Im wolno więcej?

2025-10-05 10:01:02(ost. akt: 2025-10-05 10:03:50)

Autor zdjęcia: PAP

Jest w świecie sportu jeden temat tabu, o którym się nie mówi, o którym mówić się nie chce, o którym, jak niektórzy uważają, mówić rzekomo nie wypada. Tym zakazanym tematem jest doping w wyczynowym, zawodowym sporcie w... USA! Tak, tak, to nie pomyłka, proszę nie regulować odbiorników. Szereg razy mówił o tym szef WADA, czyli światowej agencji antydopingowej, nasz rodak Witold Bańka, skądinąd wieloletni minister sportu w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Podkreślał, że Amerykanie robią wszystko, aby unikać międzynarodowych kontroli swoich sportowców. Chcą robić to we własnym zakresie. Jakkolwiek tego nie interpretować, sprawa jest jasna: Jankesi uważają, że obcym nic do ich sportowców, oni sami będą ich badać i oceniać. Takie dopingowe sami sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Polak na czele owej globalnej WADA nie uznał jednak swoistej, narzucanej przez Amerykanów eksterytorialności USA w zakresie walki z dopingiem. Dlatego zresztą był przez nich zaciekle i publicznie atakowany. Dlatego robili wszystko, aby nie został ponownie wybrany na prezesa WADA – mającej zresztą siedzibą pod bokiem Amerykanów, bo w Kanadzie, w Montrealu.

Każdy, kto cokolwiek wie na temat walki z dopingiem w sporcie, może powiedzieć, że badania antydopingowe w Stanach Zjednoczonych Ameryki, zwłaszcza w zawodowych ligach koszykówki (NBA) oraz futbolu amerykańskiego (NFL) to w praktyce fikcja. Zresztą podobnie dzieje się w amerykańskich ligach akademickich sportów zespołowych. Do historii sportu przeszedł komediodramat, a może raczej groteska, podczas igrzysk olimpijskich w Hiszpanii, w Barcelonie w 1992 roku, w których po raz pierwszy w dziejach sportu olimpijskiego uczestniczyli zawodowi koszykarze. USA reprezentował legendarny Dream Team. Wygrywał on każdy mecz różnicą dosłownie kilkudziesięciu (sic!) punktów, a w najgorszym razie parudziesięciu. Jednak próby oficjalnego skontrolowania pod kątem dopingu amerykańskich, fruwających nad koszami graczy okazały się mission impossible. Amerykańscy koszykarze wzruszali ramionami, pukali się w czoło i odmawiali poddania się badaniom, a kierownictwo koszykarskiej drużyny USA, jak też Amerykański Komitet Olimpijski w pełni ich poparły i rozpostarły nad nimi polityczny parasol. To wszystko groziło wybuchem gigantycznego skandalu. W końcu sprawę zatuszowano „dla dobra ruchu olimpijskiego”. Okazało się, że są równi i równiejsi. Ci równiejsi to jaśnie państwo zza wielkiej wody.

Bardzo chciałbym pisać o kryciu dopingu w USA w czasie przeszłym. Niestety, zdaję się, że nie mogę.

Ryszard Czarnecki

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B