A może Boga wcale nie ma?
2025-08-03 11:21:36(ost. akt: 2025-08-03 12:19:52)
Nie tak dawno algorytm Facebooka podsunął mi wywiad z panem prof. Marcinem Majewskim, znanym i cenionym polskim biblistą i teologiem. Pracownikiem naukowym Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się on w teologii Starego Testamentu, archeologii biblijnej i języku hebrajskim. Prowadzi bardzo popularny kanał edukacyjny na YouTube, gdzie dzieli się wiedzą o Biblii i jej kontekstach kulturowych. Ponieważ wiem, kim jest profesor od strony naukowej, a kilkoro moich znajomych systematycznie słucha jego wykładów w internecie, z chęcią zatrzymałam się na tym wywiadzie.
Z ciekawością wysłuchałam jego odpowiedzi na krótkie pytania do pewnego momentu, w którym profesor, jak wspomniałam – teolog biblista, wybitny znawca Biblii, tak odpowiedział na następujące pytania:
Czy myślisz, że istnieje życie po śmierci?
Odpowiedź: Jakaś forma życia może istnieć.
Odpowiedź: Jakaś forma życia może istnieć.
Jeżeli mógłbyś poznać odpowiedź na jedno pytanie, to jakie pytanie byś zadał?
Odpowiedź: Czy Bóg istnieje?
Odpowiedź: Czy Bóg istnieje?
Smutek i zdziwienie
Nie wiem, czy bardziej byłam zaskoczona jego słowami czy zasmucona... Z pewnością profesor odpowiedział na nie szczerze.
Naturalnie rozumiem, że wiara to złożony proces, a nie jednorazowa decyzja, i może ona ewoluować, że wątpliwości są częścią wiary, są potrzebnym elementem wzrastania duchowego, że czasami kwestionowanie jej może prowadzić do głębszego zrozumienia lub jej ugruntowania. Jednak profesor teologii, biblista, który uczy innych na katolickim uniwersytecie, podobnie jak i ksiądz głoszący Słowo Boże czy katechizujący katecheta, wydaje się, że tę wiarę powinien mieć już dobrze ugruntowaną, mocną. Powinien być już na etapie niezgłaszania (szczególnie publicznie) zasadniczych wątpliwości, co do samych fundamentów, zarówno osobistej wiary, jak i własnej profesji bycia teologiem, którą uprawia od dziesiątków lat. Zwłaszcza, gdy ów biblista i teolog katolicki ma nauczać treści tak fundamentalnych, jak objawienie się osobowego Boga poprzez swoją Najświętszą Księgę – Biblię. Zadanie pytania: „czy Bóg istnieje?” jest podważeniem jej statusu jako objawionego Słowa Bożego. Jest też w konsekwencji wyartykułowaniem przeświadczenia, że… Jezus Chrystus nie jest Bogiem. Jest więc to w istocie akt... ateizmu. Tak to rozumiem.
