Strategiczna obrona Rosjan. "Utrzymują zdobycze, wywierają stałą presję na Ukrainę i sojuszników, mają czas na przestawienie gospodarki"
2023-11-10 15:27:34(ost. akt: 2023-11-10 15:29:26)
Tygodnik The Economist zbudował specjalny model pozwalający śledzić intensywność walk na Ukrainie. Na podstawie wszystkich dostępnych zdjęć i obserwacji satelitarnych, a także przy użyciu specjalnego programu używanego wcześniej przez NASA, sztuczna inteligencja liczy pożary po obu stronach frontu. Przy czym oddziela te, które mają „pierwotny” charakter, czyli są świadectwem ostrzału od wtórnego (trafienie w cel).
Walki na Ukrainie zamarły?
Oczywiście obserwacje są dostępne tylko wówczas kiedy pokrywa chmur umożliwia rejestrację, ale mamy do czynienia z pewnym modelem mającym ukazać dynamikę tego, co dzieje się na froncie, a nie po aptekarsku obliczyć wszystkie salwy. Na postawie tych danych zbudowany został wykres, który pokazuje, że obecnie mamy do czynienia w praktyce z zamarciem walk. Nie oznacza to, że na froncie nic się nie dzieje, nadal aktywne są mniejsze grupy, które głównie przemieszczają się pieszo i niewykluczone, że ta sytuacja się zmieni, ale jeśli chodzi o zaangażowanie ciężkiego sprzętu i pojedynki artyleryjskie, to - zdaniem ekspertów The Economist - wyraźnie widać spadek aktywności. Najprawdopodobniej, jak zauważają, obydwie strony mają problemy amunicyjne, co może się zmienić, kiedy Rosjanie zaczną dostarczać na front to, co przysłał im w ostatnim czasie północnokoreański reżim.
A co z Ukrainą? Tu sytuacja nie jest tak różowa. Sabrina Singh, zastępczyni rzecznika Pentagonu powiedziała niedawno, że Stany Zjednoczone wykorzystały już 95 proc. z przyznanego administracji przez Kongres pakietu 62,3 mld dolarów z przeznaczeniem na pomoc dla Kijowa, co jej zdaniem spowoduje, że „pakiety” dla Ukrainy będą nadal wysyłane, ale po prostu ulegną zmniejszeniu. Oczywiście do momentu, kiedy znów Białemu Domowi uda się przełamać opory Republikanów w Izbie Reprezentantów. Ostatnie apele ukraińskiego ministerstwa obrony, którego przedstawiciel na spotkaniu z przebywająca w Kijowie delegacją parlamentarzystów z Francji, zwrócił się o zwiększenie dostaw amunicji, zdają się potwierdzać, że mamy do czynienia z coraz bardziej odczuwalnymi jej brakami.
Z tego nie można wyciągać wniosku, jak nieraz u nas pochopnie się czyni, że lada moment załamią się ukraińskie linie, a Rosjanie odzyskają inicjatywę operacyjną. To może się lokalnie stać, np. pod Donieckiem, ale póki co, jakichś większych zmian nie widać.
Co mówią rosyjscy eksperci?
Jak można zatem scharakteryzować obecną sytuację, zarówno pod względem wojskowym, jak i strategicznym? Oddajmy głos ekspertom rosyjskim. Sergiej Poletajew w portalu periodyku Rossija v globalnoj politikie zamieścił interesującą analizę. Warto ją poznać nie tylko po to, aby zrozumieć, jak myślą Rosjanie, ale również dlatego, że na tej podstawie łatwiej przyjdzie nam zrozumieć w jakiej fazie wojny się znajdujemy.
Rosyjski ekspert zaczyna opis sytuacji od postawienia ciekawej tezy. Jego zdaniem, zatrzymanie ukraińskiego kontruderzenie jest „największym sukcesem” rosyjskich sił zbrojnych od momentu przeprowadzenia w 1945 roku tzw. Operacji Mandżurskiej. Nie ma znaczenia to, że nie jest to zwycięstwo efektowne z wojskowego punktu widzenia, bo Rosjanie wygrali dzięki dobrze zaplanowanemu i skonstruowanemu systemowi obrony, co innego jest w tym przypadku ważne. Otóż, jak pisze: „rozbiliśmy zamysły wroga”. Chodzi o to, że oczekiwania po stronie Ukrainy, również Zachodu, po zeszłorocznych sukcesach pod Charkowem i Chersoniem, były znacznie większe. Co prawda, byli sceptycy w rodzaju generała Milley’a, który przestrzegał przed hurraoptymizmem, ale nikt ich nie słuchał. Jeszcze wczesnym latem wszyscy wierzyli na Zachodzie w to, że przełamanie nastąpi lada moment, siły ukraińskie co najmniej zdobędą Tokmak, a może nawet dotrą do Morza Azowskiego. Nic takiego się nie stało i to zmienia sytuację strategiczną. Jak pisze, „teraz, pięć miesięcy później, jest już jasne: to nie zachodnie czołgi płonęły na polach minowych pod Rabotino – płonął zasadniczy plan militarnej porażki Rosji z rąk ukraińskiej armii”. Dzisiaj, ale również w dającej się przewidzieć perspektywie wojskowe zwycięstwo nad Rosją nie jest możliwe. Ukraina nie dysponuje odpowiednimi ku temu zasobami demograficznymi, Zachód musiałby dostarczyć znacznie więcej sprzętu i amunicji ale również „nauczyć” Ukraińców, jak się prowadzi wielodomenowe operacje, w których zaangażowane są znaczne siły. Na to wszystko potrzeba czasu, więc dzisiaj, ze strategicznego punktu widzenia, przeciwnicy Rosji mają do wyboru: albo zaczynać wszystko od nowa i w związku z tym przygotować się na długotrwałą wojnę, albo przemyśleć swe cele i być może wejść na ścieżkę negocjacji.
Problem Zachodu
Rosja też, w związku z tym, co się dzieje na froncie, nie jest w korzystnej sytuacji. Z faktu, że ukraińscy dowódcy nie umieją planować i realizować wielodomenowych operacji nie wynika wcale, że Rosjanie to potrafią. W gruncie rzeczy, jak zauważa Poletajew, obie walczące ze sobą armie są do siebie podobne, co doprowadziło do sytuacji, że wojna przypomina sumę pojedynków na szczeblu taktycznym, w których zaangażowane są relatywnie niewielkie siły. Rosjanie też tego nie potrafią, ale wojna pozycyjna na wyniszczenie sił działa, ze względu na większy potencjał, na korzyść Moskwy. Problem, jak uważa rosyjski ekspert. ma Zachód. Przede wszystkim z tego powodu, że „utrzymanie” Ukrainy kosztuje od 250 do 350 mln dolarów dziennie. Na marginesie warto zauważyć, że liczby te dotyczą zarówno kosztów prowadzenia wojny, jak i funkcjonowania państwa ukraińskiego. Bezpośrednia kontrybucja Zachodu jest nieco mniejsza (na cele cywilne planuje się w przyszłym roku przekazanie Ukrainie ok. 42,8 mld dolarów), ale generalnie te szacunki nie są odległe od prawdy. Oznacza to, że wojna jest droga, nie tyle w porównaniu do całościowych możliwości państw wspierających Ukrainę, co biorąc pod uwagę relację nakłady – efekty. Przy tym poziomie zaangażowania ekonomicznego Zachodu Ukraina wojny nie wygra. Wzrost pomocy jest zatem warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym, bo losy tegorocznej ofensywy dowiodły, że nie ma pewności, że rosyjskie linie uda się przełamać. A zatem państwa wspierające Ukrainę stają właśnie przed trudnym pytaniem o charakterze strategicznym – czy zaangażować się w wojnę bardziej, czy może myśleć o jej zakończeniu.
Rosjanie, zatrzymując uderzenie strony ukraińskiej, otworzyli sobie „okno możliwości”, ale czy będą w stanie tę sytuację wykorzystać? Wątpliwe - tak uważa Poletajew. Przede wszystkim z tego powodu, że korpus oficerski nie umie walczyć w wojnie takiej jak na Ukrainie, z długą, ciągnącą się na 1000 km linią frontu. Aby myśleć o przełamaniu, trzeba operować „masą”, dużymi związkami taktycznymi wspieranymi z powietrze, wody etc. A Rosjanie, podobnie jak chyba wszystkie armie świata, przygotowywali swoich oficerów do zupełnie innego modelu wojny. Konflikty miały być krótkie, a walczące siły relatywnie małe, dlatego wprowadzono strukturę grup batalionowych, które jeszcze na dodatek, dzięki zmianom w systemie łączności, miały być bezpośrednio dowodzone. System dowodzenia przy takim podejściu podlegał spłaszczeniu, co w konsekwencji powodowało, że nie szkolono oficerów średniego szczebla w zakresie samodzielnego prowadzenia operacji, a dowódców w sztabach operowania wielkimi siłami. Operowanie masą wymaga zupełnie innych zdolności dowódczych, inaczej wygląda planowanie operacji, jej zaopatrywanie, nie mówiąc już o walce. Tego na dobra sprawę nikt dzisiaj nie potrafi, Rosjanie nie są wyjątkiem. To oznacza, że mając na froncie wielką armię, z punktu widzenia dowódczego, walczy się tak, jakby dysponowało się małymi, co najwyżej batalionowymi siłami, a często nawet zdolność prowadzenia operacji zredukowana jest do poziomu kompanii, czy plutonu. „Rezultatem są siły lądowe – argumentuje Poletajew - składające się z nieskończonej liczby rozproszonych jednostek, niezdolnych do połączenia się w większe formacje; przynależność tych jednostek do brygad i korpusów jest, można by rzec, nominalna”.
A to ułatwia zadanie broniącym się, po obu zresztą stronach, zwłaszcza jeśli dysponują zaawansowanymi systemami inżynieryjnego ukształtowania pola walki. Jest on jednak przekonany, że rosyjska armia „znajdując się w strategicznej obronie” wygrywa dla siebie czas niezbędny zarówno po to, aby się uczyć, jak również, aby gospodarka kraju weszła na nowy poziom jeśli chodzi o produkcję dla wojska. Z faktu, że strona ukraińska nie jest w stanie przełamać rosyjskich linii, wywodzi on także, że czas pracuje na korzyść Moskwy. Kataklizm na linii frontu nie nastąpi, trzeba wykazać się cierpliwością i czekać na pierwsze pęknięcia w obozie sojuszniczym Ukrainy.
Cele strategiczne Rosji
Poletajew formułuje też ciekawą opinię na temat rosyjskich celów strategicznych w tej wojnie. Otóż jego zdaniem, powołuje się zresztą na wypowiedzi Putina, konflikt nie wybuchł z powodu walki „o ziemię”. Moskwa nie ma zamiaru ustępować z zajętych terenów, ale nie jest to sprawa fundamentalnej, a raczej taktycznej natury. Zasadniczym celem jest co innego. Chodzi o to, aby uniemożliwić „przekształcenie Ukrainy w taran Zachodu przeciw Rosji”. Można to zrealizować na dwa sposoby. Powoli, tak jak Rosja to obecnie robi, czyli niszcząc demograficzny i ekonomiczny potencjał sąsiedniego państwa, destruując państwo ukraińskie, lub szybciej, co jednak wymaga negocjacji i gotowości obu (Zachodu i Ukrainy) stron, aby zaakceptować nowy status. Niewykluczone, że po to, aby rozpocząć negocjacje, będzie musiała nastąpić zmiana polityczna w Kijowie i Zełenskiego zastąpi polityk bardziej skłonny do rozmów. Niejasne, a przynajmniej niedoprecyzowane są też dzisiaj cele Rosji. Kalkulację strategiczną musi również przeprowadzić Zachód, bo z jego perspektywy wojnę można kontynuować tak długo, jak „Ukraina ma jeszcze jakąś wartość”. W momencie, kiedy przekształci się w zniszczone państwo dalsze wspieranie Kijowa i kontynuowanie walki traci sens. Choćby z tego względu, że jej odbudowa będzie zbyt droga. Oczywiście rosyjski ekspert ma na myśli perspektywę Zachodu, bo myślenie obywateli Ukrainy może wyglądać zupełnie inaczej. Scenariusz rozmów jest obecnie, w jego opinii, mało prawdopodobny, a przynajmniej nieprędki. Jednak stabilizacja na froncie i przejście Rosji do „strategicznej obrony” jest tym, co Moskalom wystarcza, utrzymują zdobycze, wywierają stałą presję na Ukrainę i sojuszników, mają czas na przestawienie swojej gospodarki zarówno na cele wojenne, jak i relacje z globalnym południem. Mogą, w opinii rosyjskiego eksperta, czekać.
Marek Budzisz
Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez![FB](/i/icons/fb.png)