Rumunia dla Simiona? Simion dla Rumunii?
2025-05-11 09:45:30(ost. akt: 2025-05-11 09:46:07)
Kreślę te słowa w Bukareszcie, gdzie spędziłem sześć dni w związku z pierwszą turą rumuńskich wyborów prezydenckich. Wygrał je George Simion – kandydat konserwatywnej, narodowej prawicy i to z taką przewagą (41 procent zdobytych głosów przy 21 procentach głosów oddanych na jego rywala, burmistrza stolicy, liberała Nikuşhora Dana), że wydaje się być na autostradzie, przy której jest tabliczka z napisem „Głowa państwa”. Jednak długie lata w polityce przekonały mnie, żeby zawsze dmuchać na zimne, a więc i w tym przypadku sukces człowieka, którego znam od wielu lat, odtrąbić 19 maja, czyli dzień po drugiej turze wyborów w Rumunii (i jednocześnie I turze wyborów w Polsce), a nie paręnaście dni przed nią.
Rumuni być może bardziej szanują władzę niż Polacy. Czymś trzeba wytłumaczyć fakt, że podczas gdy w ostatnich 35 latach w Polsce było aż sześciu prezydentów: Jaruzelski – formalnie, Wałęsa, Kwaśniewski, śp. Kaczyński, Komorowski oraz Duda i tylko dwóch z nich sprawowało ten urząd dwie kadencje (Kwaśniewski i Duda), to w tym samym czasie Rumunia miała tylko czterech prezydentów (Iliescu, Constantinescu, Băsescu, Iohannis). Jeżeli nowo wybrany prezydent nie popełni żadnych poważniejszych błędów, a zdrowie mu dopisze, to i on będzie sprawował urząd pierwszego obywatela dziesięć lat. Dziesięć, bo kadencja prezydenta wynosi w Rumunii tyle, ile w Polsce, czyli pięć lat, w odróżnieniu od np. USA, gdzie jest tylko czteroletnia.
Realna władza prezydenta jest w największym państwie Bałkanów większa niż w Polsce, choć niewiele większa. Na pewno głowa państwa nieformalnie znaczy w Bukareszcie sporo więcej niż w Warszawie.
Rumuni mają dość swojego establishmentu. Taki jest wniosek z wyborów prezydenckich w tym kraju, które przecież odbywają się tam po raz drugi w ciągu ledwie pięciu miesięcy, co jest rekordem w skali świata. Te pierwsze, w listopadzie i grudniu 2024 roku, zostały odwołane dosłownie kilka dni przed II turą w absolutnie skandalicznych okolicznościach, praktycznie bez żadnych podstaw prawnych i uzasadnionych zarzutów. Władza zlekceważyła zwykłych obywateli – no i wtedy obywatele zlekceważyli władzę, a w zasadzie dali jej dwukrotnie czerwoną kartkę: dwukrotnie kandydat koalicji rządowej startował w wyborach prezydenckich i dwukrotnie nawet nie wchodził do drugiej tury. Spotkało to najpierw urzędującego premiera Marcela Ciolacu (był premierem od 15 czerwca 2023 roku do 6 maja 2025 roku), a potem Crina Antonescu. Nic dziwnego, że wówczas premier podał się do dymisji (choć oczywiście później tę dymisję cofnął). Teraz pan Ciolacu podał się do dymisji po raz drugi. Ciekawe, czy i tym razem to odwoła. To kurczowe trzymanie się stołka przez szefa rządu widzą jego rodacy i to jest jeden z powodów, dla którego potem głosują na antyestablishmentowego George Simiona. Czy ich głosy wystarczą, aby został piątym – po zamordowanym Nicolae Ceauşescu – prezydentem Rumunii od 1976 roku? To bardzo prawdopodobne.
Ryszard Czarnecki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez