Pierwsza godzina poranka
2023-08-20 08:38:11(ost. akt: 2023-08-20 08:40:54)
Tekst ten piszę w murach pięknego, starego klasztoru, gdzie, jak można się domyślać, jego stali mieszkańcy żyją określonym rytmem, wyznaczonym godzinami wczesnego wstawania, modlenia się, porami zajęć, zjadania posiłków, odpoczynku. I wydaje się – przynajmniej mnie – że udaje się im zrobić w ciągu dnia znacznie więcej, niż robimy to my, świeccy, którzy sami dysponujemy własnym czasem, podchodząc do niego bardziej liberalnie, a czasami nawet lekkomyślnie. Oczywiście, jest to tylko wrażenie, bo czas dla wszystkich jest taki sam. Ale skąd bierze się takie poczucie, że choćby tu, gdzie obecnie jestem, czas płynie inaczej, że jest wydajniej zagospodarowany? W czym tkwi ten sekret?
Wyobraźmy sobie typowe poranne godziny wielu ludzi. Ostry sygnał budzika. Pierwszy sygnał, drugi, a może i trzeci alarmu, który dziś najczęściej nastawiamy sobie w komórkach. Przeszywająca świadomość, że to już. Ledwo położyliśmy się spać, a tu trzeba wstawać. Kiedy minęły te godzin snu…? Zdecydowanie za krótkie. Czasami ściągamy się spod kołdry i wychodzimy do łazienki, aby po chwili znów wrócić do łóżka, choćby na pięć minut, bo nie chce się wstawać. Stajemy się od momentu otwarcia oczu jacyś tacy rozmemłani, niepozbierani, niezintegrowani. Zaczynamy być źli na siebie. Postanawiamy, że jutro się wyśpimy, bo dziś pójdziemy wcześniej spać, ale to dziś nigdy nie nadchodzi. Bo złe nawyki są silne, są zakorzenione. O nawyku starożytni mówili, że „consuetudo est altera natura” (przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka). No więc sytuacja się powtarza – chodzimy późno spać, i rano trudno nam wstać. Większość z nas zna ten stan. Od młodych po starych. Czasami tylko ludzie w bardzo podeszłym wieku lub chorzy kładą się wcześniej i wstają bardzo rano, ale też często się budzą, ich sen jest krótki i przerywany, i bywają często niedospani. Potem toaleta, szybkie śniadanie – albo i nie. I wzbierający lęk przed dniem, w którym jest całe mnóstwo obowiązków, zadań, celów do realizacji, z którymi trzeba się zmierzyć. A są też takie, które są trudne, wymagające ogromnego wysiłku, lub nużące. Do tego trzeba też zająć się domownikami. Ci, którzy mają dzieci, wiedzą, jak takie poranki wyglądają, gdy na styk trzeba wszystko zrobić, aby zdążyć. Złość i przerażenie narastają, pojawia się zły humor, zniechęcenie, poczucie powtarzanego bezsensu. Przypominamy sobie wtedy amerykańskie filmy, na których widzimy okrągły stół, zastawiony śniadaniem koniecznie z sokiem pomarańczowym, rodziców pięknie ubranych, matkę umalowaną i uczesaną, gdy zasiadają do tego stołu zrelaksowani, jedzą śniadanie z uśmiechem i spokojem, rozmawiają, potem życzą sobie dobrego dnia i rozjeżdżają się w pokoju, radośni gotowi do przeżycia kolejnego dnia. Myślimy wtedy, że reżyser nie widział naszych poranków i po prostu nie zna życia. I pytamy siebie, czy to jest w ogóle możliwe.
Nie dać się przytłoczyć
Jedna z moich ulubionych świętych – św. Teresa Benedykta od Krzyża, w świecie znana jako Edyta Stein, filozof i karmelitanka, pisała tak: „Rano, gdy budzimy się, usiłują nas zaraz przytłoczyć obowiązki i rozmaite troski, jeśli nie odebrały nam już nocnego spokoju. Powstaje trwożliwe pytanie: jak w ciągu jednego dnia uporać się z wszystkimi kłopotami, kiedy wykonać to, a kiedy tamto, w jaki sposób zabrać się do tego czy tamtego? Ma się ochotę zerwać i natychmiast pobiec do pracy”. Widzimy więc, że trudne poranki to doświadczenie uniwersalne, znane także i świętym. Jednakże Edyta dodaje, jak można sobie pomóc w takiej sytuacji: „Lecz właśnie wtedy trzeba chwycić cugle i powiedzieć sobie: spokojnie! Teraz nic nie może zakłócić mi spokoju, gdyż pierwsza godzina poranna należy do Pana. Dopiero z Jego pomocą wykonam zadanie, jakie na mnie nakłada”.
