planów. Ostatecznie jednak wszystko się udało. Będzie co wspominać.

— Jaki, prywatnie u Pana, okazał się 2020 rok? Na plus, na minus?
— Myślę, że rok był bardziej na plus. Koronawirus sprawił, że był dość... "wyjątkowy". Życie toczyło się jednak dalej. Patrząc wstecz, mogę zaliczyć go do udanych. Zwłaszcza patrząc na warunki, w których przyszło nam wszystkim funkcjonować.

— 2020 rok był dla piłki jednym z najtrudniejszych w historii?
— Zdecydowanie. Szczególnie dlatego, że do wszystkiego, co się w nim wydarzyło, musieliśmy podchodzić jak debiutanci. Uczyliśmy się dopiero żyć w tych warunkach. Wcześniej wiele rzeczy działało niemal "z automatu". Oczywiście staraliśmy się — i wciąż się staramy — o usprawnienia na każdej płaszczyźnie. Z reguły, w uproszczeniu, mieliśmy jednak pewien schemat: początek sezonu, runda jesienna, przerwa zimowa, runda rewanżowa, przerwa... Wszystko odbywało się co roku w podobnym tempie. Tym razem całość została wywrócona do góry nogami. Trzeba było się błyskawicznie przeformatować. Najmocniej było to widać po ostatniej rundzie wiosennej, która w ogóle się nie odbyła, przez co musieliśmy za wiążące uznać wyniki z jesieni.

— Ta historyczna decyzja wzbudziła dużo emocji. Z perspektywy czasu — ten krok był słuszny?
— Myślę, że to był słuszny krok. Utwierdziło mnie w tym niedawne spotkanie z przedstawicielami klubów, podczas którego podsumowaliśmy ten niełatwy rok. Wszyscy wypowiadali się w podobnym tonie. Trzeba bowiem zaznaczyć, że wiosną — gdy zrodziła się duża panika — nie mieliśmy praktycznie żadnej wiedzy o tym wirusie. Nasze państwo, podobnie jak inne, profilaktycznie ograniczyło aktywność do minimum. Zamykając wszystko, co się dało. Gdy inne branże się zatrzymały, przynajmniej dziwnym byłoby to, gdybyśmy my grali w najlepsze.

— Przy obecnej wiedzy można byłoby rozwiązać to lepiej?
— Wydaje mi się, że spokojnie można byłoby grać wiosną tak, jak podczas niedawno zakończonej rundy jesiennej. Łatwo jednak mówić to teraz, gdy mamy więcej danych. Przy tych, którymi dysponowaliśmy rok temu, decyzja o zakończeniu sezonu 2019/2020 na półmetku była właściwa.

Obrazek w tresci

fot. archiwum prywatne

— Od strony wirusowej pewnie tak. Czy była sprawiedliwa od strony sportowej?
— Nie było to rozwiązanie, które zadowalało wszystkich. Mieliśmy tego świadomość. Było to jednak rozwiązanie, które najmniej krzywdziło ogromną większość klubów. Wybraliśmy najmniejsze możliwe zło. Niektórzy awansowali, żaden z klubów nie spadł, w sezonie 2020/2021 gramy po prostu przy powiększonych wyjątkowo ligach.

— Jest szansa na powtórkę z minionej wiosny?
— Nie, nie sądzę, by to było możliwe. Wiosną, gdy wszystko zostało zamknięte, mieliśmy do czynienia z pojedynczymi przypadkami zakażeń. W kolejnych miesiącach szły one już w setki i tysiące, a futbol funkcjonował całkiem dobrze i sprawnie. Gra toczyła się niemal normalnie, choć bez kibiców.

— Stadiony bez kibiców, kluby bez kasy z biletów. Na ile w Waszej ocenie ucierpiały ich skarbonki?

— Trzeba to rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Sytuacja inaczej dotknęła futbol profesjonalny, od ekstraklasy po drugą ligę. Dla Stomilu Olsztyn, Olimpii Elbląg czy Sokoła Ostróda straty finansowe z tego tytułu były dość spore. Pandemia uderzyła po ich kieszeni i nie mówię tylko o wpływach z samych biletów. Kluby półamatorskie i amatorskie nie odczuły tego aż tak mocno. Te, które wpadły w poważniejsze problemy finansowe, to pojedyncze przypadki. Z reguły na tych szczeblach nie ma np. zawodników o aż tak dużych kontraktach, a wpływy biletów są, ale trudno uznać je za kluczowe. W większości kluby te finansowane są ze wsparcia samorządowego oraz lokalnych sponsorów.

— Podejmowaliście kroki, by im pomóc?
— Wyższe szczeble mogły liczyć na bezpośrednie wsparcie z PZPN, była to inicjatywa ogólnopolska. Kluby profesjonalne otrzymały więc dotacje, które miały pomniejszyć ich straty. Na szczeblach amatorskich postanowiliśmy natomiast m.in. o obniżeniu opłat wpisowych etc.

— W tym dość paskudnym czasie pojawiło się kilka ciekawych inicjatyw, m.in. WMZPN On-Line Cup. E-futbol miał wzięcie. Będzie powtórka?
— Turniej w grę FIFA, którego były już dwie edycje, faktycznie cieszył się dużą popularnością. Wszystko na to wskazuje, że inicjatywa ta będzie kontynuowana i rozwijana. Działań, w których ze świata "rzeczywistego" przeszliśmy do Internetu, jest więcej. I nie mówię tylko o e-sporcie. Inne aktywności (jak np. szkolenia trenerskie i sędziowskie, posiedzenia zarządu, działanie biura) dobrze funkcjonowały w formie zdalnej. Oczywiście ta wirtualność ma minusy. Równocześnie ma jednak na tyle dużo plusów, że z wielu tych rozwiązań korzystać będziemy i wtedy, gdy sprawa wirusa odejdzie — trzymam za to kciuki — w niepamięć.

— Wiem, że trudno oceniać samego siebie. Realia wirusowe były jednak niełatwym testem. Na jaką ocenę zdał go W-MZPN?
— Nie można jej wystawić wyłącznie związkowi, bo środowisko piłkarskie jest systemem naczyń połączonych. W-MZPN, oczywiście, jest organizacją, która łączy te działania, kluby, trenerów, piłkarzy, sędziów, sponsorów... Do testu przystąpiliśmy jednak wspólnie. Był to rok, który wymagał mnóstwo zmian, projektowania na nowo. I to na niestabilnym gruncie. Wymagał od wszystkich dużo pracy, chęci i wytrwałości. W tym rozumieniu mogę śmiało stwierdzić, że całe środowisko zasłużyło na piątkę. Korzystając z okazji, chciałbym wszystkim szczerze podziękować, że udało nam się tak sprawnie przebrnąć przez miniony rok.

— Co w Waszej opinii będzie dla futbolu największym wyzwaniem 2021 roku?

— Powrót do stabilności po pandemii. Jeszcze niedawno sytuacja organizacyjno-finansowa była względnie stabilna. Przyszedł jednak nowy rok, a w nim — nowe budżety samorządów i sponsorów (różne branże ucierpiały w odmienny sposób). Wiele z tych podmiotów już wcześniej zapowiadało wyraźne ograniczenia w wydatkach.

— Zaczęliśmy prywatą, tak też i skończmy. Za oknem nie ma wielkich mrozów, ale gdyby miał Pan założyć szalik, to którego klubu?
— (śmiech) Zdecydowanie szalik reprezentacji Polski. Jako związek jesteśmy organizacją, która zrzesza wszystkie kluby. Czy większy, czy mniejszy, ma takie samo miejsce w naszym sercu.

— Dyplomatycznie. Rozumiem, szanuję. Ma Pan jakieś noworoczne postanowienie?
— Nie, nie mam takiej tradycji. Staram się, po prostu, każdy dzień dobrze przeżyć i przepracować. Wtedy nie muszę się martwić o to, czy roczny bilans wyjdzie mi na plus.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5