"Od 30 lat jestem trzeźwy". Marek opowiada o swoim pijanym i trzeźwym życiu, o wzlotach i upadkach
2022-07-17 17:30:00(ost. akt: 2022-07-15 19:33:20)
Pił 16 lat, od 30 nie wziął alkoholu do ust. Marek opowiada o swoim pijanym i trzeźwym życiu, o wzlotach i upadkach. Przede wszystkim o tym, jak cienka jest granica i prosta droga do uzależnienia. I jak szybko człowiek może dosięgnąć dna… — Miałem już dość mojego pijanego życia, nie mogłem patrzeć na siebie, chciałem żyć normalnie, godnie — tłumaczy.
— Sam kiedyś byłem na tak zwanym „zakręcie” i kiedy sięgam pamięcią w swoją przeszłość, nie zawsze jestem dumny z tego, co robiłem i jaki byłem — mówi Marek Waliszewski ze Świętajna w powiecie szczycieńskim. — Dziś jednak jestem dumny z siebie, z tego, że się nie poddałem, że zawalczyłem o swoje życie i że od 30 lat nie wziąłem alkoholu do ust.
Marek sięgnął po alkohol jeszcze w szkole podstawowej. Miał 14 lat. Nie pił sam, większość kolegów piła, więc nie widział w tym niczego złego. Zaczęło się od piwa, potem było wino, a jak starczało pieniędzy, to coś mocniejszego. Świat nabierał po pijaku innych barw, a problemy wydawały się mniejsze.
— Miałem 7 lat, kiedy zmarł mój tata. To była dla mnie tragedia. Zabrakło kochanego człowieka, osoby, która była dla mnie wzorem — opowiada. — Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego ojca już nigdy nie zobaczę. Wewnątrz mnie bardzo długo tkwił smutek. Miałem żal, że większość moich kolegów ma ojców, z którymi mogą pograć w piłkę, pójść na ryby czy po prostu razem naprawić rower. Kiedy piłem, nie myślałem już o tym. Kochałem od dziecka piłkę nożną i tylko gra na boisku pozwalała mi o wszystkim zapomnieć. A po każdym meczu, wygranym czy przegranym, trzeba było się napić.
Z każdym rokiem Marek pił coraz więcej. Nawet kolejna ogromna tragedia nie spowodowała, że alkohol przestał „gościć” w jego życiu. Miał 19 lat, kiedy jego mama popełniła samobójstwo. To był kolejny cios. I choć Marek nie chciał przyznać się przed sobą, ta strata bardzo go zabolała. Matka to przecież najważniejsza osoba w życiu człowieka. Bywało różnie, ale sercem każdego domu jest właśnie matka. Marek wraz z siostrami został sam w domu. Każdy kąt przypominał mu o bliskich, którzy tak szybko odeszli…
— Było trudno. Nie było już w moim życiu tych najważniejszych osób — wspomina. — Niejednokrotnie człowiek w samotności płakał z bezsilności i żalu. A gdy samotność doskwierała, zawsze znalazł się ktoś chętny do wypicia. Alkohol zawładnął moim życiem. Nic już nie było ważne, tylko on.
Przez 16 lat Marek pił. Raz więcej, raz mniej. Nigdy jednak nie myślał o sobie jak o alkoholiku. Dopiero w 1992 roku podczas imprezy nad jeziorem stało się coś, co zmieniło jego dotychczasowe życie. Pod wpływem alkoholu wszedł do wody i wypadki potoczyły się tak szybko, że nic nie pamięta.
— Ocknąłem się na brzegu jeziora, nie wiem, kto mnie wyciągnął. Karetka zabrała mnie do szpitala, w którym spędziłem ponad miesiąc. Źle się czułem. To wtedy pojawiła się myśl, że nie będę już pił. Tak naprawdę to trzy razy udało mi się uciec śmierci „spod kosy”. Miałem dość mojego pijanego życia, nie mogłem patrzeć na siebie, chciałem żyć normalnie, godnie. Dosięgnąłem swojego dna — mówi. — Zacząłem chodzić na długie spacery, poszedłem do pracy i starałem się nie zwracać uwagi na otoczenie. Siłę znalazłem przede wszystkim w wierze. Chodziłem do kościoła, wsłuchiwałem się w kazania i szukałem wskazówek, jak żyć bez nałogu. Przechodziłem przez to wszystko po to, aby móc w pełni zrozumieć ogrom zniszczeń, jakie zasiał alkohol w moim życiu. Wtedy naprawdę wiele sobie uświadomiłem, dużo chciałem zmienić, ale do zmiany musiałem być w pełni trzeźwy i kontrolować swój nałóg. Na samym początku trudno było się przyznać do tego, że jest się kimś innym. W głębi duszy do mnie wcześniej już docierało, że jest jakiś problem, że coś jest ze mną nie tak. Ale nie dopuszczałem tego, że jawnie się przyznam innym, bliskim czy dalszym osobom, że wtedy, w tym czasie, w moim mniemaniu, jestem inny i słabszy. Tu jest taka sprawa, że do tej choroby dochodzi ego, gdzie trudno się przyznać do popełnionych błędów, do tego, że akurat mnie to spotkało. Na samym początku ciągle miałem wyrzuty, dlaczego akurat ja, czemu nie mogło się to przytrafić komuś innemu, czemu to mnie zwalił się świat na łeb, czemu wszystko było beznadziejne. Przełamanie się było dla mnie najtrudniejsze. Miałem lęk przed pierwszym kieliszkiem, bo to nie ostatni szkodził, tylko teraz wiem, że ten pierwszy, po który sięgałem i który mnie napędzał do picia. Uchwyciłem się pewnych rzeczy, które pomagały mi o tym nie myśleć. Zaczynałem skupiać się na czymś innym. Chodziłem na grupy wsparcia, na indywidualne spotkania i spotkania z niepijącymi alkoholikami. Zawsze miałem kontakt z czymś, co mi pomagało w trzeźwieniu. Chciałem udowodnić sobie, że coś potrafię, że mogę i chcę. To popychało mnie do przodu. Nie było łatwo, ale wytrwałem.
Marek nie pije już 30 lat.
25-lecie trzeźwości obchodził w sanktuarium maryjnym w Licheniu Starym, gdzie odbywają się Ogólnopolskie Spotkania Środowisk Trzeźwościowych. Każdego roku w takim „Mityngu pod gwiazdami” uczestniczą osoby uzależnione od alkoholu, papierosów, hazardu i wielu innych używek, a także ich rodziny i przyjaciele. Podczas spotkania otrzymał dyplom „Moje 25 lat trzeźwości” oraz okolicznościowy medal, na którym napisano: „Uczciwość wobec siebie to sprawa życia i śmierci. Rzadko widujemy człowieka, który popełnia błąd, podążając naszą ścieżką”.
Marek ma dziś 60 lat. Uśmiechnięty, zawsze chętny do rozmowy i pomocy. Wieczorami siada z gitarą i gra. Cieszy się z każdego dnia, który jest mu dany.
— Doświadczyłem w życiu wiele, cały czas muszę nad sobą panować i czuwać — mówi Marek. — Dla mnie ważne jest, że nie piję tu i teraz i żyję dniem dzisiejszym. Gdy rano wstaję, proszę o pomoc swoją siłę wyższą, by pomogła mi nie sięgać po alkoholi i przeżyć godnie dzień. W ciszy zawsze proszę Boga, by czuwał nade mną. Nie chciałbym nigdy już wrócić do tego, co było. Minęło ponad 30 lat, kiedy ostatni raz miałem w ustach alkohol. Spotykam się ze znajomymi, chodzę na wesela, imprezy. I zawsze zdarza się ktoś, kto mnie namawia do wypicia „kielicha”. Jednak umiejętnie się wykręcam. Teraz na trzeźwo świat wydaje się taki piękny. Każdy dzień cieszy. Bo jak człowiek pije, nie widzi tego, co go otacza. Nie dostrzega małych cudów dnia codziennego. Cieszę się, że nie piję alkoholu, i wiem jedno: bez niego da się żyć i w niczym to nie uwłacza mojej męskości. Wręcz przeciwnie. Dziś jestem bardziej wartościowym człowiekiem. Moja wartość w moich oczach i odczuciu jest dużo większa. To jest jednak proces. Tak jak procesem było moje stawanie się alkoholikiem, tak samo, żeby kroczyć drogą bez alkoholu, potrzeba czasu. Wiem też, że ta droga musi trwać do końca życia. Stałem się alkoholikiem i nie ma od tego odwrotu. Nigdy nie będę zdrowy i jeden kieliszek może być dla mnie ostatnim. Nie oszukujmy się, alkoholizm jest chorobą śmiertelną i wiele osób, które znam, z którymi obcowałem, odeszło z tego świata, i to w młodym wieku.
Z chorobą alkoholową zmaga się wielu ludzi, jednak nie każdy chce i potrafi o tym otwarcie mówić.
— Staram dzielić się swoim doświadczeniem odnośnie mojego uzależniania, bo może ktoś zauważy u siebie podobne symptomy — mówi Marek. — Chcę zaznaczyć, że moim problemem nie był alkohol, ale nieumiejętność radzenia sobie z emocjami. Zapijałem je. Jeśli alkohol jest w naszym życiu lekarstwem na problemy, to może być problem, ale każdy sam musi to ocenić. To, że jestem trzeźwy, zawdzięczam również spotkaniom z niepijącymi alkoholikami. Od nich czerpię siłę, nadzieję i doświadczenie. Jeżeli chodzi o utrzymanie trzeźwości, są dla mnie wsparciem na co dzień.
Marek od 30 lat jest trzeźwy
Fot. Joanna Karzyńska
Fot. Joanna Karzyńska
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
basilo #3103044 18 lip 2022 08:20
Pojutrze będą dwa dni jak nie piję !!!
odpowiedz na ten komentarz