"Nadprzyrodzony zmysł wiary"
Od zawsze teologia katolicka była rozumiana nie tylko jako nauka akademicka, ale przede wszystkim jako służba prawdzie objawionej, której ostatecznym przedmiotem jest Bóg. Teologia jako nauka, odpowiadając na wezwanie prawdy, poszukuje bez wątpienia zrozumienia wiary (fides quaerens intellectum, Anzelm Canterbury). Jak wynika to z opublikowanej przez dawną Kongregację Nauki Wiary „Instrukcji o powołaniu teologa w Kościele. Donum veritatis” Josepha kard. Ratzingera z 1990 roku – przedmiotem teologii jest Prawda, żywy Bóg i Jego objawiający się w Jezusie Chrystusie plan zbawienia, teolog – z racji swojego powołania – musi żyć intensywną wiarą i zawsze łączyć badania naukowe z modlitwą. Pozwoli mu to wyrobić sobie większą wrażliwość na "nadprzyrodzony zmysł wiary", od którego wszystko zależy i w którym znajdzie niezawodną regułę kierującą jego refleksją oraz kryterium oceny poprawności jej wyników. Z tych słów wynika jasno, że to wiara w przypadku teologa jest niezawodną regułą, której teolog musi się trzymać i do której ma się odwoływać w interpretacji wyników swoich badań. Pokażę tę myśl na podstawie podejścia do tego zagadnienia przez świętego Tomasza z Akwinu. Akwinata uważał, że w przypadku sprzeczności między argumentami rozumu a prawdami objawionymi, należy uznać, że rozum popełnił błąd i całą racjonalną analizę rozpocząć od nowa. Oznacza to, że jeśli wyniki dociekania rozumowego stoją w konflikcie z wiarą, to rozum zawiódł, gdyż, jak twierdził Tomasz, nie może być sprzeczności między wiarą a rozumem, bo obie pochodzą od Boga, a ponieważ prawda jest jedna, możemy być pewni, że wiara i rozum nigdy naprawdę nie sprzeciwiają się sobie. Tomasz ponadto podkreślał, że rezultaty wiary są pewniejsze niż te poznane przez rozum, ponieważ objawienie jest nieomylne, a rozum jest omylny. Dlatego prawdy wiary stanowią punkt odniesienia i kryterium dla rozumowych dociekań. W razie rzeczywistego konfliktu między wynikami rozumu a wiarą, pierwotnie należy uznać błąd rozumu, a Objawiona prawda ma precedencję i służy jako kryterium weryfikacji wyników dociekań filozoficznych i teologicznych.
Harmonia między wiarą a rozumem
W przywołanej „Instrukcji o powołaniu teologa” wyraźnie akcentuje się, że istotą teologii jest prawda, którą jest żywy Bóg i Jego plan zbawienia objawiony w Jezusie Chrystusie, dlatego teolog jest powołany do pogłębiania własnego życia wiary i nieustannego łączenia badań naukowych z modlitwą. Jeżeli ktoś, kto uczy studentów teologii katolickiej, podkreśla zarazem, że sam wątpi w istnienie Boga lub nie podziela wiary w życie wieczne, czyli w fundamentalne prawdy katolickiej wiary, staje wobec poważnego paradoksu: jak może autentycznie i z przekonaniem przekazywać to, czego sam nie uznaje?
W kontekście akademickim wolność badań naukowych jest wartością niezwykle cenioną, jednak w teologii, bez względu na pragnienie otwartości i krytycyzmu, badania te muszą pozostawać „w ramach wiary Kościoła”. Odrzucenie tych zasad grozi tym, co „Instrukcja” określa klarownie - „usunięcie principiów Objawienia oznaczałoby zaprzestanie uprawiania teologii”. Skoro celem teologii jest zgłębianie treści objawionych i przekazywanie ich kolejnym pokoleniom, to fundamentem tej działalności musi być przekonanie o realności i znaczeniu tego objawienia.
Również Papież Jan Paweł II w swojej encyklice „Fides et ratio” ukazał konieczność harmonii między wiarą a rozumem, pisząc, że wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby człowiek - poznając Go i miłując - mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie (por. Wj 33, 18; Ps 27 [26], 8-9; 63 [62], 2-3; J 14, 8; 1 J 3, 2).
Również Papież Jan Paweł II w swojej encyklice „Fides et ratio” ukazał konieczność harmonii między wiarą a rozumem, pisząc, że wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby człowiek - poznając Go i miłując - mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie (por. Wj 33, 18; Ps 27 [26], 8-9; 63 [62], 2-3; J 14, 8; 1 J 3, 2).
