Czarno-czerwone Niemcy: Od maja wielka koalicja

2025-04-12 21:52:05(ost. akt: 2025-04-12 21:55:20)
Parlament niemiecki

Parlament niemiecki

Autor zdjęcia: Pixabay

Łacińska maksyma „Nihil novi sub sole” („Nic nowego pod słońcem”) doskonale pasuje do opisu sytuacji politycznej w Niemczech. Podobne słowa z Księgi Koheleta, syna Dawida, króla Jerozolimy, opisują to samo, tylko w wersji hebrajskiej, czyli pewną powtarzalność, cykliczność, a nawet monotonię życia ludzkiego, jednak do niemieckiego życia partyjno-rządowego nadają się świetnie. Oto bowiem nad Renem i Szprewą wraca to, co w powojennej historii NRF (Niemiecka Republika Federalna), a potem RFN (Republika Federalna Niemiec), miało miejsce w ostatnich przeszło siedmiu dekadach szereg razy. Chodzi o Grosse Koalition, czyli wielką koalicję. Historycznie nazywana była też koalicją czarno-czerwoną, bo przecież kolor czarny symbolizuje centroprawicową CDU-CSU, a kolor czerwony w oczywisty sposób lewicową SPD. Ostatni raz w Niemczech było tak aż do roku 2020, kiedy w miejsce takiegoż Schwartz-Rot gabinetu powstała koalicja SPD-Zieloni-FDP (liberałowie).

Ta koalicyjna powtarzalność to dla niemieckiej demokracji rzecz jednocześnie dobra i zła. Dobra, bo przez dekady gwarantowała ciągłość, stabilność, kontynuację. Zła, bo u wielu wyborców powstało z czasem wrażenie sitwy, w której ręka rękę myje i najwyżej zmienić się może kanclerz, bo i tak rząd będą tworzyć z grubsza te same partie.

Wybory w Niemczech były w lutym, a rząd będziemy mieli już w maju, a więc trzy miesiące po elekcji. Nic to w porównaniu z ostatnim, czwartym gabinetem Angeli Merkel, który został urodzony po półrocznych bólach porodowych na Wielkanoc 2018. Nic to w porównaniu z Królestwem Belgii, w którym po wyborach w czerwcu 2024 roku rząd powstał w marcu 2025 roku, czyli urodził się po okresie pełnej ciąży. Nie mówiąc o wcześniejszych wyborach w Belgii, po których raz nie było rządu prawie dwa lata, a innym razem prawie półtora roku.
W Berlinie dogadała się CDU przyszłego kanclerz Friedricha Merza (przez lata wielkiego oponenta kanclerz Merkel w ramach wewnątrzpartyjnej opozycji) ze swoją bawarską siostrą CSU Markusa Sodera i przegraną w ostatnich wyborach SPD Larsa Klingbeila.

Na dłuższą metę politycznie zyska na tym antyestablishmentowa, antyimigracyjna, antyunijna Alternatywa dla Niemiec (AfD).
Piszę te słowa przed konferencją prasową, na której będą podane szczegóły owego porozumienia. Jedno jest pewne: wieszczona przeze mnie od miesięcy wielka koalicja w Berlinie powstanie na pewno, a mocno prawicowa AfD po raz pierwszy w historii została liderem sondaży. Prawicowy zegar nad Szprewą tyka coraz szybciej...

Ryszard Czarnecki

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B