W czasie epidemii są jeszcze bardziej porzucone i osamotnione

2020-04-26 12:00:00(ost. akt: 2020-04-26 12:28:30)
Cichy po trudnych operacjach dochodzi do zdrowia

Cichy po trudnych operacjach dochodzi do zdrowia

Autor zdjęcia: Archiwum AFN

Sobota, późne popołudnie, telefon... na poboczu drogi leży pies, pytanie czy możemy mu pomóc? Bo jesteśmy jedyni, którzy odebrali ten telefon — tak Fundacja Alarmowy Fundusz Nadziei na Życie rozpoczyna relację z akcji ratowania Cichego.
Dalej jest tak, jak zwykle w takich sytuacjach:
— Jedziemy, mały kundelek bardzo cierpiący, pobocze, miasto. Sobota, kroplówki, leki, wyprowadzanie ze wstrząsu. Dzisiaj konsultacja. Złamanie wieloodłamaniowe prawego podudzia, złamanie trzonu prawej kości biodrowej, złamanie trzonu i okołopanewkowe lewej kości biodrowej, złamanie kości łonowej, złamanie lewej kości kulszowej, złamanie miednicy z przemieszczeniem, czy trzeba pisać coś więcej? Lekarz nie podejmie się operacji, bo zbyt skomplikowana. Szukamy ratunku, wysyłamy zdjęcia do Legionowa. Wstępnie szacowany koszt (potrzeba dwóch, może trzech operacji) w granicach... 10 tys. złotych Trzeba dojechać, trzeba zapłacić wizyty, trzeba ratować! — czytamy na stronie internetowej Fundacji.

Cichego, jak go nazwała Fundacja, ktoś najprawdopodobniej potrącił samochodem i odjechał. Bo ludzie albo nie mają serca, albo żyją innymi zmartwieniami, wirusem, pandemią. Cichy trafił w zły czas, ale na szczęście w końcu na dobrych ludzi. W AFN zorganizowali zbiórkę pieniężną na jego ratowanie, bo koszty są ogromne. Każda złotówka będzie dla niego darem, można wpłacać na konto z dopiskiem "Cichy": Fundacja AFN, numer konta: VWBank 78 2130 0004 2001 0388 0143 0001. Jest już 4900 złotych z potrzebnych 10 tysięcy. Jest nadzieja.
Jak ma się dziś Cichy?

— Dobrze się czuje, już łobuzuje w schronisku — mówi Agnieszka Korbal Bondarczuk z Fundacji AFN. — Przed nim jeszcze długa rehabilitacja, która potrwa nawet 6-8 tygodni. Pies miał pogruchotaną miednicę, ale działamy i jego stan z każdym dniem poprawia się.

Fundacja ratuje wiele psów, których ludzka nieodpowiedzialność naraża na takie cierpienia. Bo czy tak trudno wyprowadzać psa na smyczy? Dla jego bezpieczeństwa, już pomijając obowiązujące przepisy. Czasami udaje się skontaktować z opiekunami. Gdy zaczyna się rozmowa o kosztach ratowania ich pupila, zazwyczaj są tylko pretensje. Rzadko ktoś podziękuje.

— Fajnie by było, gdyby ludzie sami zajmowali się swoimi psami — mówi pani Agnieszka. — Teraz mamy okres cieczek, te psy sobie wędrują, opuszczają kojce i ogródki. Potem my jesteśmy wzywani do wypadków albo do błąkających się psów. Mamy podpisane umowy z miastem i gminą Ostróda oraz z Miłomłynem. Te wyjazdy pochłaniają dużo czasu, a jest tego w ostatnich dniach naprawdę bardzo dużo. Mam więc apel do ludzi: bądźcie bardziej odpowiedzialni za swoje zwierzęta.

Schronisko dla bezdomnych zwierząt w Ostródzie przeżywa teraz bardzo trudny okres. Jest tu ponad 200 psów i kotów. Schronisko ze względu na epidemię koronawirusa jest zamknięte. To ma swoje konsekwencje. Nie ma wolontariuszy, wstrzymane są adopcje, darczyńcy żyją swoimi problemami.

— Wszyscy o nas powoli zapominają — przyznaje Agnieszka Korbal Bondarczuk. — Zakłady, które dostarczały nam jedzenie, wstrzymały dostawy, szukamy nowych. Jest problem ze środkami czystości, kupnem rękawiczek czy środków dezynfekujących. A mamy pod opieką chore zwierzęta i te rzeczy są nam niezbędne dla zachowania bezpieczeństwa. Koszty nam wzrosły o 30 procent w stosunku do lutego, bo ceny szybują w górę. Kończą nam się pieniądze na karmę dla zwierząt. Dlatego będziemy wdzięczni za każdą pomoc.

To główne problemy opiekunów schroniska, ciągły lęk o to, co dalej. I co się stanie, gdy opiekunów zabraknie, bo się rozchorują? Zwierzętom z kolei najbardziej brakuje wolontariuszy. Jest ich zazwyczaj około 30. Przychodzą w weekendy, wyprowadzają psy na spacery, bawią się z nimi i pomagają w schronisku. Tak jest w normalne sytuacji, w czasach pandemii to tak, niestety, nie działa. Teraz psiaki trochę wariują bez spacerów, chociaż pracownicy schroniska pracują dwa razy więcej i często już nie dają rady.
— Jesteśmy tą sytuacją bardzo zmęczeni — dodaje pani Agnieszka. — Ciągle na dyżurze, nawet w nocy. Jest naprawdę bardzo ciężko, ale nie mamy wyjścia.

Na czas epidemii wstrzymane też zostały adopcje, bo nie ma możliwości przeprowadzenia wizyt przedadopcyjnych. Opiekunowie mają nadzieję, że te adopcje niedługo znów ruszą. Chcą też, jeśli będzie taka możliwość, skorzystać z tarczy antykryzysowej. Pieniądze ze składek na ZUS mogliby przeznaczyć na karmę dla zwierząt. bcl

Wolontariusze nie mogą na razie odwiedzać schroniska z powodu pandemii


Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5