Silniki ryczały, płakały błotem. Quady na tropie czołgów

2019-07-20 07:27:02(ost. akt: 2019-07-20 07:29:48)

Autor zdjęcia: archiwum organizatorów

MOTORYZACJA/// Morderczy wysiłek, ryk silników tonących w głębokim błocie, kosztowne kraksy i... nieopisana euforia. Mistrzostwa Quadów Przeprawowych o puchar burmistrza Orzysza wdarły się do grona najtrudniejszych "rajdów" w Polsce.
— Jesteśmy wykończeni — przyznawali po cichu 14 lipca organizatorzy imprezy z miejscowego Squadu Inicjatyw Polany Kultury (oraz Domu Kultury). I to nie po zakończeniu mistrzostw, a jeszcze przed samym ich startem. Wszystko dlatego, że większość działaczy dzień wcześniej wspierało organizacyjnie sztandarowy "eksportowy towar promocyjny" Orzysza, czyli wielką Walkę Czołgów.

— Od rana działaliśmy m.in. przy nagłośnieniu. O quadach oczywiście nie zapominaliśmy, jednak za należyte oznaczenie trasy mogliśmy wziąć się dopiero wtedy, gdy teren opuściły czołgi. Wcześniej mijało się to z celem. Swoją drugą tego dnia pracę skończyliśmy więc dopiero w późnych godzinach nocnych. Ledwie chwila snu i... oficjalnie otwieraliśmy mistrzostwa — wspomina Krzysztof Roszko, prezes "Squadu".

Żadnego opóźnienia ani "fuszerki" jednak nie było, impreza wystartowała zgodnie z harmonogramem. Punktualnie o 10:30 na trasę wyruszyło 63 zawodników z takich miast jak np. Toruń, Wrocław, Elbląg, Suwałki, Mińsk Mazowiecki, Konin, Grajewo, Gołdap czy Kruklanki. Nim to nastąpiło, wszyscy - łącznie z tłumem kibiców - mieli okazję zapoznać się z quadami polskiego wojska (np. Polaris 800 czy Arctic Cat), wyposażonymi w karabiny oraz szereg innych asortymentów bojowych.

Gdy rozległ się sygnał startu... rozpętała się prawdziwa burza. Śmiałkowie ruszyli do walki z blisko 16-kilometrową, najeżoną przeszkodami pętlą prowadzącą w znacznej mierze przez poligon. — Start ulokowaliśmy na terenie naszego stowarzyszenia. Zawodnicy następnie musieli drogą czołgową dojechać na wojskową żwirownię (obok miejsca, w którym stacjonują Amerykanie - przyp. K. K.), a następnie wrócić drugą, równie bogatą w przeszkody drogą — mówią organizatorzy.

— Najwięcej krwi napsuła wszystkim właśnie żwirownia. Było na niej dostępnych kilka wyzwań o różnym stopniu trudności. Tej najtrudniejszej, sygnowanej pieczątką nr 7, nie udało się sprostać nikomu. Najbliżej jej pokonania był Jerzy Włodarczyk z resztą giżyckiej ekipy. Podeszli do tematu niesamowicie ambitnie i... wreszcie odnaleźli fajną, skuteczną technikę. Operując umiejętnie wyciągarkami pokonali połowę odcinka, lecz nie wyrobili się w limicie czasowym. Gdyby tylko mieli pół godziny więcej, to rozbiliby bank — dodaje Krzysztof Roszko.

Reżim czasowy (definitywny koniec punktualnie o 15:30) okazał się pechowy także dla 16-letniego Klaudiusza Zyskowskiego. Najmłodszy z zawodników (choć ścigający się w zawodach już od 8 lat), zameldował w punkcie pomiarowym ledwie z 3-minutowym poślizgiem. Gdyby pojawił się na nim 180 sekund wcześniej, zgarnąłby dodatkowo 250 punktów, co zapewniłoby mu 3. lokatę wśród "starych wyjadaczy".

Obrazek w tresci

fot. archiwum organizatorów

Ostatecznie na najwyższym stopniu podium stanęli (ex aequo, obaj po 900 pkt) bracia Paweł i Mariusz Godlewscy, którym do samego końca po piętach deptał Mariusz Miklaszewski (850 pkt). Dający brąz wynik 705 pkt wywalczyło łącznie 3 zawodników: Andrzej Chmielewski, Karol Chmielewski i Wojciech Chomicz.

— Praktycznie wszystko wypaliło. Duża w tym zasługa świetnego wsparcia ze strony wojska, które przydzieliło nam m.in. oddzielną karetkę oraz 40 żołnierzy w kamizelkach odblaskowych. Dzięki nim, a także niezastąpionym strażakom z Wojskowej Straży Pożarnej oraz OSP Cierzpięty, każdy punkt mogący budzić jakiekolwiek wątpliwości był obstawiony. Zawodnicy w każdej chwili mogli liczyć na udzielenie pomocy. Za pomoc w tak świetnej koordynacji serdecznie dziękujemy zwłaszcza Pawłowi Gudanowskiemu z WSP — słyszymy od organizatorów.

Trudno aż boli

Niemal pionowe podjazdy, potrafiące zatopić całkowicie quada błoto, szybkie (lecz zdradliwe) odcinki szutrowe... Ten, kto nie był przez pełne 5 godzin rajdu w pełni skoncentrowany, niemal wydawał na swą maszynę wyrok.

— Straty w sprzęcie niektórych zawodników były potężne. Jednemu pękł silnik i musieliśmy holować go przez pół poligonu do parku maszyn. Drugi z kolei... wyrwał silnik z ramy. Poukręcanych dyferencjałów, uszkodzonych chłodnic itp. nawet nikt nie liczył — mówi Krzysztof Roszko zaznaczając jednocześnie, że obyło się bez poważnych kontuzji. Czy po tak bolesnej dla kieszeni zawodników imprezie ktokolwiek zechce w ogóle wrócić do Orzysza, by się ścigać? — W tych kręgach panuje trochę inny sposób myślenia. Wbrew pozorom im więcej poniesionych w walce z przeszkodami usterek, tym... lepiej. Zrozumieć to może jednak chyba tylko ten, kogo takie przeprawy wciągnęły na dobre.

Obrazek w tresci

fot. archiwum organizatorów

Niedzielne mistrzostwa nie kończą tegorocznych działań Squadu Inicjatyw Polany Kultury w Orzyszu. 11 listopada, poza tradycyjnym wspólnym przejazdem ulicami miasta, quady z całej Polski zmierzą się także w Wyścigu Po Niepodległość. — Impreza odbędzie się na pewno. Cały czas tylko zastanawiamy się jak uczynić z niej przeprawę... nocną. Zapewniłoby to jeszcze więcej adrenaliny. Fajnie byłoby to też powiązać z odbywającym się w tym samym czasie Biegiem Nocy Listopadowej. Czy plany uda się zrealizować? Łatwo nie będzie, ale spróbujemy — podsumowuje Krzysztof Roszko.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5