Proś o łaskę, abyś nie był wycięty
2025-03-22 18:00:54(ost. akt: 2025-03-22 18:09:18)
„Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: «Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go. Po co jeszcze ziemię wyjaławia?». Lecz on mu odpowiedział: «Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć»”.
Bezpłodny figowiec
Przypowieść z czytanej Ewangelii na trzecią niedzielę Wielkiego Postu naprawdę daje do myślenia i skłania do głębokiej refleksji nad samym sobą. Bo czyż nie jestem ową bezpłodną figą, która nadaje się tylko do wycięcia? Popatrzmy na ów ogród. Znajduje się w nim drzewo, które zajmuje określone miejsce i pomimo troski ogrodnika, pielęgnacji, chodzenia wokół niego, nawożenia, nawadniania, przycinania drzewo nadal nie wydaje owoców i wyjaławia ziemię. Zabiera tylko żyzne poletko, na którym mogłoby rosnąć inne pożyteczne drzewo. Nic dziwnego, że właściciel ogrodu jest już zirytowany i każe ogrodnikowi to drzewo usunąć. Zwłaszcza że ten proces destrukcji trwa już kilka lat i nie widać żadnej nadziei na postęp, na poprawę. Tak, zagniewanie i zniecierpliwienie właściciela figowca jest jak najbardziej zrozumiałe i usprawiedliwione.
Niejednokrotnie my sami jesteśmy w podobnej sytuacji. Obiecujemy sobie zmianę, wdrażamy plan naprawczy, postanawiamy coś sobie, zapisujemy je, deklarujemy, a nawet przyrzekamy, że już nigdy więcej tego lub tamtego nie zrobimy, zerwiemy destrukcyjne kontakty, zaprzestaniemy pewnego postępowania i… I nic! Myślimy więc, że w takim razie zaczniemy od początku, na przykład w Wielkim Poście. Wtedy nam się uda, bo to wyjątkowy okres, a tymczasem… Ktoś, kto takie postanowienia powziął w związku z tegorocznym Wielkim Postem, powiedział mi wczoraj, że jest już zmęczony, zasmucony, zirytowany, a wręcz zniechęcony do siebie samego, bo postępów jak nie było, tak, niestety, nie ma. Determinacji i woli starczyło zaledwie na kilka dni. I nadal jest tym bezpłodnym figowcem.
Jałowa ziemia – jałowe życie
To doświadczenie poczucia niemocy, zniechęcenia, „bezpłodności” życiowej jest doświadczeniem powszechnym. Dotykało ono ludzi, którzy żyli w czasach Jezusa, dotyka też człowieka współczesnego. Ileż razy przecież odczuwamy, że życie umyka nam, że przelatuje przez palce, że marnujemy dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata na egzystencję na jałowym biegu. Ileż to razy obiecujemy sobie samym poprawę, wdrożenie potrzebnych zasad, zmianę nawyków, unikanie okazji do grzechów wiodących, porzucenie nałogów, zadbanie o zdrowie, o dobre relacje itd. Cóż, kiedy życie samo weryfikuje, że nic z tego nie wynika. Są to tylko czcze słowa, złudne marzenia, życiowa fantasmagoria…Bezpłodny figowiec. Żywy trup. Wegetuje, ale nie żyje pełnią życia i nie przynosi żadnych pożywnych owoców. Z czego wynika ta jałowość, zwłaszcza chrześcijan, którzy powinni być tymi najlepszymi, najzdrowszymi drzewami w ogrodzie Pana? Moim zdaniem jest ona wynikiem zaniedbania łaski, którą Bóg dał nam już na chrzcie świętym. Nie troszczymy się o łaskę Bożą, nie zabiegamy o nią.
Życiodajna łaska
Warto w tym miejscu przypomnieć sobie, czym ona jest. Otóż łaska w Piśmie Świętym ma wiele różnych form i znaczeń. Słowo „łaska” w języku greckim, w jakim jest napisany Nowy Testament, to charis, co znaczy: „to, co przynosi rozkosz, radość, szczęście lub pomyślność”, a w języku hebrajskim pojawia się pod postacią różnych słów. Oznacza ona czynienie dobra, życzliwość, przychylność, szacunek, sympatię, życzliwość, serdeczność, zainteresowanie, bliskość, błogosławieństwo Boga. Jest też ona formą przymierza, związku, relacji, usprawiedliwienia, uczynienia człowieka kimś nowym. Łaska to więc też zmiłowanie rozumiane jako miłosierdzie, jak również wierność Boga wobec człowieka. A więc pod tym pojęciem kryje się cały stosunek Boga do nas, który czeka, aby nam towarzyszyć, wesprzeć nas, wzmocnić, ocalić. Ale pod jednym wszakże warunkiem: że człowiek chce tego i prosi o to. Tymczasem często odpowiada on Bogu: „bez łaski”, „obejdę się bez Twojej łaski”. I nadal jest letni, miałki, byle jaki, mierny, nie zrywa z grzechem, nie idzie do spowiedzi świętej, a w czasie mszy, gdy inni przyjmują komunię świętą, siedzi rozparty w ławce i zadowolony z siebie, jakby odmawiał zjedzenia cukierka, który nie jest zdrowy i nie potrzebuje go. Podobnie jak ślubu kościelnego, sakramentu chorych (bo ostatnie namaszczenie wywołuje lęk), modlitwy, która jest zawracaniem głowy Bogu (choć naprawdę jest to tylko wyraz własnego duchowego lenistwa, a nie troska o Boga).
Nie prosimy zatem o łaskę, nie zabiegamy o nią, nie troszczymy się o jej obecność w życiu, obywamy się bez niej. Tylko że owoce takiej postawy są niestety żadne, a czasami po prostu zatrute, co na jedno wychodzi. Sami sobie zagradzamy dostęp do światła i nie wzrastamy, hamujemy rozwój duchowy i moralny, czasami aż do uschnięcia. A przecież roślina, podobnie jak człowiek, potrzebuje dostępu do światła, aby wystrzelić w górę. Samochód nie zapali, nawet jeśli jest najpiękniejszy z zewnątrz i najdroższy, gdy akumulator jest rozładowany. Podobnie jest z komputerem, z którego mało skorzystamy, gdy nie jest podłączony do sieci. Przedmioty te stają się wówczas tylko, może i wspaniałymi, gadżetami, ale bez żadnej wartości.
Nie prosimy zatem o łaskę, nie zabiegamy o nią, nie troszczymy się o jej obecność w życiu, obywamy się bez niej. Tylko że owoce takiej postawy są niestety żadne, a czasami po prostu zatrute, co na jedno wychodzi. Sami sobie zagradzamy dostęp do światła i nie wzrastamy, hamujemy rozwój duchowy i moralny, czasami aż do uschnięcia. A przecież roślina, podobnie jak człowiek, potrzebuje dostępu do światła, aby wystrzelić w górę. Samochód nie zapali, nawet jeśli jest najpiękniejszy z zewnątrz i najdroższy, gdy akumulator jest rozładowany. Podobnie jest z komputerem, z którego mało skorzystamy, gdy nie jest podłączony do sieci. Przedmioty te stają się wówczas tylko, może i wspaniałymi, gadżetami, ale bez żadnej wartości.
Interes z Bogiem
Dlatego to święty Paweł jakże trafnie podpowiedział, co robić, gdy jesteśmy skłonni do złego, gdy jesteśmy słabi. Należy korzystać z łaski, jaką chce nam ofiarować sam Bóg: „«Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa”. Jeśli jestem słaby, to Bóg mi jej udzieli, co więcej, w miejsce mojej słabości, wejdzie Jego moc. Zakiełkuje we mnie nowe życie, rozpocznie się proces przemiany, zacznę rozwijać się ku Bogu. Co za deal, powiedzielibyśmy współczesnym językiem! Interes życia! Tylko trzeba to wiedzieć i o to poprosić.
Łaska nie jest dawana za coś, nie jest wymianą dóbr, nie trzeba na nią sobie zasłużyć. Jest darmowa, jest więc darem – „Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił”. Jest mocą, by wykonywać wolę Bożą, a więc czynić dobro i wzrastać w nim. Przyjęcie łaski jest niczym innym jak nawróceniem. Dlatego tej niedzieli słyszymy przed Ewangelią świętą aklamację: „Nawracajcie się, bliskie jest królestwo niebieskie”.
Papież Franciszek mówi, że „nigdy nie jest za późno, aby się nawrócić, ale to jest pilne, już jest czas! Zacznijmy dzisiaj”. Aby nie przyszedł kolejny rok, w którym ogrodnik wytnie bezużyteczny figowiec.
Zdzisława Kobylińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez