Ogień w oczach i śmierci nie ma! Quady w cieniu poligonu [WYWIAD]

2019-05-10 18:00:00(ost. akt: 2019-05-10 11:05:11)

Autor zdjęcia: archiwum organizatorów

MOTORYZACJA/// Takiego debiutu nie powstydziłby się nikt w Polsce. Orzyskie Zawody Quadów Przeprawowych 1 maja z impetem wparowały na krajową mapę imprez motoryzacyjnych. — 110 procent zadowolenia. Wszystkie założenia i symulacje, które robiliśmy przed imprezą, w pełni wypaliły — przekonuje Krzysztof Roszko, jeden z organizatorów imprezy i prezes stowarzyszenia Squad Inicjatyw Polany Kultury.
— Macie jakiś układ z miejscową myjnią?
— Nie, a powinniśmy?

— Zdecydowanie. Kolejka quadów była imponująca, zapewniliście niezły utarg. Jak oceniacie inauguracyjną edycję?
— 110 procent zadowolenia. Wszystkie założenia i symulacje, które robiliśmy przed imprezą, w pełni wypaliły. Kosztowało nas to dużo pracy, ale było warto. Wystarczy poczytać komentarze uczestników. Wszyscy opuszczali Orzysz zadowoleni. Podkreślali dobre rozplanowanie trasy, trafny dobór poziomu zawodników w poszczególnych grupach, uczciwą punktację...

— Musiało być coś, co zaszwankowało. Nigdy nie jest w pełni pięknie i kolorowo.
— Szczerze? Musiałbym więc skłamać, by coś takiego wskazać. Jedynym minusem było to, że niektórzy poukręcali sobie w quadach ośki, pozrywali sobie zawieszenie czy zrobili kilka dziur w plastikach jadąc na pełnym gazie przez zarośla...

— ...w tym sporcie to norma.

— Dokładnie. Przyznam, że - przed tą pilotażową edycją - "w ciemno" bralibyśmy wynik, w którym udałoby się zrealizować 80 procent założeń. Wyszło dużo lepiej, niż zakładaliśmy. I to w tych najbardziej optymistycznych wersjach.

— Niektórzy przyjechali do was specjalnie z Krakowa, by się wymordować i wytarzać w błocie. Quadowcy nie są normalnymi ludźmi, prawda?
— No co zrobisz, skoro wszystkie drogi prowadzą do Orzysza (śmiech)? Faktycznie, nie są normalni. Ale w takim pozytywnym sensie. Zazwyczaj to po prostu ludzie z ogromną pasją, chętni do poświęceń. Naszym atutem i "magnesem" niewątpliwie jest teren.

— Wielu wskazywało na sąsiedztwo poligonu. Mało który "cywilny" organizator może wpuścić quady tam, gdzie zazwyczaj jeżdżą czołgi.
— Z poligonu tym razem nie mogliśmy korzystać. Trasa prowadziła jednak w całości przez teren powojskowy. Obszar dość niewielki, ale wręcz najeżony utrudnieniami. Kiedyś były w tym miejscu składy wodoru i amunicji, stąd szereg naturalnie usypanych przeszkód. Daje to dużo możliwości, bo można sprawdzić zawodników praktycznie na każdej płaszczyźnie. Dla przykładu: w danym miejscu jest głębokie bagno, a za chwilę "szybki" odcinek szutrowy. Takie skumulowanie różnych przeszkód w jednym miejscu jest atrakcyjne szczególnie dla widzów. Nie muszą biegać kilometrów, by zobaczyć jak radzą sobie na poszczególnych etapach uczestnicy.

Obrazek w tresci

— Naszym atutem i "magnesem" jest teren — mówi Krzysztof Roszko, prezes Squadu Inicjatyw Polany Kultury w Orzyszu

— Czego szczególnie obawialiście się przed inauguracją?
— Obawy miały charakter "etapowy". Najpierw martwiliśmy się o frekwencję. Wiadomo, pierwsza edycja, trzeba dopiero zapracować na zaufanie... Założyliśmy "optymistyczny" limit do 50 osób. Okazało się, że dość szybko chęć udziału zgłosiło 70 osób. Ostatecznie jednak nie wszyscy zdążyli przesłać komplet dokumentów, bo zapisy prowadziliśmy do 22 kwietnia. Niezbędne warunki zdążyło spełnić 47 zawodników. Wystartowało 46, ponieważ jeden z nich miał po drodze awarię.

— Czego obawialiście się później?
— Tego czy uda nam się sprawnie zliczać punkty, bo przy tak dość złożonej imprezie i frekwencji o potknięcia nietrudno. Cały czas obawialiśmy się też czy wszyscy dadzą radę pokonać przygotowane przez nas przeszkody. Sięgające ponad metr błoto potrafi czasem "łyknąć" quada, za co niektórzy czasem mają pretensje do organizatorów. Wzorem innych imprez zabezpieczyliśmy się więc odpowiednimi dokumentami, w tym ubezpieczeniem imprezy. Poza tym, dzięki świetnej współpracy ze Strażą Pożarną, na każdej przeszkodzie czekali przeszkoleni profesjonaliści (z odpowiednim wyposażeniem), będący w stałej gotowości do ruszenia z pomocą i zawodnikom, i ich maszynom.

— Jakiekolwiek lęki w trakcie samej imprezy?
— Wtedy to już tylko takie, by ktoś nie zaliczył brawurowej kraksy. Widać było jednak, że te ekipy, które przyjechały, nie bawiły się w ten sposób po raz pierwszy. Nie było nikogo, kto znalazłby się na liście "przez przypadek". Mieliśmy dużo szczęścia, że trafili nam się zawodowcy. Albo przynajmniej tacy uczestnicy, którzy po prostu potrafią dobrze jeździć.

— Odnotowaliście sukces i już teraz słychać, że kolejne odsłony mogą liczyć na znacznie lepszą frekwencję. Wspomniałeś jednak, że krucho z miejscem. Pomieścicie się?
— Przy dobrej komitywie z wojskiem? Bez żadnego problemu. Prawdziwy, wspólny chrzest bojowy przejdziemy z mundurowymi już 14 lipca. Dzień wcześniej rozpocznie się słynna Walka Czołgów, a przeprawa quadowa będzie w zasadzie drugim dniem tej imprezy. Tym razem będziemy mogli już korzystać z terenu poligonu.

— Wojsko wystawi swoich reprezentantów?
— To będzie jedna z kluczowych kwestii. Cywile będą mieli unikatową możliwość ścigania się z mundurowymi, którzy siedzieć będą na świetnych, "wojskowych" maszynach jak np. Polaris 800 czy Arctic Cat. Nie wiem czy gdziekolwiek za granicą była taka możliwość. W Polsce natomiast takowej z pewnością nie było. Sam jestem bardzo ciekaw jak potoczy się ta rywalizacja.

— Na ilu uczestników będziecie gotowi?
— Jeśli tylko dogadamy się co do poszerzenia terenu, to ok. 100. Właśnie o takiej liczbie rozmawialiśmy z burmistrzem.

— Jak układa się wam współpraca z lokalnymi władzami i wojskiem? Choć to pytanie, na które zazwyczaj nie warto odpowiadać szczerze...
— Czasem tak bywa, ale nie w tym przypadku. Szczerze, z ręką na sercu, jako prezes stowarzyszenia i pracownik Domu Kultury mogę stwierdzić, że współpraca przebiega wzorowo. Myślę, że dobrze się rozumiemy. Wszystkie pomysły, które mieliśmy jako stowarzyszenie, udało się zrealizować. Burmistrz wydaje się zresztą doskonale rozumieć temat quadów, o czym świadczy jego propozycja na zorganizowania toru właśnie w tej lokalizacji. Wcześniej myśleliśmy o kilku innych miejscach, ale gdy padła ta propozycja... Przyjechaliśmy, zobaczyliśmy i wniosek był jeden: "bomba".

— Ryzykowne słowo w pobliżu poligonu.
— No to strzał w dziesiątkę (śmiech). A co do wojska, to również od samego początku czujemy ich wsparcie. Co tu dużo mówić, bez wsparcia saperów - którzy m.in. użyczyli ciężkiego sprzętu - nie powstałby nawet ten tor. Sukces imprezy ma wielu ojców. Wojsko jest jednym z nich.

— Ilu członków liczy wasze stowarzyszenie?
— Ok. 50-60, musiałbym sprawdzić w dokumentach, bo szeregi stale się rozrastają. Od jakiegoś czasu nie zapisujemy już członków jako "zwyczajnych", a "wspierających".

— Walki Czołgów nie przyćmicie. Ale co z inną sztandarową orzyską imprezą, Biegiem Tygrysa? Jest szansa, by to wasza była wymieniana jako pierwsza w tym duecie?
— Myślę, że nie gra to większej roli. Ktoś, kto nie ma quada, a lubi biegać, i tak wybierze Bieg Tygrysa. A jeśli ktoś lubi się ścigać po trudnym terenie, to przyjedzie do nas. A jedni i drudzy, w większości miłośnicy militariów, przyjadą na Walkę Czołgów. To układ, w którym zwycięzcą jest każdy.

— Nuta rywalizacji jednak będzie.
— Jeśli już, to tylko i wyłącznie na płaszczyźnie reklamy, promowania imprezy. To jedyne takie pole, w którym można będzie stanąć w sportowe szranki. Promocyjnie skorzysta na tej "walce" cała gmina.

— Jak oceniacie swoje szanse?
— Po tej inauguracyjnej imprezie - choć nie chcę zapeszać - rokowania są bardzo dobre. Już teraz jesteśmy zasypywani pytaniami i prośbami o organizację edycji późnojesiennej (najwięcej wody i błota) albo zimowej (przeprawy przez głębokie zaspy). Biorąc poprawkę na to, że - nie licząc wsparcia finansowego od fundatorów nagród - na organizację wydaliśmy ok. 1800 zł...

— Serio? Przecież to koszt "kilku ulotek".
— Niby tak (śmiech). Patrząc przez pryzmat rozmachu, z jakim przebiegała impreza, to faktycznie bardzo nieduże środki. A to oznacza, że po prostu dobrze nimi gospodarujemy. Relacja między kosztami a korzyściami jest bardzo dobra. Aż strach pomyśleć co by było, gdybyśmy mieli większy budżet. Sama trasa byłaby pewnie dość podobna, jednak moglibyśmy więcej "wpompować" w promocję. A to by się na pewno zwróciło.

Obrazek w tresci

— Tyle, że wtedy to już byście się na tym torze nie pomieścili.
— Niekoniecznie. Bo co innego zawodnicy, a co innego kibice. A to o przyciągnięcie tych drugich głównie chodzi. Z zawodnikami nie przewidujemy już problemów. Pokazali, że można na nich liczyć. Zresztą... na torze może się ścigać ich 50, byleby oglądał ich poczynania ok. 2-tysięczny tłum. Kibice nie tylko podnosiliby rangę imprezy, ale i - nie ma się co oszukiwać - zostawiliby w Orzyszu pieniądze. Zjedliby coś z grilla, kupili pamiątki... 1 maja przewinęło się u nas ok. 600-700 kibiców. Choć nie wszyscy dotrwali do końca, bo nie każdy lubi i jest w stanie znosić przez kilka godzin ryk silników i sytuację, w której ponad 40 maszyn, na pełnym gazie, przejeżdża obok i pokrywa okolicę kurzem i błotem. To specyficzna impreza, trzeba to lubić.

— To fakt. Czysta nie jest.
— Tak też ją reklamowaliśmy. Uczuliliśmy wszystkich, by się odpowiednio przygotowali. Odpowiednia odzież, jakieś konkretniejsze buty... Bo przyjechać na ten teren w klapkach to samobójstwo.

— Czujecie się częścią marki "Orzysz - Wojskowa Stolica Polski"?
— Tak, oczywiście. Właśnie w tę stronę chcemy zresztą iść z organizacją. Zapotrzebowanie na taką tematykę było wśród przyjezdnych bardzo widoczne. Dla mieszkańców Orzysza czołg nie jest niczym nowym, praktycznie się wśród nich wychowali. Przyjezdni natomiast, od razu po zameldowaniu się u nas, pytali gdzie można takowy zobaczyć.

— Jest szansa, by ściągnąć je bezpośrednio na tor?
— Bardzo byśmy tego chcieli. I myślę, że to opcja możliwa do zrealizowania. Zawodnicy mogliby np. podczepiać wyciągarkę nie - jak wszędzie - o drzewo, a właśnie o czołg. Slalom, zamiast między drzewami, mógłby być i między czołgami. Jestem pewien, że zawodnicy - nawet kosztem końcowego wyniku - zsiadaliby z quadów, by zrobić sobie kilka zdjęć. Warto byłoby wtedy pomyśleć o montowaniu kamer na kaskach. Byłaby to samonapędzająca się reklama. A może udałoby się nawet poprowadzić trasę po czołgu...

— Quad czołgowi zaszkodzić nie jest w stanie.
— Zdecydowanie. Choć z jazdą po czołgu byłby problem ze względu na lufę. Trudno po niej jeździć. Ale może po jakimś PTS (gąsienicowy transporter pływający - przyp. K.K.)? Byłaby to świetna atrakcja, nigdzie tego jeszcze nie było. W grę wchodziłyby też zapewne przejazdy po mostach saperskich... Sąsiedztwo wojska daje potężny wachlarz możliwości. Myślę, że dysponując takimi przeszkodami spokojnie przebilibyśmy się do większości mediów w Polsce.

— Ile chcielibyście organizować imprez rocznie?
— Trzy imprezy w zupełności by wystarczyły. Nie ma sensu ryzykować "przesycenia". Quadowcy to ludzie potrzebujący adrenaliny. Wiesz, to typ ludzi: "w oczach ogień i śmierci nie ma". Gdyby przyjeżdżali za często, to nie bylibyśmy w stanie ich niczym zaskoczyć. Nie mogąc w krótkim czasie należycie zmodyfikować toru, zwyczajnie byśmy się im opatrzyli. Lepiej zrobić trzy imprezy, ale na naprawdę dobrym poziomie.


TRIUMFATORZY INAUGURACYJNEJ EDYCJI:
1. Piotr Mrozowski (840 pkt),
2. Mariusz Godlewski (820) pkt,
3. Tomasz Jóźwiak (755 pkt) i Mariusz Wójcicki (755 pkt).

:
Obrazek w tresci


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5