Po tragicznym wypadku muzyk wraca do zdrowia

2009-05-29 00:00:00

— Większość mojego życia związana była z muzyką — opowiada pasymianin Grzegorz Grzywiński z zespołu Okej. — W 2007 roku uległem poważnemu wypadkowi samochodowemu. Dzięki muzyce i bliskim mi osobom szybciej wracam do zdrowia.

Grzegorz Siemieniuk
g.siemieniuk@gazetaolsztynska.pl

— To, że teraz rozmawiamy to niemalże cud — mówi muzyk Grzegorz Grzywiński, który 23 sierpnia 2007 uległ wypadkowi samochodowemu. — Lekarze nie dawali mi żadnych szans. Wielokrotnie słyszałem od nich, że to wręcz nieprawdopodobne, że normalnie mówię, chodzę, oddycham. Obrażenia jakie odniosłem w wypadku w Tylkowie były tak obszerne, że powinienem nie żyć. Los jednak chciał inaczej — dodaje.

Czołowo w samochód dostawczy
Jest 10 sierpnia 2007 roku. Kilka minut po godzinie 5. Kilkuletnim fordem focusem podróżują cztery osoby, wśród nich jest dwóch muzyków: Janusz Pawłowski i Grzegorz Grzywiński— członkowie szantowej formacji "Kuzyni Neptuna".

Niemalże na prostym odcinku drogi auto zjeżdża na lewy pas drogi i czołowo zderza się z prawidłowo jadącym samochodem dostawczym. W wyniku wypadku na miejscu ginie kierowca auta — Janusz Pawłowski. Troje pasażerów z ciężkimi obrażeniami zostaje przewiezionych do olsztyńskich szpitali. Grzegorzowi Grzywińskiemu lekarze nie dają większych szans na przeżycie. Obrażenia są zbyt duże, aby przeżył —taka była wstępna lekarska diagnoza.

Pacjenta wprowadza się w tzw. śpiączkę farmakologiczną, która trwa wiele tygodni. Rokowania nie są zbyt dobre. Rodzina jednak wierzy, że ich syn, mąż, tata wróci jednak do zdrowia. Po wielu tygodniach wreszcie długo oczekiwana poprawa. Grzywiński zostaje wybudzony ze śpiączki, a po kilkunastu dniach wraca do domu.
— W tych trudnych chwilach poznałem jak wielką wartość ma rodzina — mówi. — Gdyby nie oni, to pewnie nigdy bym nie wrócił do zdrowia.

Wybudzexnie przy muzyce
Była jeszcze jedna rzecz, która jak pokazał czas jest czynnikiem decydującym o powrocie do zdrowia. Swoistą rehabilitacją. Muzyka, która towarzyszyła Grzywińskiemu przez znaczną część jego dorosłego życia stała się lekarstwem, światełkiem w tunelu. Bodźcem do walki o zdrowie, o kolejny krok, o lepszy kolejny dzień.

— Moja żona Iwona puszczała mi muzykę jak byłem w śpiączce — mówi. — Po przebudzeniu utwory Krzysztofa Klenczona towarzyszyły mi niemal cały czas. Wiele tygodni upłynęło zanim mogłem wziąć do ręki gitarę. Instrument, z który wcześniej niemalże się nie rozstawałem. To dzięki muzyce szybciej wracam do zdrowia. Po raz kolejny przekonałem się, że jak ważną rolę w moim życiu pełnią dźwięki.


Plany na przyszłość i nowa płyta
Początki jego prawdziwej przygody z muzyką sięgają roku 1994, kiedy to razem z Jackiem Mielechą zaczął muzykować. Jak to bywa w życiu to co na początku było zabawą, szybko przerodziło się w pasję. Rok później już współtworzył zespół Contra. Potem krótka przerwa i kolejna formacja, tym razem o nazwie OK.

Zespół grał wówczas popularną muzykę disco polo. Liczne teledyski promowała jedna z ówczesnych telewizji komercyjnych. Zespół w tym czasie zyskał wielu fanów, a liczba granych koncertów przerosła oczekiwania samych muzyków. Tak było niemal do 2005 roku, kiedy to OK przestaje istnieć, a muzycy tworzą własne formacje. Tym razem Grzywiński próbuje swych sił w zespole Kuzyni Neptuna, którego domeną jest piosenka żeglarska. Występuje wraz z nim na wielu festiwalach i koncertach. Tak pewnie byłoby do dziś, gdyby nie tragiczny sierpniowy wypadek.

— Snuliśmy już plany na przyszłość. Wszystko zaczęło się bardzo dobrze układać. A tu nagle taka tragedia. Wiedziałem, że muzyka postawi mnie na nogi, w przenośni i dosłownie — mówi Grzegorz Grzywiński.

— Nie mając innej alternatywy ani zdrowia i ciągle potrzebując pomocy postanowiłem grać w nowym składzie OKey. Jednak to nie trwało długo. Stworzyłem swój autorski materiał, gdzie słowa i muzyka wyszły z pod mojej ręki. Postanowiłem używać z polszczonej nazwy OKEJ. Jest to od lat mój pseudonim artystyczny. Nie chciałem być anonimowy. Teraz na scenie występuje ze mną między innymi Jerzy Kordek. Niedawno wróciłem też do muzyki żeglarskiej— dodaje.

I tak na wiosnę tego roku jeden z producentów wydał płytę "Dzień za nocą… Wielka miłość między nami".
— To w pewnym sensie podziękowanie moim bliskim za to, że w tych trudnych chwilach byli ze mną. Wiele tekstów na płycie jest bardzo osobistych. Aby się o tym przekonać, wystarczy posłuchać — mówi muzyk.
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.
2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B