Mafia po olsztyńsku: Pod Olsztynem zginął nie tylko gangster Michaił Gorbaczow i jego piękna żona

2018-01-31 19:39:53(ost. akt: 2018-01-31 22:59:28)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

W głośnej strzelaninie w Kabornie zginął nie tylko młody rosyjski gangster Michaił Gorbaczow i jego piękna żona. 4 października 1998 dwóch kolejnych mafiosów zza wschodniej granicy zastrzelił z dubeltówki „szeryf z Kaborna" Waldemar B.
Dwadzieścia lat temu świat obiegła sensacyjna wiadomość: „Pod Olsztynem zastrzelono Michaiła Gorbaczowa”. Nie tego oczywiście, młody rosyjski gangster miał tylko takie samo nazwisko jak ostatni przywódca Związku Sowieckiego. W Kabornie zginął resztą nie tylko on i jego piękna żona. 4 października 1998 dwóch kolejnych mafiosów zza wschodniej granicy zastrzelił z dubeltówki Waldemar B. „szeryf z Kaborna”.

„Jestem wesoły, otwarty, charyzmatyczny, nieugięty i nie do zajechania” – tak przedstawia się Waldemar B. w filmie dokumentalnym, który powstał na temat zbrodni w Kabornie. Dziś odsiaduje wyrok 25 lat więzienia na jaki Sąd Okręgowy w Olsztynie skazał go za zabójstwo Tomasa Kopelmana i Denisa Kozłowa, którzy właśnie 4 października 1998 przyjechali na jego farmę. Do dziś jest całkowicie przekonany, że działał w obronie własnej.

Waldemar Baran-B., przedstawiający się czasem także jako Waldy Barton, ma i polskie, i amerykańskie obywatelstwo. Michaiła Gorbaczowa i jego towarzystwo poznał w połowie lat 90. w Tajlandii, która po chwytaniu różnych okazji w Stanach wydawała się wtedy dobrym miejscem do robienia interesów. B., który w tym czasie miał nawet żonę Tajkę, prowadził w jakiejś miejscowości turystycznej wypożyczalnię łódek czy skuterów wodnych. Rosjanie wypoczywali tam i ćwiczyli na siłowni. Dziś wiadomo, że Gorbaczow (ur. 1964) był ważną figurą w rosyjskiej mafii z Kransodaru, skąd pochodził. W tamtym zaś czasie trząsł przestępczym światkiem w estońskim Tallinie. Ojciec gangstera, weteran wojenny, był kustoszem muzeum morskiego. Przestępcy podobno kryli się w stojącej w porcie starej łodzi podwodnej jeśli robiło się gorąco. Gorbaczow trzymał swoich ludzi krótko. Jak prawdziwego ojca chrzestnego całowali go w pierścień, w cerkwi przysięgali wierność na złotego orła. Stracił jednak mocną pozycję i musiał uciekać, podobno śmiertelnie się naraził, gdy na 300 tysięcy dolarów wykiwał jakiegoś ważnego Czeczena. Schronienia szukał w Olsztynie.

Waldemar B. — on zawsze mówił, że z Gorbaczowem tylko handlował tajskim dżinsem i nic krasnodarskiej mafii nie wie — załatwił mu daczę u swoich znajomych w Gutkowie. W sumie przyjechało kilkanaście osób: Michaił Gorbaczow z żoną Saszą, (byłą sportsmenką, córką policjanta, Aleksandrą Seliwanową) i inni „sportowcy” tacy jak Tomas Kopelman i Denis Kozłow, niektórzy ze swoimi kobietami. Zachowywali się jak na obozie kondycyjnym. Z Gutkowa, jesienią 1995 przenieśli się do Kaborna, gdzie Waldemar B. (śledczy uważają, że za rosyjskie pieniądze) kupił 40-hektarowe gospodarstwo pod lasem. Rosjanie nazywali je „Siemipałatyńskiem”, bo stare siedlisko dopiero było rozbudowywane i większość gości, jak na obozie pionierskim, biwakowała pod namiotami.

Chyba jednak brakowało im pieniędzy, dlatego zaczął się bunt, który dla Gorbaczowa i jego „królowej” oznaczał śmierć. Okoliczności ich śmierci przestawił, kilka lat potem, Waldemar B. Wyjaśniał, że oni mieszkali wówczas jeszcze w domku w Gutkowie, a reszta „kamandy” już w Kabornie.

— Jeśli nie wrócę, ktoś odwiezie cię do Rosji – miał mówić, wezwany tam pewnego dnia, Gorbaczow. Czuł zagrożenie, lecz żona koniecznie chciała koniecznie być przy nim. W Gutkowie zostawili ciepły makaron na kuchence i wszystkie rzeczy, same markowe, także futro z norek pięknej Saszy. Waldemar B. mówi, że gdy zaniepokojony pojechał w końcu do Kaborna, z daleka widział jeszcze jak Kopelman i Kozłow zmywają krew z podłogi. Dalej iść się nie odważył. Choć mógł przypuszczać co się stało, wytrzymał z tym przez 3 lata. Ale rzeczy Gorbaczowów sprzątnął, a złotego orła spieniężył.

Wszystko się wydało 4 października 1998, kiedy ostatnią wizytę złożyli mu wspomniani, zbuntowani „żołnierze” Gorbaczowa, Kopelman i Kozłow. Waldemar B. w tym czasie budował nowy dom, kopał baseny pod stawy rybne, nad jego farmą dumnie powiewały polska i amerykańska flaga. Policja przypuszcza, że gangsterzy przyjechali do niego po pieniądze, które dostał na kupno nieruchomości. On mówi, że niby zainteresowani byli nabyciem od niego samochodu, tak naprawdę jednak chcieli go zabić.

Kiedy zobaczył, że nadjeżdżają, wyszedł przed dom. Rozmowa zaczęła się od tematu samochodu, ale goście prędko przeszli do konkretów.

— Mamy poważniejszą sprawę. Będziesz wykopywał zwłoki, Mike'a (tak z angielska mówili czasem na Miszę Gorbaczowa) i karaliewny, a gdy Waldemar B. im odmówił, usłyszał: „To leżysz razem z nimi”.

O tym, co zaszło potem, opowiadał potem wielokrotnie, także w sądzie. Jego sprzeciw spowodował, że jeden z przybyszów zarzucił mu na głowę swoją kurtkę i próbował dusić. On jakoś się jednak wyrwał i pobiegł do domu po dubeltówkę brata. Intruzów w progu zatrzymały psy, zaś Waldemar B. wciągnął z szafki strzelbę, zgarnął garść naboi i przeładowując w biegu wyskoczył przed dom. Do jednego z Rosjan, który szedł na niego ze zwiniętą kurtką strzelił z biodra. Do drugiego, który po coś sięgał do samochodu wypalił trzymając dubeltówkę wysoko nad głową.

— To co, przyjechałeś mnie zabić? — spytał go obiegając auto.
— Nie udało się — miał odpowiedzieć Rosjanin, kiedy ranny osuwał się na ziemię obok przedniego błotnika.

Filmowa scena, trzeba wszakże pamiętać, że znamy ją tylko z przekazu Waldemara B. A trzeba podkreślić, że ani przy zabitych, ani w samochodzie Rosjan nie odkryto żadnej broni. „To przecież były chłopaki po jakieś 110 kilo, nie jakieś tam świerszcze, kurde, szczypiorki od zielonej cebuli… Gdyby się jeden mnie posłuchał i drugi posłuchał, nie lazł w pokrzywy jak świnia, to by wszyscy normalnie żyli i nic by się nie stało” — jeszcze 15 lat później opowiadając reporterom o wydarzeniach w Kabornie przekonywał, że Kopelman i Kozłow byli w stanie zamordować go gołymi rękami.

Charakterystyczne jednak, że po wszystkim Waldemar B. zadzwonił nie tylko na policję, lecz także do brata do USA i do… Krasnodaru. A gdy już na farmie pojawiła się policja, zaszokował wszystkich oświadczając, że są jeszcze dwa inne trupy, Gorbaczowa i jego żony. Usłużnie nawet wsiadł na koparkę i dość szybko dogrzebał się do, znajdujących się już w stanie daleko posuniętego rozkładu, zwłok mężczyzny i kobiety. Zastrzelono ich z małokalibrowego kbks-u. Saszę Seliwanową tylko jednym strzałem. Być może jeszcze żyła, gdy ją zakopywano. Na jej szyi ciągle wisiał złoty krzyżyk.

