Więzienny spacerniak zastępuje mi stadion

2020-11-24 17:43:00(ost. akt: 2021-07-23 11:29:36)
Bieg pamięci Żołnierzy Wyklętych na spacerniaku iławskiego Zakładu Karnego

Bieg pamięci Żołnierzy Wyklętych na spacerniaku iławskiego Zakładu Karnego

Autor zdjęcia: Archiwum Zakładu Karnego w Iławie

Przestrzeń w której się poruszam w biegu zależy tylko ode mnie. Nieograniczona niczym swoboda tworzy niezauważalny luksus. U nich było podobnie. Jednak życiowe zawirowania ograniczyły bieganie do więziennego spacerniaka.
Spotkałem się z tymi, którzy na nim szukają zmęczenia.
Procedury. Szyba, słuchawka i długa rozmowa pod okiem strażnika. Z Bogdanem spotkamy się później. Dzisiaj Adam w rozmowie bez emocji, w jednostronnym przekazie opowiada o sobie…— Gdybym wiedział, że problemy można zabiegać — nie było by mnie tutaj. Wszystko, co się dzieje wokół nas pozbawione fizycznego resetu inaczej ustawia głowę. Tym bardziej tu. Tak naprawdę jestem sam. Nie myślę o tym. Żyję dniem nie licząc ich. 25 lat pozbawienia wolności nie zostawia wyboru — mówi Adam. Moje powojenne roczniki przeszły wiele, aby utrzymać się na powierzchni. Przez pół wieku wszystko toczyło się swoim rytmem. Koledzy, rodzina, kłopoty. Trochę biegania. Zawirowania wokół mnie i decyzje na cito. Życie na wolności. Trudno zrozumieć jego wartość jak się nie ma do niego dystansu.

W podstawówce biegałem 400 m poniżej minuty. Ten wynik wystarczył, aby nauczyciele wf-u korzystali z niego w szkolnych imprezach sportowych. Dla młodego człowieka to było ciekawe spotkanie ze sprawnością. Ze sportu brałem wszystko co się nawinęło. Mama doceniała moje zaangażowanie pomimo, że młodszy brat unikał moich pasji.

W szkole średniej poczułem, że jestem wykorzystywany przez nauczycieli. Zraziłem się do zawodów. Dostawałem kolce przed, robiłem swoje i oddawałem je. A gdzie trening w nich?! Czułem, że tak nie powinno być. Udany start i powrót do domu w obecności będących na rauszu nauczycieli świętujących sukces. Tego nie mogłem znieść. Lubiłem 400 m na bieżni, sztafety. Rezygnacja z tego co lubisz nigdy nie jest łatwa.

Nauka nie stwarzała mi problemów. Matura i studia na SGGW w Warszawie. Wydział melioracji. Zaliczyłem na nim 4 lata. Sporty walki uzupełniały moje sporadyczne biegowe treningi. Wyjazdy na zachód reperowały niezbędny budżet przetrwania. Kiedy zrozumiałem, że studia mogą mieć niewiele wspólnego z ekonomią życia, postawiłem na nią. Dorabiałem w Niemczech. To był dobry czas z szacunkiem dla mojej pracy.

Do pięćdziesiątego roku życia miasteczkowa elita tworzyła moje rekreacyjne towarzystwo. Umawialiśmy się pobiegać, pograć w tenisa. Bieganie wiele lat temu, to nie była łatwa sprawa. Ocena przechodniów nie zawsze była życzliwa. Nieformalna spontaniczna grupa biegowego wsparcia w dorosłym życiu. Wychodziliśmy na pętelkę w lasku w Łowiczu dla zdrowia, bez rywalizacji. Słomiany zapał znajomych tworzył kalendarz biegów. Czasami sam tupałem po zmroku. Teraz myślę, że za rzadko....

Założyłem firmę na żonę. Pracowałem prawie dwadzieścia lat jak się później okazało, nie tylko dla siebie. Rozwód. Trzyletnie włóczenie się po sądach, problemy z tym związane i diagnoza depresji.

Leżysz, płaczesz jak dziecko i próbujesz coś robić, aby udowodnić sądowi, że możesz zaopiekować się synem. Kompletny bezwład życia. Dwie próby samobójcze. Szpital. Wyszedłem z niego czując tylko pustkę. Spadasz na dno, a jego nie ma. Otchłań. Zrobiłem to. Zabiłem żonę.
Na pewno jest wiele słów kierujących mną w tym czasie. Określających mój czyn. Policja, areszt, sąd. Paragraf 148. Wyrok - 25 lat więzienia. Zakład karny w Iławie. Było mi wszystko jedno. Myślałem, że nie pożyję w nim długo. Depresja pchała myśl – koniec.

Po dwóch latach w celi pojawił się współosadzony. Sprawny fizycznie. Biegający w więziennych możliwościach. Zaczął mi pomagać. Namawiał do sportu. Dużo rozmawialiśmy. Moje życie powoli nabierało innych barw. Wdzięczność za wsparcie i załatwienie biegowego obuwia przypomniały mi jak smakują zapominanie kilometry.
Spacerniak to mała przestrzeń do biegania. Nie od razu kręciliśmy razem kółka na nim.

Pracuję w bibliotece – obok hala. Przygotowałem się do nich. Jednak godzina truchtu po hali nie przekładała się na 15 minut po spacerniaku. Kolana siadały. Dopiero po dłuższym czasie godzinne bieganie było możliwe. 5-7 kilometrów 3-4 razy w tygodniu - to mój plan treningowy. Najwięcej przekręciłem dychę na nim. Spokojne tempo, trucht, nic więcej. Ciasno. W lewo, w prawo, między innymi.
To nie jest łatwy trening. Po nim higiena określona regulaminem, pranie spoconych ciuchów. Więzienna logistyka. Proste czynności nie są proste.

Oczekiwałem treningu. Potrzebowałem go. Czułem jak głowa zaczyna inaczej oceniać moje życie. Zadeptałem depresję. Wiem, że jest moim wrogiem, czai się gdzieś we mnie. Funkcjonuję jednak inaczej — odzyskałem chęć do trwania.

Uzależnione mięśnie potrzebują wysiłku. Jak nie mogę biegać, to kombinuję coś zastępczego żeby odpalić układ. Tak jak teraz. Kolana po tysiącach kółek uziemiły mnie. Mam nadzieje, że nie na długo. Pozostały czas możliwy w wyborze zagospodarowują; praca, szachy, rozmowy — czasami o bieganiu. I tak dzień za dniem.
Otwarta przestrzeń nie kusi tak mocno jak wcześniej myślałem. Poradziłem sobie z sobą. Znalazłem sposób na przetrwanie w życiu, które sam sobie zgotowałem. Gdybym wcześniej go odkrył…
Koniec widzenia.
Biegacza wysłuchał Paweł Hofman



Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5