Pokochała pszczoły i ma pod opieką 120 pszczelich rodzin

2024-05-20 14:54:30(ost. akt: 2024-05-20 15:00:35)
Monika Buszyniewicz Kobieta Pszczelarz

Monika Buszyniewicz Kobieta Pszczelarz

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Kobieta Pszczelarz, czyli Monika Buszyniewicz, choć ma dopiero 31 lat, to od blisko dziesięciu zajmuje się pszczelarstwem. Ma własną pasiekę i 120 pszczelich rodzin pod opieką. — To piękne zajęcie dające mnóstwo satysfakcji — mówi o swojej pasji.
Choć kobiet zajmujących się pszczelarstwem jest niewiele, z jej pasji i zaangażowania może brać przykład wielu pszczelarzy. Pochodząca z Pisza Monika Buszyniewicz ma 31 lat i 4-letniego synka, którego wychowuje wraz z partnerem. Z wykształcenia jest zootechnikiem. Obecnie mieszka na Warmii, w Karbowie pod Ornetą, gdzie prowadzi własną działalność pod marką „Kobieta pszczelarz”. W swej pasiece ma pod opieką miliony pszczół. W prace pasieczne wkłada wiele serca i wysiłku po to, by pszczele rodziny były zdrowe i zadbane, a pozyskiwany miód, sprostał oczekiwaniom jej klientów. Oprócz kilku rodzajów miodu, regularnie wprowadza do sprzedaży nowe produkty. Są to m.in. zestawy prezentowe, upominki dla gości, świece, a od ponad roku także odkłady pszczele w ramach refundacji dla pszczelarzy.

— Jak to jest być kobietą pszczelarzem?
— Dla przykładu: podobnie jak być kobietą kierującą tramwajem lub ciężarówką (śmiech). W społeczeństwie to zajęcie jest postrzegane bardzo egzotycznie, choć według mnie to kobiecy zawód. Kontakt z naturą, matka rodzicielka, spójność rodziny, jeden organizm... Jak dla mnie to bardzo romantyczne zajęcie, choć wcale nie twierdzę, że panowie nie są romantyczni.

— Pszczelarstwo to nie tyle praca, co przede wszystkim pasja. Dlaczego lubi pani pszczoły? Jak zaczęła się pani przygoda z pszczelarstwem?
— Moja przygoda z pszczelarstwem zaczęła się od pasji, a przerodziła w pracę. Pszczoły poznałam na studiach (jestem dyplomowanym inżynierem Wydziału Bioinżynierii Zwierząt UWM w Olsztynie). Katedra Pszczelnictwa zauroczyła mnie niezwykłym działem hodowli zwierząt - pszczelarstwem. Wcześniej nie miałam z pszczołami styczności. Zafascynował mnie ich sposób życia, biologia, morfologia itp. Większość wiedzy czerpałam z książek, ale to czysta teoria. Prawdziwa miłość obudziła się potem, gdy poszłam na praktykę studencką. Tutaj serdecznie pozdrawiam pana Adama Witkiewicza, który stał się moim pierwszym mentorem i wzorem jeśli chodzi o dobrą praktykę pszczelarską. Tworzenie własnej pasieki, którą stale rozwijam, rozpoczęłam w 2014 roku. Swoje pierwsze pszczelarskie kroki stawiałam w rodzinnych stronach - na Mazurach, w samym sercu Puszczy Piskiej. Zmieniając pracę, wyprowadziłam się na Warmię, a pasiekę, naturalnie, zabrałam ze sobą. Warmińskie łąki i uprawy to idealna baza pożytkowa dla pszczół na cały sezon.

— Mówi się, że "każdy ma pszczelarza w rodzinie". A w pani przypadku?
— Nie słyszałam o pszczelarzach w mojej rodzinie, chyba jestem pierwsza..., ale mój tato zaraził się ode mnie i ma parę rodzin.

— Jak zdobywała pani wiedzę teoretyczną? Z podręczników, fachowej prasy czy internetowych źródeł? Które z nich okazały się najbardziej przydatne?
— Uczyłam się od najlepszych (UWM Olsztyn katedra Pszczelnictwa i dr Maciej Siuda, dr Beata Bąk, prof Jerzy Wilde — to im zawdzięczam mój wstęp do zapoznania się pszczołami a praktyka, jak już wspomniałam w pasiece u Adama Witkiewicza). Najlepsza książka to ta, którą nazywam biblią pszczelarza ,,Pszczelnictwo" pod redakcją Prabuckiego. Tam pszczołę rozkłada się na organy, niby to nieistotne, ale bardzo ciekawe. Im więcej się wie na ich temat, tym stają się coraz bardziej fascynujące. Najlepiej zacząć od teorii żeby poznać trochę tego świata i nauczyć się nomenklatury, a potem praktyka — jest baaardzo istotna, żeby wiedzieć od czego zacząć. Pszczelarz powinien wiedzieć jak zbija się ramkę i wtapia węzę.