— Po tym co zrobiłem, w Ameryce miałbym zdjęcie z senatorem, a szeryf urządziłby barbecue na moją cześć — mówił, stając przed olsztyńskim sądem, Waldemar B.

I właśnie dlatego zasłużył sobie na miano „szeryfa z Kaborna”. W czasie śledztwa długo szukano prawdziwych powodów jego kontaktów z Gorbaczowem. Prokuratura podejrzewała też, że Waldemar B. mógł mieć związek z narkotykami (okazało się na przykład, że jego ówczesna konkubina wykonała w tym czasie kilkadziesiąt lotów do Holandii) drobiazgowo przeszukano nawet całą farmę. Nic jednak nie znaleziono, więc „szeryf z Kaborna” szedł w sądzie na całość. „Ten, który się nie broni, staje się ofiarą, albo jest uważany za ofiarę przez innych” — przekonywał w iście amerykańskim stylu. Za pierwszym razem skutecznie. Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał, że mimo „błędnego przekonania” o zagrożeniu, rzeczywiście działał w obronie koniecznej. Waldemar B. został skazany jedynie za nielegalne korzystanie z dubeltówki brata i przy oklaskach na sądowej sali wyszedł z podniesioną głową na wolność.

Niedługo z niej jednak korzystał. Gdy po skutecznej apelacji prokuratury sprawa ponownie zawisła na wokandzie olsztyńskiego sądu, wydarzyła się rzecz niezwykła. W czasie przerw podczas jednej z rozpraw, odpowiadający wtedy z wolnej stopy Waldemar B., został na sądowym korytarzu zatrzymany przez CBŚ i zabrany do Katowic. W tamtejszej prokuraturze usłyszał zarzut organizacji przemytu narkotyków z Ameryki Południowej statkiem przez Świnoujście. To radykalnie zmieniło jego sytuację procesową. Ostatecznie w Olsztynie, za zabójstwo Kopelmana i Kozłowa dostał 25 lat więzienia, zaś za narkotyki na lat 9 skazał go Sąd Okręgowy w Łodzi.

Dziś „szeryf z Kaborna” ma 73 lata i formalnie jeszcze parę lat do odsiadki.
Cztery trupy w Kabornie przeszły do historii olsztyńskiej kryminalistyki. Może jeszcze bardziej okrutna była egzekucja, której w 2000 roku dopuścili się pod Olsztynkiem dwaj inni Rosjanie: „Afganiec” Walery F. i Dymitr O. Nie wiemy, kto ich wynajął i co mogli mieć do właściciela baru przy drodze Warszawa-Gdańsk.

O tym w następnym odcinku „Mafii po olsztyńsku”.

BS

Komentarze (12) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Maciej #3038642 | 195.191.*.* 11 sty 2021 20:47

    Tą farmę odkupili prawdopodobnie pod przymusem od moich dziadków. Spędzałem tam kilka lat każdych wakacji. Pamiętam jak przyjechali, i kilka dni koczowali w namiotach po drugiej stronie jeziora. Jako dziecko byli to tylko dla mnie Rosjanie ktorzy kupują posiadłość. Ponoć po moim i moich sióstr wyjeździe wpadli do domu i kazali się wynosić o czym nie dawno się dowiedziałem. Byłem strasznie wściekły na dziadków że sprzedają farmę, ale prawdopodobnie nie mieli wyjścia.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Rogata żaba #2432076 | 83.9.*.* 2 lut 2018 15:32

    A dlaczego majątku nie skonfiskowano? To skandal! Dlatego wiem, że reforma sądownictwa jest konieczna.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

  3. mafia po olsztyńsku #2431117 | 80.62.*.* 1 lut 2018 11:46

    arbuz, centuś, kostropaty

    odpowiedz na ten komentarz

  4. fan ryb #2431005 | 95.160.*.* 1 lut 2018 09:22

    I tak najlepsze są wędzone ryby z Kaborna!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. ttt #2430968 | 37.249.*.* 1 lut 2018 08:24

      O ile w przypadku tych porachunków znani są sprawcy, to zastanawiające jest to, że nigdy nie złapano bandytów, którzy zastrzelili konwojentów gdzieś pod Dobrym Miastem i zniknęli z dużymi pieniędzmi.

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (12)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5