„A ja potrzebowałem nadziei”
Jeśli wykładowca wprowadza element agnostycyzmu czy ateizmu w nauczanie, które teologia ma kształtować, umacniając wiarę, ryzykuje, że studenci nie doświadczą tego „wzlotu ku prawdzie” i uznają dyskurs teologiczny jedynie za kolejny obiekt czysto akademickiej analizy. W najlepszym razie pozostaną „badającymi mit”; w najgorszym utracą zapał do pogłębiania własnej wiary lub zupełnie z niej zrezygnują. Co potwierdzają komentarze internautów. Pod tym wywiadem jedna z komentatorek napisała na Facebooku: „Serio? Jedno pytanie: czy Bóg istnieje? To on mimo całej swojej wiedzy wątpi? To ja teraz też!!!!”. Ktoś inny dodał: „No to namieszał mi pan profesor w głowie znacznie bardziej, niż dotychczas…”, inny: „A ja potrzebowałem nadziei…”. Przyznam, że po przeczytaniu tych komentarzy nie chciałabym być w skórze profesora i brać tak poważną odpowiedzialność za te wypowiedziane publicznie słowa, które ktoś krótko podsumował: „to nie jest odpowiedź chrześcijanina”.
Kwestia odpowiedzialności
Papież Benedykt XVI podkreślał wielokrotnie, że wiara teologa musi być zakorzeniona w jedności z Kościołem. Jeśli zatem teolog ma za zadanie prowadzić wiernych do pełni prawdy, to wierność nauczaniu Kościoła nie jest jedynie aktem zewnętrznej lojalności, lecz wynika z uznania autorytetu Magisterium. W tym kontekście zatrudnianie na wydziałach teologii, zwłaszcza uczelni katolickich, osób wykluczających lub wątpiących w prawdy wiary jawi się jako istotne naruszenie misji uczelni katolickiej. Skutki takiej sytuacji sięgają głębiej niż tylko zamęt intelektualny. Studenci teologii to często kandydaci na kapłanów, osoby życia konsekrowanego, katechetów lub wierni pragnący pogłębić swoje rozumienie wiary. Spotkanie z wykładowcą, który sam kwestionuje fundamenty chrześcijaństwa, może prowadzić do osłabienia formacji duchowej, utraty odwagi do obrony wiary w środowisku pracy czy w rodzinie, a nawet do odejścia ze studiów. Teologia, zgodnie z jej etymologią, to nauka o Bogu (z gr. theos = Bóg, logos = słowo, nauka). Gdy nie ma przekonania o realności tego przedmiotu, teologia zostaje sprowadzona do poziomu studium mitologii czy literatury pięknej, a więc pozostaje tylko zestawem opowieści o „krasnoludkach” czy innych fantastycznych stworzeniach. Możemy o nich opowiadać ze znawstwem, aby na końcu powiedzieć, „wszystko ok, ale one nie istnieją”.
Odpowiedzialność za zachowanie integralności nauczania spoczywa nie tylko na pojedynczym wykładowcy, ale na całej wspólnocie akademickiej. Władze wydziału teologicznego i uczelni katolickiej powinny w statucie i regulaminach nie tylko jasno określić wymogi stawiane kadrze, na przykład, że kandydat na stanowisko profesora teologii katolickiej musi być praktykującym katolikiem, wykazywać aktywną akceptację nauczania Kościoła oraz gotowość do formacyjnej współpracy z Kościołem lokalnym, ale też poddawać to pewnej ewaluacji. Kiedyś od kandydatów na studia na uczelniach katolickich wymagało się, aby poprzez zaświadczenie od proboszcza swojej parafii potwierdzali, że są praktykującymi katolikami. Bycie jednak profesorem na wydziale teologicznym, który uczy innych przedmiotów teologicznych, powinno podlegać jeszcze bardziej wymagającym zasadom.
Postawa agnostyczna czy ateistyczna wśród teologów katolickich może też podważać zaufanie wiernych do całej wspólnoty akademickiej danej jednostki, która kształci w zakresie teologii. Uczelnia katolicka, zatrudniając wykładowców, których przekonania stoją w sprzeczności z misją Kościoła, przekazuje sygnał: „teologia to jedynie zawód, a wiara, to sprawa prywatna”.
Nikt nie może nikogo do wiary przymuszać
Nie chcę jednak, aby to wszystko oznaczało, że każdy wykładowca nie ma prawa do zadawania pytań lub wątpliwości. Czytam jednak w „Instrukcji”, że choć „wolność poszukiwań jest wpisana w poznanie rozumowe, którego przedmiot pochodzi z Objawienia, przekazanego i interpretowanego w Kościele pod zwierzchnictwem Urzędu Nauczycielskiego i przyjętego przez wiarę, to pominięcie tych mających zasadnicze znaczenie założeń oznaczałoby zaprzestanie uprawiania teologii”. Zdrowa teologia wymaga racjonalnego dialogu, dyskusji, krytycznego namysłu, otwartości na nowe perspektywy. Jednak ten dialog musi odbywać się w kontekście pewnych ram, jak choćby przytoczona „Instrukcji o powołaniu teologa”. Bo jeśli postawa agnostyczna czy sceptyczna, a nawet ateistyczna, staje się stałym programem wykładów, seminariów, konwersatoriów, to nauczanie wątpiących czy niewierzących teologów przemienia się w swojego rodzaju głoszenie propagandy, a nie zdrowej nauki, a Kościół przy tym traci swoje narzędzie formacji kapłanów i katechetów.
Może też zdarzyć się, że jednak profesor wiarę straci, jak były ksiądz prof. Wojciech Polak, apostata, kiedyś działający pod swoim rodowym nazwiskiem Węcławski. Kościół to przewiduje, wyraźnie podkreślając w 36 punkcie” „Instrukcji”, że „Wolność aktu wiary nie może być usprawiedliwieniem prawa do różnicy zdań. W rzeczywistości nie oznacza ona bynajmniej wolności wobec prawdy, lecz wolność samookreślenia osoby zgodnie z jej moralnym obowiązkiem przyjęcia prawdy. Akt wiary jest aktem wolnym, ponieważ człowiek wyzwolony przez Chrystusa Zbawiciela i przez Niego wezwany do synostwa Bożego (por. Rz 8, 15; Ga 4, 5; Ef 1, 5; J 1, 12) może przylgnąć do Boga wówczas, gdy "pociągnięty przez Ojca (J 6, 44), składa Bogu hołd swojej wiary (Rz 12, 1)". Jak przypomniała Deklaracja Dignitatis humanae, żadna ludzka władza nie ma prawa ingerować przez przymus lub naciski w ów wybór, który przekracza granice jej kompetencji. Poszanowanie prawa do wolności religijnej jest podstawą poszanowania wszystkich praw człowieka. A więc nikt nie może nikogo do wiary przymuszać, wymagać jej od kogokolwiek. Także od nauczyciela akademickiego z katolickiej uczelni. Akt wiary jest wolny, ale jeśli jej brak lub jest tylko tyle, aby móc pobierać pensję na katolickiej uczelni - szanujący się teolog nie powinien kontynuować swojej profesji jako nauczyciel teologii, choć może przecież nadal prowadzić swoje badania w sposób swobodny i w pełni autonomiczny lub nauczać na uczelni świeckiej.
„Jeżeli Boga nie ma, to nie wszystko człowiekowi wolno"
Teologia katolicka ma swą tożsamość wpisaną w wiarę Kościoła. Profesorowie, którzy jej uczą, myślę, sami powinni żyć głęboką wiarą i pozostawać w jedności z Magisterium. Pozwoli to nie tylko zachować spójność nauczania, lecz także ochroni studentów przed dezorientacją, wspomoże ich duchową formację oraz umocni autorytet uczelni katolickiej wśród wiernych. W przeciwnym wypadku cała misja kształcenia straci swój sens, a teologia stanie się jedynie pękniętym lustrem, w którym nie sposób odnaleźć odbicia Bożej prawdy.
Czesław Miłosz na pytanie zadawane przez bohaterów twórczości Dostojewskiego „A może Boga wcale nie ma? - odpowiedział: "Jeżeli Boga nie ma, to nie wszystko człowiekowi wolno. Jest stróżem brata swego i nie wolno mu brata swego zasmucać, opowiadając, że Boga nie ma".
Zdzisława Kobylińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez