Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Tajemnice starego strychu
2019-11-24 15:01:00(ost. akt: 2019-11-22 18:34:33)
Stoję przed kamienicą na Jagiellońskiej 31, wtedy 39, i spoglądam w górę, tam, gdzie kiedyś był strych. Po latach użytkowania przerobiono go na mieszkanie. Jego lokatorzy nie wiedzą, a za tymi drzwiami mieścił się kiedyś nasz Sezam.
Jako maluchy nie zaglądaliśmy z bratem ani do piwnicy, ani na strych, pełni obaw, że mieszkają tam duchy z przeszłości, o których opowiadała nam nasza babcia Jasia. Te duchy, podobnie jak Cyganie, miały porywać nieposłuszne dzieci, do których i myśmy się zaliczali. Ale któregoś dnia zostałem wysłany do piwnicy po drewno i okazało się, że żadnych duchów tam nie było, tylko urządził sobie lokum kot maści białej. Ale ponieważ ów kot sypiał na pryźmie miału, daleko było jego futerku do tego koloru. Przyniosłem kota do domu, stawiając rodziców przed faktem dokonanym, bo kota nam od dawna obiecywano, ale ten jakoś nie mógł się zadomowić. Za skarby nie chciał spać na posłaniu ze starego swetra, trzeba mu było podrzucić tam garść węglowego miału. Wtedy mruknął z satysfakcją "miau, miau" i spał aż do rana.
Klucz od strychu był poza naszym zasięgiem, ukryty w skrzyneczce nad kuchnią zamykanej na srebrny kluczyk. Aż kiedyś mama po powieszeniu bielizny zapomniała go schować, oboje z tatą poszli do pracy i w ten sposób zdobyliśmy klucz do wspomnianego tu Sezamu. Otwieraniu drzwi towarzyszyło skrzypienie jakby westchnienie wiekowego staruszka. Pierwsze, co się rzuciło nam w oczy, to ta bielizna. Wisiała na sznurach wszędzie. Ze strychu ( były dwa oddzielone od siebie) korzystali bowiem ci lokatorzy kamienicy, którzy jak my, nie posiadali balkonów do jej bielizny. Obok bielizny składowano tam niepotrzebne w domu rzeczy, bo „mogą się jeszcze przydać”, jak krzesło ze złamaną nogą, czy pęknięta donica od kwiatów. W tamtych czasach ludziom mogło się przydać wszystko, co trudno było dostać w sklepie, a że każdy pan domu z konieczności był majsterkowiczem, to takie rzeczy przechowywano.
No i były tam różne przedmioty jeszcze sprzed wojny i to one nas zaciekawiły. Moją uwagę zwróciło kilka starych skrzynek z napisami w języku niemieckim. W jednej z nich znaleźliśmy kilka beli sprasowanego tytoniu, który można było kupić w tamtych czasach tylko na Końskim Rynku. Starsi koledzy z podwórka natychmiast porobili sobie potem z niego i z gazet skręty, a słodką woń tytoniu niósł wiatr na całe osiedle. My nie paliliśmy, ale zdobycz można było sprzedać za słodką bułkę lub pudełko kapiszonów. W innej skrzynce znaleźliśmy porcelanową zastawę. Pod spodem każdego z talerzy i talerzyków były swastyki, ale nie mając zielonego pojęcie o historii tych ziem, traktowaliśmy je jako jakieś ozdobniki. Rodzice, mimo pewnych obiekcji uznali znalezisko za przydatne w domu i wyjmowali je na każde rodzinne uroczystości, dopóki nasz dzielnicowy, który przybył ze zwyczajową wizytą z cyklu „co w trawie piszczy” ( miał taki obowiązek), nie odwrócił jeden z talerzyków i wtedy zauważył pod nim hitlerowską gapę.
Poradził tacie, że lepiej to wyrzucić, bo będzie musiał złożyć doniesienie. Spakowaliśmy z bratem zastawę do worka i wynieśliśmy na śmietnik, a potem „rozstrzelaliśmy” ją w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku z procy. Przy okazji zawieruszyła się tam waza stołowa, element posagu mamy po babci. Na tymże strychu znaleźliśmy również skrzynkę z książkami, wydanie przedwojenne. Niektóre, jak autorstwa Schillera i Goethego trafiły do biblioteczki taty, inne zaniósł i sprzedał za grosze w antykwariacie, gdzie było mnóstwo takich przedwojennych książek.
Wśród znalezionych przez nas natrafiliśmy też, ku zaskoczeniu taty, na bajki Krasickiego w języku polskim. Kim był jej właściciel, może jakiś Warmiak? W tej samej skrzynce natrafiliśmy na opasły album z olimpiady w Berlinie w 1936 roku, z kolorowymi zdjęciami, między innymi Adolfa Hitlera z wyciągniętą w salucie ręką w trakcie otwarcia igrzysk, którego mroczną postać przybliżył nam przy okazji ojciec. Było tam też kilka zdjęć z udziałem polskich sportowców, o każdym z nich opowiedział w szczegółach nasz tata. Zdaje się, że album też trafił do antykwariatu, bo więcej już go nie widziałem.
To nie był jeszcze koniec znalezisk na naszym strychu. W jednej ze skrzynek było też kilka albumów pełnych przedwojennych, a także wydanych podczas wojny znaczków oraz katalog Zumsteina. Nie znając wartości tych znaczków, zamieniliśmy albumy z ich zawartością na nową futbolówkę z dętką, którą zaoferował nam w zamian jeden z sąsiadów.
To nie były wszystkie skarby z naszego Sezamu. W kącie strychu stały skrzynkowe aparaty fotograficzne, powiększalnik i reflektory na stojakach, widać, że w kamienicy mieszkał jakiś fotograf. Była tam też skrzyneczka na małe aparaty, niestety, pusta, widać przed nami zajrzeli na strych Rosjanie. Zainteresowała nas wtedy odstająca deska w ścianie, a pod nią zwój wywołanych klisz fotograficznych. Były na nich uwiecznione panie w balowych strojach, a na kilku klatkach zeppelin nad ratuszem olsztyńskim, nieznany nam, dzieciom wówczas statek powietrzny. Wszystko to wynieśliśmy na podwórko i podpaliliśmy.
Była to największa świeca dymna chłopaków z Zatorza, spłonął kawałek historii Olsztyna. Odkrycie to poruszyło nas do tego stopnia, że pewnego dnia, słysząc od starszych kolegów, że w starych meblach trafiają się takie skrytki, gdzie można znaleźć ukryte złote monety z pirackich skarbów, poodginaliśmy w ich poszukiwaniu tasakiem wewnętrzne ścianki poniemieckiej szafy gdańskiej, która stała w naszym mieszkaniu. Niestety, żadnej skrytki nie było, a my dostaliśmy od ojca „wypłatę” pasem.
Na strychu znaleźliśmy też paczkę z jedwabnymi chusteczkami do nosa, z których potem robiło się spadochroniki z papierowymi ludzikami, wypuszczane z parapetu okna na ostatnim piętrze, kilka egzemplarzy przedwojennych gazet, służących nam do robienia latawców albo papierowych łódek, skórzaną walizkę z nalepkami jakichś europejskich hoteli oraz stary zegar ścienny, niestety, uszkodzony. Z czasem nasz Sezam opustoszał, bo nie tylko my szukaliśmy tam skarbów, ale i inni chłopcy z kamienicy, a potem i dorośli, bo takie przedwojenne gadżety zaczęły być modne. Ostatnio byłem na pchlim targu na stadionie Warmii na Zatorzu. Oferowano tam podobne zegary i inne antyki, które się zachowały i to właśnie one między innymi budzą wspomnienia sprzed wielu lat.
Władysław Katarzyński
Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
rumcajs #2823953 | 80.50.*.* 25 lis 2019 09:40
Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. no to w tej kamienicy nieźle było, po tylu latach wypominają sobie takie pierduły i kto kogo na ile przekręcił. Na koniec wyjdzie, że mieszały tam same k... i z..... Władek daj se spokój z takim pisaniem.
zatorzak #2823801 | 5.172.*.* 24 lis 2019 20:53
Znając sąsiadów Władka tylko śp Jerzy Kret mógł zrobić taki biznes z piłką.Mnie też przekręcił.Pożyczył książki i nigdy nie oddał.Władziu dziwię się że nie wspominasz wspaniałą rodzinę olsztyńskich adwokatów mieszkających obok Ciebie.O mec Żuk piszę.
Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz
heniek #2823683 | 46.169.*.* 24 lis 2019 17:35
Władek, jak zwykle zmyślasz
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-10) odpowiedz na ten komentarz
zet #2823679 | 95.160.*.* 24 lis 2019 17:27
Te drzwi skrzypią tak do dzisiaj :)
Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)