Unia – Chiny: Krytykować i handlować (na potęgę)

2025-07-13 12:54:00(ost. akt: 2025-07-13 12:58:40)
Przewodniczący Rady UE Antonio Costa i chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi.

Przewodniczący Rady UE Antonio Costa i chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi.

Autor zdjęcia: EPA/OLIVIER MATTHYS

Stosunki między UE27 a Chinami to temat nie tylko dla ekonomistów czy politologów, ale także – a może przede wszystkim – psychiatrów. Oto bowiem relacje Unia Europejska – Chińska Republika Ludowa z perspektywy Brukseli są przykładem ostrej schizofrenii. I tak z jednej strony mamy do czynienia z ostrymi antychińskimi wypowiedziami różnych polityków z unijnego establishmentu, a także z rezolucjami europarlamentu potępiającymi Chiny (z różnych skądinąd powodów), a z drugiej Europa handluje z Chinami w najlepsze.

Niechętne Pekinowi filipiki w parlamencie z siedzibami w Strasburgu i Brukseli mają miejsce w tym samym czasie, gdy Eurostat, czyli odpowiednik unijnego GUS, ogłasza jednoznaczne liczby dotyczące eksportu z UE27 do Państwa Środka oraz importu z tego kraju drugiej gospodarki świata (po USA) i drugiego na globie pod względem ludności (po Indiach) do państw członkowskich stanowiących Unię. Fakty gospodarcze są jednoznaczne: UE eksportuje do Chin towary o wartości 213,3 miliarda euro, importuje natomiast za kwotę 517,8 miliarda euro. Deficyt handlowy wynosi więc 304,5 miliarda euro! To największy deficyt w unijnych stosunkach handlowych z całym światem.

Żeby zobrazować ekonomiczne uzależnienie Europy od Chin, któremu jednocześnie towarzyszą dąsy i pomruki niezadowolenia, powiem, że import z Chin to przeszło 1/5 całego importu krajów Unii Europejskiej! A dokładnie 21,3 procent. Pekin to największy partner handlowy UE27. Z kolei w drugą stronę eksport do Chin to zaledwie niespełna 1/12 całego eksportu unijnego (dokładnie 8,3 procent). Na liście unijnych eksporterów Chiny zajmują trzecie miejsce. Oczywiście można powiedzieć, że szereg państw afrykańskich czy choćby Kirgistan to kraje, które już całkowicie siedzą w kieszeni Chińskiej Republiki Ludowej i gdyby prezydent Xi miał taki kaprys, to mógłby ogłosić bankructwo niektórych postsowieckich krajów Azji Środkowej i jeszcze większej liczby państw Czarnego Lądu, jak kiedyś – w czasach przed wszechobecną political correctness, czyli polityczną poprawnością – nazywano kontynent afrykański.

„Nie ma niepolityki. Wszystko jest polityką” – twierdził niemiecki powieściopisarz Thomas Mann (ten od „Czarodziejskiej góry”) i pewnie miał rację. Skoro tak, to znaczy, że gospodarcza ekspansja Chin, widoczna zwłaszcza w XXI wieku, może się z czasem przekształcić w wyraźne zwiększenie wpływów politycznych.
Ludowe przysłowie mówi: „Krowa, która głośno ryczy, mało mleka daje”. Autorzy wystąpień w PE w stolicy Alzacji czy w stolicy Belgii, w których jeżdżą po Pekinie jak po łysej kobyle, zupełnie nie widzą, że oni sobie, a europejski biznes sobie. Europejscy politycy okładają Chińczyków propagandowymi kijami, a europejskie firmy na potęgę tam eksportują i jeszcze bardziej importują. Pełna schiza. Jak to świadczy o unijnych politykach? Cóż, wiadomo jak. Rzecz w tym, że oswojono nienormalność. A to źle wróży. Zwłaszcza Europie.

Ryszard Czarnecki

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B