— Proszę parę słów powiedzieć o swojej pasiece.
— Obecnie gospodaruję na 120 rodzinach. W mojej pasiece dominuje pszczoła rasy kraińskiej z hodowli Zbigniewa Matuli a także linia prima z hodowli Marii Gembala. W tym roku pojawiło się trochę Buckfasta od dr Macieja Siudy. Specjalizuję się w produkcji miodu, trochę pierzgi, propolisu i pyłku, ale raczej na własne potrzeby. Od dwóch lat zaopatruję pszczelarzy w odkłady pszczele. Myślę o zmianie kierunku produkcji na odkłady i matki pszczele. W tym roku odbyłam praktykę z wychowu matek u dr Macieja Siudy. Była to super przygoda i coś, co chciałabym robić w przyszłości.

— Czego można się nauczyć od pszczół?
— Przede wszystkim cierpliwości, bo jest to bardzo marudna praca. Także pokory, bo na przykład: możemy sobie planować z wyprzedzeniem następny sezon, a przyjdą zimą gryzonie i zjedzą pół pasieki. Zdarzyło się to i mnie, to przykre doświadczenie. Od pszczół też można nauczyć się cech nie będących raczej w obecnych trendach selfcare, typu pracy ponad siły — pszczoły pracujące na pożytkach żyją znacznie krócej niż te, które zimują, bo zapracowują się na śmierć. Pracują w imię wspólnego dobra, pszczoła miodna nie jest w stanie przeżyć w pojedynkę, do przeżycia potrzebuje pszczelej rodziny, to taki jeden wielki organizm na który składa się kilkadziesiąt tysięcy osobników.

Monika Buszyniewicz Kobieta Pszczelarz

— Jaki miód posiada pani w swojej stałej ofercie? Co wpływa na jego jakość?
— Pewnikiem co roku jest miód rzepakowy, bo na Warmii jest tego mnóstwo, a także wielokwiatowy. Jak fantazja nas poniesie to wywozimy pszczoły na pożytek gryczany lub nostrzykowy. Dobra jakość to zawartość wody do 20% maks. Miód musi być dojrzały. Duże znaczenie ma sposób przechowywania — chłodno i bez słońca. Trzeba wystrzegać się przegrzewania, jeśli jednak trzeba to tylko do 40 °C, bo powyżej tej temperatury niszczymy enzymy zawarte w miodzie. Ważne jest też, żeby przestrzegać okresu karencji jeżeli chodzi o stosowanie leków. No i oczywiście nie wolno mieszać miodów z syropami cukrowymi, inwertami i barwnikami, bo to oszustwo klienta.

— Jaki był ubiegłoroczny sezon? Co ma wpływ na dobre wyniki sezonu?
— Sezon był zaskakujący. Myślałam, że miód rzepakowy będzie pierwszym i ostatnim zbiorem w sezonie ze względu na suszę. Jednak miała ona też swoją drugą stronę. Otóż wystąpiła bardzo duża ilość mszycy, która dała dużo miodu spadziowego. To pierwszy tak pokaźny pożytek spadziowy jaki miałam w swojej pszczelarskiej karierze. Zaskoczyła też lipa, która świetnie nektarowała mimo braku wody. Dobre wyniki sezonu zależą od pogody i właściwego przygotowania rodzin pszczelich. Rodziny muszą być silne i zdrowe, a pogoda umiarkowana z przelotnymi opadami to ideał.

— Jaki jest pani największy pszczelarski sukces?
— Hmmm. Nie wiem. Chyba to, że w ogóle zaczęłam, nie mając o tym większego pojęcia. Nie podglądałam dziadka ani taty, ale może to i dobrze, bo nie przesiąknęłam przestarzałymi nawykami jakie w obecnych czasach są już nieaktualne, a jeszcze w niektórych miejscach stosowane.

— Jakich rad udzieliłaby pani osobom, które dopiero planują wejść lub aktualnie wchodzą w świat pszczelarstwa?
— Dla hobbystów: nie ma się nad czym zastanawiać, to piękne zajęcie dające mnóstwo satysfakcji. Dla tych, którzy planują z tego żyć: nie ma co nastawiać się na duże zyski. Posiadaj zabezpieczenie finansowe na wypadek nieprzychylnej zimy (taki rok do przodu). Nie zaniżaj ceny miodu, prawdziwy miód od pszczelarza jest bezcenny, 35 zł za kg miodu to kpina i brak szacunku do własnej pracy. Rozwijaj się w zakresie hodowli, marketingu, sprzedaży itp. by być jak najbardziej niezależnym. Przygotuj się na ciężką pracę i nie licz na wakacje.
Elżbieta Żywczyk

Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5