Polska piłka klubowa w windzie do góry

2025-08-10 10:53:55(ost. akt: 2025-08-10 10:56:24)
Jean-Pierre Nsame (Legia)

Jean-Pierre Nsame (Legia)

Autor zdjęcia: PAP/Leszek Szymański

Po więcej niż siedmiu latach chudych w polskim futbolu klubowym, przeplatanych spektakularnymi zwycięstwami poszczególnych klubów (zwycięstwo Lecha nad Juventusem czy remis Legii z Realem Madryt), zdaje się, że nadchodzą lata tłuste. Oby ich było więcej niż siedem. Na razie mamy drugi taki sezon, bo przecież w tym ostatnim: 2024/2025 Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa po raz pierwszy w historii dotarły do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Można oczywiście westchnąć i powiedzieć, że nic to w porównaniu z wyczynem tego samego klubu ze stolicy, który ponad pół wieku temu grał w półfinale ówczesnej Ligi Mistrzów, zwanej wtedy Pucharem Europy Mistrzów Klubowych (PEMK). Jednak „Miej proporcje, Mocium Panie”! Można w tym kontekście użyć powiedzenia, wykorzystywanego nieraz przy okazji piłki nożnej: „co było, a nie jest - nie pisze się w rejestr”.

W eurosezonie 2025/2026 polskie kluby idą jak burza, a raczej sztorm przez piłkarski ocean Starego Kontynentu. Nasze cztery drużyny grały w europejskich pucharach dziesięć razy - i mają świetny bilans: dziewięciu zwycięstw i jednego remisu! No i dzięki temu, z futbolowego drzewa europejskiej obfitości spadają na polską ziemię kolejne punkciki do rankingu UEFA. Polska w tej klasyfikacji, od której zależy nie tylko liczba polskich klubów w Lidze Mistrzów, Lidze Europy i Lidze Konferencji (skądinąd zwiększenie liczby polskich klubów z pięciu na sześć wydaje się na dzisiaj ekstremalnie trudne), ale także rozstawienie naszych reprezentantów w europejskich pucharach oraz szczebel rozgrywek, od którego powinny one zaczynać walkę o wielkie pieniądze i rankingowe punkty w LM, LE i LK.

Byłem w ubiegłym tygodniu wraz z synami na meczu warszawskiej Legii z Banikiem Ostrawa na stadionie przy Łazienkowskiej 3. Mogę tylko oklaskiwać legionistów, tak samo jak Lecha Poznań, Raków Częstochowę, Jagiellonię Białystok, nie tylko za walkę, ale też za skuteczność. Polskie kluby punktowały przeciwników - choć akurat to Legia miała najtrudniejszego rywala. I powiem szczerze, że tak płynnie, efektownie i efektywnie grającego klubu ze stolicy nie widziałem od lat. Zagrali najlepszy mecz, w mojej opinii, od ładnych kilku sezonów.
Duma rośnie, ale też, jak wiadomo, apetyt na sukces rośnie takoż w miarę jedzenia. Ba, nawet połykania przez naszą eksportową czwórkę w europucharach kolejnych zagranicznych drużyn...

Ryszard Czarnecki

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B