Więcej dla nas, mniej dla gospodarki?

2021-08-18 17:24:42(ost. akt: 2021-08-18 16:08:01)
Zaledwie co trzeci z nas zadowolony jest z wysokości otrzymywanego obecnie wynagrodzenia.

Zaledwie co trzeci z nas zadowolony jest z wysokości otrzymywanego obecnie wynagrodzenia.

Autor zdjęcia: źródło: Pixabay

Chcemy zarabiać więcej, bo pensja na coraz mniej starcza. Ale podwyżki odbiją się na gospodarce. — Czeka nas wzrost cen produktów i usług, zwolnienia pracowników i rozwinięcie szarej strefy — prognozuje dr Waldemar Kozłowski, ekonomista z UWM.
Jest drogo. Bardzo drogo. Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2021 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ubiegłego roku wzrosły o 5 proc. (wskaźnik cen 105,0), a w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 0,4 proc. (wskaźnik cen 100,4) — wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego.

Dwie pensje ledwo starczają


Wzrost cen najbardziej dotknął żywność i napoje bezalkoholowe, nośniki energii oraz paliwa. Już majowa inflacja, wynosząca 4,8 proc., była najwyższa od prawie dekady. Ekonomiści wyliczyli wtedy, że przeciętny Polak, chcąc zachować swój standard życia, wyda o 700 zł więcej. Inflacja szczególnie uderza w najbiedniejszych.

W 2021 r. najniższa płaca krajowa wynosi w Polsce 2800 zł brutto. Kwota ta wzrosła od 2020 r. o 200 zł. Płaca minimalna netto wynosi 2061,67 zł. Na składki i podatek przeznacza się więc aż 738,33 zł z wynagrodzenia brutto pracownika.

Projekt rozporządzenia Rady Ministrów zakłada, że od 1 stycznia 2022 r. minimalne wynagrodzenie za pracę ma wynosić 3 tys. zł brutto, a minimalna stawka godzinowa ma być na poziomie 19,60 zł. Mimo wzrostu pensji minimalnej stać nas jednak na coraz mniej.

Rosną ceny żywności, usług, mieszkań... Pracownicy wielu firm zaczynają domagać się podwyżek Po niepewnych miesiącach wywołanych pandemią, znów czują się bezpiecznie. I liczą na wzrost wynagrodzeń. Jako że powrócił też rynek pracownika i wzrosła podaż na pracę, to mają oni oczekiwania wobec wynagrodzeń. Tym bardziej że pożerają je rachunki. Wydatki na utrzymanie i wyposażenie domu stanowią prawie 25 proc. wydawanych przez nas pieniędzy — wynika z danych Eurostatu. To jeden z najgorszych wyników w Europie.

Większość Polaków nie jest zadowolonych ze swojej pensji. Jedynie 32 proc. respondentów twierdzi, że obecne wynagrodzenie spełnia ich oczekiwania, a 37 proc. nie zgadza się z tym zdaniem. Takie wnioski płyną z badania przeprowadzonego przez portal Pracuj.pl wiosną tego roku.

— Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby któreś z nas straciło pracę — mówi pani Katarzyna z Olsztyna, nauczycielka w jednym z prywatnych przedszkoli. — Dwie pensje ledwo starczają na kredyt mieszkaniowy, rachunki, jedzenie, paliwo. Najchętniej zrezygnowalibyśmy z auta, ale mąż nie dojedzie komunikacją publiczną do pracy. Wiemy też, że nie zdecydujemy się na drugie dziecko, bo po prostu nas nie stać.

Musi przyjść recesja


Eksperci ostrzegają, że wzrost wynagrodzeń fatalnie wpłynie na gospodarkę w Polsce. Dlaczego? O wyjaśnienie tego mechanizmu poprosiliśmy dr. Waldemara Kozłowskiego, ekonomistę z UWM.
— Jest on prosty — mówi. — Wzrost płac powoduje wzrost cen usług i produktów. A to znowu spowoduje, że ludzie mniej zaczną kupować, bo nie będzie ich na to stać. I zaczną oszczędzać. A jeśli pracodawca nie sprzeda produktów, to będzie musiał zwolnić ludzi. I koło się zamyka. Duże strumienie pieniądza, które poszły na rynek, wywołały efekt inflacyjny, który, jak się okazuje, jest niezbyt korzystny dla całej gospodarki. A to dlatego że wzrost cen spowodował to, że ludzie chcą więcej zarabiać. A to się ponownie przeniesie na wzrost cen i produktów. To taka samonapędzająca się kula śnieżna.

Waldemar Kozłowski twierdzi, że pracownicy upominają się o wyższe pensje z jeszcze innego powodu. A mianowicie dlatego że zaczyna brakować rąk do pracy.

— Żeby nie pracownicy z Ukrainy czy Białorusi, to w ogóle niektóre sektory, np. ogrodnictwo czy praca sezonowa przy zbiorach, poległyby zupełnie. Bo pracodawcy nie byliby w stanie płacić takich pieniędzy, jakich chce polski pracownik — mówi ekonomista.

Co musi się stać, żeby sytuacja w gospodarce się uspokoiła?

— Musi przyjść w pewnym momencie recesja, schłodzenie gospodarki i brak pracy — odpowiada dr. Kozłowski. — Wtedy ludzie będą godzić się na gorsze warunki, żeby tylko mieć pracę. Teraz, po pandemii, jesteśmy jeszcze na rozruchu. Hotelarstwo, gastronomia odżyła, a więc zapotrzebowanie na pracę jest. Natomiast jeśli chodzi o jesień, to będę złym prorokiem. Wystarczy zobaczyć, jakie zamieszanie wywołują same wzrosty cen energii. A przecież niektóre sektory bazują na dużym zużyciu energii. A więc one znowu muszą podnieść koszty usług i produktów. Będziemy mniej kupować, a przez to te firmy mogą mieć kłopoty. Podsumowując: wzrost płac czy żonglowanie wynagrodzeniami będzie miało przełożenie na wzrost cen produktów i usług w danej branży. Przecież nikt nie będzie sprzedawał produktów poniżej kosztów wytworzenia. A płaca jest elementem kosztów wytworzenia. To znowu przeniesie się na wzrost danych produktów i usług, a to spowoduje spadek ich sprzedaży, bo będą coraz droższe. Ludzie będą szukali zamienników, substytutów lub częściowo z nich zrezygnują. A to spowoduje, że dany pracodawca będzie musiał szukać oszczędności, zwalniając ludzi. A więc rozwinie się szara strefa. Pracodawcy będą kombinować, płacić pod stołem, żeby przetrwać.

Waldemar Kozłowski zauważa, że jeśli podnosi się pensje jakiejś grupie społecznej, to podwyżek domagają się kolejne.

— Jeżeli posłowie mają 60 proc. więcej, prezydent 40 proc., a burmistrzowie czy administracja także mogą liczyć na więcej , to przedstawiciele innych zawodów zaczynają mieć roszczenia. Skoro lekarze czy pielęgniarki też wcześniej dostali podwyżki, to my też chcemy. Pracownicy chcą wykorzystać wzrost gospodarczy, żeby dostać podwyżkę — tłumaczy ekspert.

Ekonomista podkreśla, że pracownicy nie myślą o skutkach.

— Z jednej strony trudno się dziwić, żeby byli strategami, myśleli o gospodarce. Ale z drugiej strony te mechanizmy wywołują naprzemiennie recesję i boom gospodarczy. Dlatego co 5-6 lat mamy tego rodzaju cykle gospodarcze. Nie wynikają one tylko z rynku finansowego, tego, co się dzieje na świecie, ale także z naszych zachowań, postaw i oczekiwań. Ekonomia to nie tylko kupić, zarobić. Potrzeba podstawowej wiedzy na temat finansów.
Aleksandra Tchórzewska
a.tchorzewska@gazetaolsztynska.pl

INTERNAUCI KOMENTUJĄ

O podwyżkach płac i cenach towarów oraz usług rozmawiamy z naszymi internautami na facebookowym fanpeag'u Gazety Olsztyńskiej:

Agnieszka: — A który pracodawca najpierw da podwyżkę pracownikom,zanim sam nie spije śmietanki? Czasami nawet ustawy nie były w stanie wyegzekwować godnej zapłaty za pracę, a co dopiero ma do powiedzenia szeregowy pracownik w prywatnej firmie?

Sandra: — Podwyżki od pracodawcy? A z czego on ma niby je wypłacać jak rząd wprowadza coraz to nowsze podatki dla przedsiębiorców?

Zbigniew: — Wczoraj dostałem powiadomienie PGNIG że nastąpi podwyżka gazu. Uwaga! O 12.4 proc.

Magdalena: — Opłata za śmieci to jakiś żart...

Barbara:— Bardzo dużo płacimy za mieszkania w Olsztynie.

Robert:— Pensja nawet nie starcza do 25, a co mówić o 10 następnego miesiąca... Zrobię opłaty i koniec. Trzeba dziadować.

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. hehe #3073259 19 sie 2021 11:36

    Reasumując wypowiedź: ekonomista mówi, że wzrost wynagrodzeń spowoduje, że ludzie będą mniej kupować? Lewicowy socjolog, ekonomista zaprzeczający prawom ekonomii, skąd wy bierzecie tych specjalistów?

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5