Światło nawrócenia

2025-01-26 10:27:33(ost. akt: 2025-01-26 10:42:48)
Nawrócenie Świętego Pawła w drodze do Damaszku

Nawrócenie Świętego Pawła w drodze do Damaszku

Autor zdjęcia: Wikipedia

25 stycznia w Kościele obchodzimy święto – nawiasem mówiąc, jedno z ważnych dla mnie – Nawrócenia św. Pawła Apostoła. Z tym faktem związany jest mój ulubiony obraz Michelangela Merisiego da Caravaggia, który został namalowany na samym początku XVII wieku. Oglądany przeze mnie dziesiątki razy, zawsze daje mi nadzieję, że ilekroć spadam na twardą i brudną ziemię grzechu, to jednak zawsze mogę liczyć na podniesienie mnie przez światło Bożej miłości i przebaczenia. Tak więc będąc w Rzymie, za każdym razem idę zobaczyć ten obraz, znajdujący się w kościele Santa Maria del Popolo w Rzymie, ponieważ widzę na nim także siebie.
Obraz przedstawia upadek Szawła z konia. Żyda, młodego faryzeusza z pokolenia Beniamina, który był znany z prześladowania chrześcijan. To on pilnował szat tych, którzy ukamienowali Szczepana wierzącego w Chrystusa. Szaweł jechał więc do Damaszku, wioząc listy uwierzytelniające, na mocy których w świetle prawa mógł zatrzymywać i więzić chrześcijan. Z pewnością był zadowolony z tego, że za jego chęcią działania będzie stało prawo. Jak typowego deontonomisty nie interesowała go zupełnie słuszność lub niesłuszność racji stojących za tym prawem, tylko możliwość rozprawienia się z chrześcijanami.

Czy jednak Paweł był okrutnikiem, czy może raczej nadgorliwcem, który bronił czystości wiary w Jahwe? Tymczasem tuż pod Damaszkiem „olśniła go nagle światłość z nieba, a gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” (Dz 9,1-6).

Caravaggio pokazał jednak całość tego zdarzenia nie w pełnym słońcu, ale w ciemnym, nieoczywistym kontekście, aby wydobyć tym samym lepiej postać Szawła oraz jego konia w blasku padającego na nich światła. Na obrazie zamiast dobrze widocznego zwierzęcia moglibyśmy raczej spodziewać się anioła, który byłby bardziej uzasadniony w okolicznościach nawrócenia, jednak artysta pokazuje wyjątkowej urody zwierzę, na które też pada ów blask. Opowiadając to zdarzenie, używam słowa „nawrócenie”, ale ono nie jest precyzyjne. Szaweł bowiem nie potrzebował nawracać się. On wierzył w Boga bardzo gorliwie, jak tylko może wierzyć dwudziestokilkulatek, który, z całą swą zapalczywością, chciał inaczej wierzących ścigać, a nawet zadawać im śmierć – jako apologeta Boga. Ale oto Jezus, zupełnie nieoczekiwanie, spotyka się z nim. Przychodzi i oświeca go. Jego światło pada na twarz Szawła, ale także na całość rzeczywistości jego życia, obrazowanego przez konia, który go niósł, a który też jest oświecony tym samym blaskiem. Ów blask był tak intensywny, że oślepiony jeździec spadł ze zwierzęcia na ziemię. Hełm leży obok, a Szaweł zamyka oczy, ponieważ nie może patrzeć na to światło, które intensywnie czuje. Prawdopodobnie wie, że za nim kryje się Osoba, bo widzimy, jak wznosi swe ramiona, jakby w czyimś kierunku, jakby kogoś chciał się chwycić lub objąć, i pyta: „Kto jesteś, Panie?”. A głos mu odpowiada: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić”. Widać po twarzy Szawła, że mimo niezwykłości i nagłości sytuacji młody jeździec nie boi się Go. Na jego twarzy nie ma strachu, śladów paniki czy wyjątkowego wstrząsu, jakiego doznają ludzie znienacka napadnięci. Jego twarz jest raczej spokojna, może tylko odrobinę widać na niej zdziwienie. Niestety, Szaweł traci wzrok. Pod wpływem spotkania ze światłem wchodzi w ciemność. Nie jest gotowy, by przejrzeć. Nie jest jeszcze chrześcijaninem. Następnie, jak czytamy w Biblii, zaprowadzony do Damaszku przez trzy dni musiał pozostawać w stanie przeżywania tego ogromnego i głębokiego doświadczenia spotkania z Chrystusem, ponieważ nie przyjmował ani pożywienia, ani wody. Potem spotyka się z Ananiaszem, jednym z uczniów Chrystusa, który go chrzci. Dopiero ten akt przywraca Szawłowi wzrok. Zaczyna widzieć, ale już jako nowy człowiek, ze zmienionym imieniem i tożsamością. Wszystko dostrzega w innym świetle. Jakby rzeczywistość nabrała innych form i barw. Nie ma już dawnego Szawła, młodzieńca, który „siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich” (Dz 9,1), jak informują nas Dzieje Apostolskie. Jest Paweł, który z miłością patrzy na świat i ludzi i który narodził się dla nowego życia, zmartwychwstał dla niego. Jego osoba i jego rzeczywistość, w najmniejszym szczególe, zostały prześwietlone przez Bożą miłość i łaskę. Ojciec Paweł Kosiński, jezuita, mówi: „Ten zwrot w jego życiu, ta przemiana całego jego istnienia nie była owocem procesu psychologicznego, dojrzewania albo intelektualnej i moralnej ewolucji, ale pochodziła z zewnątrz; nie była owocem jego myśli, lecz spotkania z Jezusem Chrystusem. W tym sensie nie było to po prostu nawrócenie, dojrzewanie jego «ja», lecz była to dla niego samego śmierć i zmartwychwstanie; obumarło jedno jego życie, a narodziło się z niego inne, nowe, z Chrystusem zmartwychwstałym”.

Mnie to pociesza, że każdy grzesznik, nawet tak wielki jak Szaweł, który aprobował zabójstwa innych i w nich uczestniczył, i tak wielki jak ja, ma swoją niepowtarzalną szansę spotkania się ze światłem prawdy, miłosierdzia i przebaczenia od Tego, który, jeśli tylko tego zechce, może pomóc zmienić się i rozpocząć nowe, przemienione życie. Jeśli Jezus mógł wkroczyć w życie Szawła, który Go o to nie prosił, a którego Szaweł szczerze nienawidził, to może również zmienić każdego innego, zwłaszcza tego, który tego pragnie.

Nieprzypadkowo opis tego zdarzenia znajduje się w Piśmie Świętym, aby uprzytomnić nam, że właśnie ten kolejny żydowski łotr, właśnie on, zostanie wielkim świętym Pańskim, że będzie apostołował wśród pogan i Żydów, że dotrze na europejski kontynent i powoła do życia, na mocy chrztu świętego, pierwszych chrześcijan, że to on odbędzie trzy wielkie podróże misyjne, że napisze kilkanaście listów, z których 13 weszło do kanonu Nowego Testamentu, że to on będzie autorem najpiękniejszego, jaki znamy, „Hymnu o miłości”. I że to wreszcie on zostanie męczennikiem za wiarę, ponosząc śmierć w Rzymie w 64 lub 67 roku. Tak, powtórzę, mnie to pociesza. I pokazuje, że nie ma nikogo, kto byłby tak daleko od Boga, że nie mógłby do Niego wrócić, a także daje nadzieję na bycie autentycznym chrześcijaninem poprzez osobistą relację z Bogiem, który dostępny jest w sakramentach świętych, w czasie sprawowania Eucharystii, który mówi poprzez słowa na kartach Pisma Świętego, który także objawia się w wydarzeniach oraz innych osobach, podobnych do Ananiasza, wspierających w czasie działania przemieniającej mocy Bożej łaski. Jeśli Bóg pozwolił Szawłowi na wyjście ze ślepoty grzechu i zła i zanurzył go w osobistym doświadczeniu Jego miłości, to może to uczynić z każdym z nas. W najmniej spodziewanym dla nas momencie.

Zdzisława Kobylińska

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B