Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma
2025-02-22 09:27:06(ost. akt: 2025-02-22 09:30:01)
To staropolskie przysłowie, jeszcze z czasów I Rzeczypospolitej, obrazujące swoisty klincz, mówiąc językiem pięściarskim, pasuje, niestety, jak ulał do ciągnącej się w nieskończoność naszej, polskiej sportowej wojny domowej. Wojny resortowego ministerstwa z Polskim Komitetem Olimpijskim. Już pisałem kiedyś, że owa wojenka –szkodliwa dla polskiego sportu – jest niczym brazylijska telenowela. Mamy właśnie jej kolejny odcinek. Tak, rodzima sportowa soap opera, czyli opera mydlana, trwa w najlepsze. Sorry: w najgorsze. Rzeczywiście przynosi tylko szkody. Wszystkim. Z polskim sportem na czele.
Najnowszy odcinek tej parasportowej „Isaury” przyniósł spotkanie ministra z prezesami związków sportowych, ale bez obecności prezesa PKOl. Szkoda, że pan minister nie zaprosił pana prezesa, bo jakby zaprosił, to z tego MMA – zawodnicy w garniturach i pod krawatami, obowiązkowo! – można by zrobić lajfa w telewizjach komercyjnych. Gwarantuję wysoką oglądalność...
Jak minister wyszedł, nastąpiła ustawka, czyli zbiorowe podpisywanie przez prezesów związków sportowych listu do szefa PKOl, coby ustąpił. A mi się znów przypomina inne stare polskie przysłowie: „Gadał dziad do obrazu, a obraz doń ani razu”. Wiadomo, że to będzie typowe rzucanie grochem o ścianę. List podpisało aż 22 prezesów związków sportowych na 26 obecnych. Tyle że część podpisała że strachu, że jak nie będzie ich podpisu, to im Ministerstwo Sportu I Turystyki obetnie resortowe pieniądze, z których większość związków żyje. Wcale to nie oznacza, że ci sami ludzie, jak by doszło do głosowania na forum PKOl, zagłosowaliby tak, jak chce minister, czyli przeciwko prezesowi narodowego komitetu olimpijskiego.
Dodatkowo część z tych prezesów reprezentuje dyscypliny nieolimpijskie i nie jest w związku z tym członkami zarządu PKOL. Coś wiem o tym jako członek władz (zarządu i prezydium) Polskiego Komitetu Olimpijskiego przez prawie sześć lat. Jednym słowem: prezes PKOl ma wciąż większość w tym organie, który może go teoretycznie odwołać. Ale walka trwa. Minister zagiął parol i nie odpuszcza, choć wolałbym, żeby taki wytrwały był w sprawie zdobywania pieniędzy dla polskiego sportu.
Cóż, parafrazując znany dowcip z czasów komunizmu: w polskim sporcie będzie taka walka o pokój, że kamień na kamieniu nie zostanie. Tylko sportu szkoda.
Ryszard Czarnecki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez