Poddać się? Nie ma mowy. Nie mógłbym później spojrzeć w oczy trenerowi [WYWIAD]

2021-06-29 11:00:00(ost. akt: 2021-06-29 11:08:06)
Cisza przed burzą. Karol Rubin (z prawej) wraz z trenerem. Za nimi "klatka", miejsce walki

Cisza przed burzą. Karol Rubin (z prawej) wraz z trenerem. Za nimi "klatka", miejsce walki

Autor zdjęcia: archiwum zawodnika

ROZMOWA || Ile razy bym nie padł na deski, tyle razy wstanę — mówi Karol Rubin. W walce wieczoru gali Time of Masters w Rumi, orzyszanin uległ na punkty weteranowi cyklu, Alanowi Kalskiemu. A wkrótce czeka go kolejny, jeszcze bardziej wymagający debiut. W roli ojca.
— Mocnych ciosów nie brakowało. Wszystkie zęby na miejscu?
— Tak, nos też prosty i niepołamany (śmiech). Walka jednak, faktycznie, trochę kosztowała mój organizm. Powybijane palce, opuchnięte stopy, rozbity mięsień czworogłowy uda w lewej nodze... Czyli w sumie norma w sportach walki.

— Na ile problemem w tej walce były emocje? W końcu była to dla Ciebie pierwsza gala organizowana z takim rozmachem.
— Emocje dawały o sobie znać już na wiele dni przed wejściem do oktagonu. Po pierwsze dlatego, że był to mój zawodowy debiut. Pojedynki amatorskie są wymagające, ale to jednak coś innego. Jeszcze większa presja pojawiła się, gdy poinformowano mnie, że nasza walka będzie głównym wydarzeniem wieczoru. Jestem wdzięczny za to zaufanie okazane przez organizatorów. Duża w tym wszystkim zasługa też mojego promotora, Krystiana Klucznego. Nie mogłem trafić lepiej.

— Rywalem był zaprawiony weteran. Nie obawiałeś się tego, że stres podetnie Ci skrzydła?
— Może i bym się obawiał, gdyby nie mój trener, Łukasz Makarewicz. Wiedział dokładnie jak do mnie trafić. Nastroił mnie przed tą walką na tyle dobrze, że mogłem skoncentrować się na zadaniu, które mnie czekało w klatce. W efekcie większego wrażenia nie robiły na mnie nawet głośne krzyki kibiców Arki Gdynia, którzy zebrali się tłumnie, by wspierać Alana. Słyszałem je tylko przez chwilę, później zagłuszyły ich porady udzielane z narożnika przez trenera. A ten potrafi się wydrzeć (śmiech).

To tylko krótki fragment artykułu. Więcej przeczytacie w najbliższym, piątkowym numerze Gazety Piskiej.

Kamil Kierzkowski

Obrazek w tresci


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5