To kluczowe zdanie: „Pierwsza godzina poranna należy do Pana” zapisane przez Edytę poznałam wiele lat temu w trakcie rekolekcji w mojej rodzinnej parafii, gdy głosił je o. Świerad Pettke ze Zgromadzenia Braci Pocieszycieli z Getsemani. Pamiętam, że po usłyszeniu tych słów odnalazłam ów przytoczony powyżej tekst, który był dla mnie konkretną wskazówką, jak sobie radzić z wieloma trudnymi dniami, powinnościami, wręcz wojskowym drylem, który musiałam narzucić sobie przez wiele lat, aby sprostać moim ówczesnym obowiązkom. W tych prostych słowach tkwi bowiem tajemnica dobrze wykonywanych planów dnia i całego rytmu dobowego życia, pracy i odpoczynku wielu pokoleń mnichów i mniszek, zakonników i sióstr zakonnych, a także rozmaitych osób, które w życiu odnosili prawdziwe sukcesy.
To kluczowe zdanie: „Pierwsza godzina poranna należy do Pana” zapisane przez Edytę poznałam wiele lat temu w trakcie rekolekcji w mojej rodzinnej parafii, gdy głosił je o. Świerad Pettke ze Zgromadzenia Braci Pocieszycieli z Getsemani. Pamiętam, że po usłyszeniu tych słów odnalazłam ów przytoczony powyżej tekst, który był dla mnie konkretną wskazówką, jak sobie radzić z wieloma trudnymi dniami, powinnościami, wręcz wojskowym drylem, który musiałam narzucić sobie przez wiele lat, aby sprostać moim ówczesnym obowiązkom. W tych prostych słowach tkwi bowiem tajemnica dobrze wykonywanych planów dnia i całego rytmu dobowego życia, pracy i odpoczynku wielu pokoleń mnichów i mniszek, zakonników i sióstr zakonnych, a także rozmaitych osób, które w życiu odnosili prawdziwe sukcesy.
Żadnego żegnania się z poduszką
Oczywiście pełna godzina poświęcona Bogu na początku dnia to rzadkość dla świeckich, jak i dla pewnej grupy osób duchownych. Realnie mało kto może, dziś w tym pędzącym świecie, pozwolić sobie na taki luksus. Chodzi raczej o poświęcony Bogu czas tuż po przebudzeniu. Ta godzina to może być tylko pięć minut – choćby dla zapracowanych rodziców, czy osób, które świtem zaczynają swoją pracę – poświęconych na zawierzenie siebie, swoich obowiązków, swojej rodziny, tego konkretnego dnia Bogu i Maryi. Może to być nawet pierwszy gest, który wykonamy w skupieniu, wstając z łóżka, jak znak krzyża świętego zrobiony na sobie, ale w skupieniu, z głębokim namysłem. Nie może to być tylko machnięcie ręką i wymamrotanie formułki.
Ważny jest też sam moment wstania. Ks. Eugeniusz Derdziuk, egzorcysta z diecezji zamojsko-lubaczowskiej twierdzi, że najlepszym sposobem, jakiego nauczono go już w seminarium, jest natychmiastowe wstanie po pierwszym dzwonku nastawionego budzika. Nogi na podłogę, żadnego żegnania się z poduszką, żadnej dyskusji z samym sobą, z własnymi myślami o trudnościach dnia, chęciami poleżenia i chowania się pod kołdrę. Zamiast tego ks. Eugeniusz poleca właśnie zrobienie znaku krzyża świętego, zawierzenie siebie Jezusowi i Jego Matce, choćby przez zmówienie modlitwy „Pod Twoją obronę”. Warto w tym miejscu przypomnieć słowa, jakie Alicja Lenczewska zanotowała w swoich duchowych zapiskach: „gdy ogarnia cię ciemność i ucisk w duszy, odmawiaj natychmiast «Pod Twoją obronę», bo to jest egzorcyzm. I zachowaj pokój, wiedząc, że twój ból i umęczenie rodzą wielkie dobro, i że są błogosławieństwem dla wielu dusz, a zwłaszcza tych, za których się wstawiasz i zobowiązałaś”. „Pod Twoją obronę” to bardzo stara antyfona chrześcijańska do Matki Jezusa, która – jak udowadniają odkrycia archeologów – funkcjonowała w Kościele już w połowie III w. i została zatwierdzona przez papieża Benedykta XIII w 1724 r.
Ważny jest też sam moment wstania. Ks. Eugeniusz Derdziuk, egzorcysta z diecezji zamojsko-lubaczowskiej twierdzi, że najlepszym sposobem, jakiego nauczono go już w seminarium, jest natychmiastowe wstanie po pierwszym dzwonku nastawionego budzika. Nogi na podłogę, żadnego żegnania się z poduszką, żadnej dyskusji z samym sobą, z własnymi myślami o trudnościach dnia, chęciami poleżenia i chowania się pod kołdrę. Zamiast tego ks. Eugeniusz poleca właśnie zrobienie znaku krzyża świętego, zawierzenie siebie Jezusowi i Jego Matce, choćby przez zmówienie modlitwy „Pod Twoją obronę”. Warto w tym miejscu przypomnieć słowa, jakie Alicja Lenczewska zanotowała w swoich duchowych zapiskach: „gdy ogarnia cię ciemność i ucisk w duszy, odmawiaj natychmiast «Pod Twoją obronę», bo to jest egzorcyzm. I zachowaj pokój, wiedząc, że twój ból i umęczenie rodzą wielkie dobro, i że są błogosławieństwem dla wielu dusz, a zwłaszcza tych, za których się wstawiasz i zobowiązałaś”. „Pod Twoją obronę” to bardzo stara antyfona chrześcijańska do Matki Jezusa, która – jak udowadniają odkrycia archeologów – funkcjonowała w Kościele już w połowie III w. i została zatwierdzona przez papieża Benedykta XIII w 1724 r.
Ty się tym zajmij
Ksiądz Eugeniusz dodaje, że rano trzeba też pamiętać o tym, że staję w obecności Boga, który patrzy na mnie, zwraca się do mnie czule i mówi: „moje kochane dziecko, posyłam cię, idź pracuj, służ, rozwijaj swoje talenty. I pamiętaj, że nie jesteś sam”.
Dobrze też jest trwać przy Bogu, uczestnicząc w Eucharystii, ale łaską jest codzienna na niej obecność. Nie każdy może sobie na to pozwolić. Przy Bogu, w zabieganym dniu, można być też sercem, pamiętając, że wykonywana praca, służenie innym, codzienna troska, zakupy, sprzątanie, dbanie o rodzinę jest też formą modlitwy. Warto też od rana nauczyć się odmawiać krótkie akty strzeliste: „Jezu, ufam Tobie”, „Jezu, Ty się tym zajmij”, „Jezu, kocham Cię”, „Ave Maria” i wiele innych.
Ksiądz Dolindo w kontekście ludzkich niepokojów, które atakują nas już od rana, odbierając niejednokrotnie chęć do życia, pisał: „Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje pożądany przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje. Zawierzenie Mnie nie oznacza zadręczania się, wzburzenia, rozpaczania, a później kierowania do Mnie modlitwy pełnej niepokoju, bym nadążał za wami; zawierzenie to jest zamiana niepokoju na modlitwę. Zawierzenie oznacza spokojne zamknięcie oczu duszy, odwrócenie myśli od udręki i oddanie się Mnie tak, bym jedynie Ja działał, mówiąc Mi: Ty się tym zajmij. Oprzyjcie się na Mnie, wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na moją miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: „Ty się tym zajmij”, Ja w pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę. A kiedy muszę was wprowadzić w życie różne od tego, jakie wy widzielibyście dla siebie, uczę was, noszę w moich ramionach, sprawiam, że jesteście jak dzieci uśpione w matczynych objęciach. To, co was niepokoi i powoduje ogromne cierpienie, to wasze rozumowanie, wasze myślenie po swojemu, wasze myśli i wola, by za wszelką cenę samemu zaradzić temu, co was trapi. Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami, w Duszy: «Jezu, Ty się tym zajmij!». Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość”.
Dobrze też jest trwać przy Bogu, uczestnicząc w Eucharystii, ale łaską jest codzienna na niej obecność. Nie każdy może sobie na to pozwolić. Przy Bogu, w zabieganym dniu, można być też sercem, pamiętając, że wykonywana praca, służenie innym, codzienna troska, zakupy, sprzątanie, dbanie o rodzinę jest też formą modlitwy. Warto też od rana nauczyć się odmawiać krótkie akty strzeliste: „Jezu, ufam Tobie”, „Jezu, Ty się tym zajmij”, „Jezu, kocham Cię”, „Ave Maria” i wiele innych.
Ksiądz Dolindo w kontekście ludzkich niepokojów, które atakują nas już od rana, odbierając niejednokrotnie chęć do życia, pisał: „Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje pożądany przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje. Zawierzenie Mnie nie oznacza zadręczania się, wzburzenia, rozpaczania, a później kierowania do Mnie modlitwy pełnej niepokoju, bym nadążał za wami; zawierzenie to jest zamiana niepokoju na modlitwę. Zawierzenie oznacza spokojne zamknięcie oczu duszy, odwrócenie myśli od udręki i oddanie się Mnie tak, bym jedynie Ja działał, mówiąc Mi: Ty się tym zajmij. Oprzyjcie się na Mnie, wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na moją miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: „Ty się tym zajmij”, Ja w pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę. A kiedy muszę was wprowadzić w życie różne od tego, jakie wy widzielibyście dla siebie, uczę was, noszę w moich ramionach, sprawiam, że jesteście jak dzieci uśpione w matczynych objęciach. To, co was niepokoi i powoduje ogromne cierpienie, to wasze rozumowanie, wasze myślenie po swojemu, wasze myśli i wola, by za wszelką cenę samemu zaradzić temu, co was trapi. Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami, w Duszy: «Jezu, Ty się tym zajmij!». Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość”.
Radujmy się i weselmy z każdego dnia
Jeśli rano będziemy pamiętać o tych słowach, korzystać z tych wskazówek, to z pewnością dzień osób wierzących będzie zupełnie inny. A każdy będzie mógł powiedzieć: „Oto dzień, który Pan uczynił, weselmy się i radujmy się w nim” (Psalm 118,24). Jak bowiem podkreśla Aksel J. Smith: „każdy dzień jest bowiem wielkim i wspaniałym darem od Boga, z nową łaską i nowymi możliwościami”. Mamy przecież tylko dzień dzisiejszy i nie powinniśmy się martwić o dzień jutrzejszy – mówi Jezus. Chociaż wcześniej, pod każdym względem było źle, to dzisiaj może być całkowicie coś nowego i wspaniałego. Jeżeli jest coś z przeszłości, co dręczy nasze sumienie, to mamy bogatą łaskę i moc, by dzisiaj to uporządkować. A więc, tak jak Słowo mówi: radujmy się i weselmy z każdego dnia. To Pan go uczynił i zaplanował dla nas. On jest wierny i troszczy się o to, abyśmy dzisiaj nie byli kuszeni i próbowani ponad nasze siły. On daje wyjście z pokus, abyśmy potrafili je znieść (I List do Koryntian 10,13). I wiemy, że dzisiaj wszystkie rzeczy służą nam ku najlepszemu (List do Rzymian 8,28). Dobre uczynki są dzisiaj dla nas przygotowane i otrzymamy bogatą łaskę i moc, aby w nich chodzić (List do Efezjan 2,10).
Mamy zatem nauczyć się liczyć nasze dni i żyć tak, jakby każdy dzień był tym ostatnim, ciesząc się z każdego darowanego poranka i oddając go Bogu.
Mamy zatem nauczyć się liczyć nasze dni i żyć tak, jakby każdy dzień był tym ostatnim, ciesząc się z każdego darowanego poranka i oddając go Bogu.
Zdzisława Kobylińska
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez