Obyczajowa indoktrynacja
2025-09-07 18:41:02(ost. akt: 2025-09-07 18:43:54)
Nowy przedmiot niezgody
Rozpoczynający się rok szkolny 2025/2026 wprowadza do polskich szkół nowy przedmiot: edukację zdrowotną. Na pierwszy rzut oka wydaje się to zmianą logiczną i potrzebną. Dzieci i młodzież na masową skalę borykają się z problemami psychicznymi, z uzależnieniami cyfrowymi, z brakiem ruchu i niewłaściwymi nawykami żywieniowymi. Ministerstwo Edukacji pod rządami minister Nowackiej wpadło więc na pomysł, aby przygotować młodych ludzi do życia, jak powiada minister, „w nowoczesnym świecie”, cokolwiek to znaczy. Oficjalne dokumenty ministerialne mówią więc o „zaawansowanych kompetencjach” w trosce o zdrowie fizyczne, psychiczne, społeczne i środowiskowe. Nowy przedmiot ma też kształcić krytyczne myślenie i umiejętność podejmowania zdrowotnych decyzji. Z perspektywy ministerialnych folderów, z medialnych zajawek i wypowiedzi resortowych ekspertów brzmi to atrakcyjnie. Jednak za tym hasłem kryje się w mojej ocenie, i nie tylko, znacznie więcej. I właśnie to „więcej” stało się osią sporu, który w ostatnich miesiącach rozgrzał rodziców, Kościół i organizacje społeczne.
Na co liczy resort edukacji?
Ważnym punktem zapalnym okazała się najpierw kwestia zapisu dzieci na ten przedmiot. Edukacja zdrowotna jest formalnie nieobowiązkowa, ale działa na zasadzie opt-out. To oznacza, że wszystkie dzieci są automatycznie zapisane, a rodzic, jeśli chce je wypisać, musi do 25 września złożyć pisemną rezygnację. Po tej dacie uczestnictwo staje się obowiązkowe do końca roku. W praktyce więc nie rodzic decyduje o zgodzie, lecz państwo uznaje ją za udzieloną z góry, o ile nie nastąpi sprzeciw. Oczywiście byłoby lepiej, aby nie domniemywać zgody rodziców, ale o nią poprosić. Wówczas rodzic musiałby taką decyzję podjąć świadomie, po analizie treści programowej, po dyskusji w rodzinie. Natomiast w tej formule mniej świadomy lub zapracowany rodzic może wcale nie zainteresować się przedmiotem, nie zgłosić sprzeciwu na czas, nie wiedzieć do końca, o co w nim chodzi. A gdy już to do niego dotrze, to będzie za późno. Sądzę, że ministerstwo właśnie na to liczy. Poza tym wielu rodziców odbiera taki sposób zapisu dzieci na edukację zdrowotną jako ograniczenie ich prawa do wychowania i próbę przeniesienia ciężaru decyzyjnego z rodziny na szkołę, co nie jest zgodne z Konstytucją, ponieważ to rodzice mają pierwszeństwo w wychowaniu dzieci, a model przyjęty przez resort jest odwróceniem tej zasady.
Nie ma męża ani żony
Drugi zarzut dotyczy zakresu treści. W podstawie programowej tego przedmiotu znalazło się miejsce nie tylko na aktywność fizyczną, odżywianie czy higienę, ale także na edukację seksualną i szeroko rozumiane „wartości i postawy” czy „zdrowie społeczne”. Dla wielu rodziców to sygnał alarmowy, że szkoła nie tylko chce uczyć, jak dbać o zdrowie, ale też wchodzi w obszar moralności, który do tej pory należał do rodziców, rodziny i Kościoła. Konferencja Episkopatu Polski jednoznacznie ostrzega katolickich rodziców, że w nowym przedmiocie pojawiają się treści niezgodne z wiarą uczniów będących katolikami. Osobiście widzę również te zagrożenia i podzielam obawy. Konkretnie na czym one polegają? Wymienię kilka: wizja seksualności oderwana od małżeństwa i rodzicielstwa, język tożsamości płciowych, narracja genderowa, wprowadzanie dzieci w zbyt intymne tematy w młodym wieku. Na przykład w klasie IV dzieci dowiedzą się, że masturbacja to „norma medyczna”, praktykowanie homoseksualizmu niczym nie różni się od współżycia małżeńskiego, a aborcja jest zwykłym świadczeniem medycznym. Poprzez zbyt szczegółowe dla 10-12 latków treści dzieci będą mocno konfrontowane z tematami przemocy seksualnej, seksualizowane przez nadmierne skupianie się na intymności w oderwaniu od moralności, pouczane o możliwości okaleczania narządów płciowych w ramach tak zwanej tranzycji. Dzieci spotkają się też z podważaniem tradycyjnych ról kobiety i mężczyzny oraz obrazu kobiecości i męskości, normalizowaniem homoseksualizmu i innych orientacji, jak transpłciowość, cispłciowość itp., z wprowadzaniem ich w praktykę seksu zamiast nauki o wstrzemięźliwości, promowaniem aktywności seksualnej u młodzieży, antykoncepcji postrzeganej jako zachęta do seksu. Co ciekawe, w nowym rozporządzeniu nie ma ani razu wprowadzonego pojęcia„ żona i mąż”. Taka edukacja według mnie, także jako diagnosty i terapeuty psychopedagogicznego, może prowadzić do zaburzeń w okresie dojrzewania, budząc w dzieciach niepokój zamiast bezpieczeństwa, oraz może pogłębiać problemy i kryzysy natury psychicznej. Słusznie więc w swoim apelu biskupi proszą katolickich rodziców, by nie wyrażali zgody na udział dzieci, wskazując, że „nie wolno ryzykować tożsamością i duchowym rozwojem najmłodszych”.
Nauczyciele od edukacji zdrowotnej
Kolejna wątpliwość dotyczy kadr. Ordo Iuris, analizując rozporządzenie, wskazuje na obniżenie wymagań wobec nauczycieli. Edukację zdrowotną mogą prowadzić nie tylko pedagodzy z przygotowaniem psychologicznym czy rodzinnym, ale także nauczyciele biologii, przyrody czy wychowania fizycznego. W efekcie osoby bez odpowiednich kompetencji będą decydować o sposobie przekazywania najbardziej wrażliwych treści. Instytut ostrzega również przed możliwością włączania do zajęć organizacji pozarządowych i aktywistów o niejasnym systemie wartości i nieprzejrzystym światopoglądzie, których programy edukacyjne od lat budzą kontrowersje. W ich ocenie oznacza to „outsourcing wychowania”, w którym szkoła przestaje być neutralna.
Tylko jedna opcja
Argumenty te wpisują się w szerszy katalog obaw. Po stronie moralnej można też wskazać na poważną groźbę relatywizacji norm. Na przykład zamiast mówić o wierności, małżeństwie i odpowiedzialności, edukacja zdrowotna wprowadza takie kategorie jak absolutna wolność wyboru, decydowanie według własnego widzimisię i kult przyjemności i egocentryzmu. Poza tym nowy przedmiot ignoruje naukę Kościoła i może podważyć katechezę, tworząc rozdźwięk między szkołą a wiarą wyniesioną z domu i z lekcji religii. W sensie duchowym i moralnym, muszę to mocno podkreślić jako etyk, obawa dotyczy odcięcia młodych ludzi od aretologicznego i aksjologicznego zaplecza, tak ważnego w wychowaniu moralnym człowieka, i zastąpienia go językiem wyborów indywidualnych – bez wskazania celu i sensu, jakim jest budowanie więzi i odpowiedzialności za drugiego. Wreszcie w wymiarze światopoglądowym uważam, że reforma jest absolutnie chybiona, ponieważ ten przedmiot próbuje narzucić jedną wizję człowieka i rodziny, marginalizując pluralizm opcji światopoglądowych i odbierając rodzicom priorytetowe prawo do decydowania o wychowaniu swoich dzieci.
„Urojeniówka” czy racjonalność
Czy zatem edukacja zdrowotna jest niebezpieczna? Owszem, w tym wydaniu zdecydowanie tak. Nie można bowiem edukować i „chronić” dzieci kosztem ich niewinności ani pod pozorem profilaktyki wprowadzać do szkół ideologicznych eksperymentów. Moim zdaniem ta reforma ma na celu wykorzystanie szkoły, pod płaszczykiem troski o zdrowie, aby ta kształtowała odgórnie przyjęty, określony światopogląd o proweniencji liberalno-materialistycznej, eliminując z jego formowania rodziców i rodziny. Tylko że to nie jest już edukacja, lecz ordynarna inżynieria społeczna.
Istota sporu polega więc na tym, kto, gdzie i według jakiej przyjętej antropologii i etyki ma mówić młodym o człowieku i jego rozwoju. Szkoła, państwo, organizacje pozarządowe? A może dom, rodzice, Kościoły czy związki wyznaniowe, do których wiele dzieci należy? To pytanie ma głęboki sens, ponieważ chodzi de facto o to, kto ma prawo definiować wartości, które będą kształtować następne pokolenie. Dla jednych edukacja zdrowotna jest koniecznym krokiem ku nowoczesności. Dla innych jest niebezpiecznym powiązaniem profilaktyki z ideologią. I dlatego właśnie na początku nowego roku szkolnego warto zadać sobie pytanie, czy ten spór to faktycznie, cytuję minister Nowacką, „obrzydliwa urojeniówka szurii” czy może realna troska o polskie dzieci i o przyszłość polskiej szkoły.
Zdzisława Kobylińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez