Wiceminister sportu: Czas spłacić dług

2025-01-05 15:02:51(ost. akt: 2025-01-05 15:26:35)
Ireneusz Nalazek podczas Balu Sportu i Biznesu 2024

Ireneusz Nalazek podczas Balu Sportu i Biznesu 2024

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Piękno sportu polega także na budowaniu legend i oglądaniu niemożliwych wręcz do wyreżyserowania spektakli — mówi wiceminister sportu Ireneusz Nalazek w noworocznej rozmowie z "Gazetą Olsztyńską".
— Ludzie sportu nadają się do polityki? Pytam, bo fakt, że ktoś szybko biegał, daleko rzucał czy wysoko skakał, niejednokrotnie znaczy tylko, że kiedyś umiał szybko biegać, daleko rzucać czy wysoko skakać. Czasami to trochę za mało...
— Wie pan, w życiu nic nie jest czarno-białe, a nasza rzeczywistość przypomina różne odcienie szarości. Podobnie jest z ludźmi sportu, którzy po zakończeniu kariery zawodniczej decydują się wejść do świata polityki. Jedni czują się w niej jak ryby w wodzie, inni ponoszą spektakularne porażki, a jeszcze inni odnoszą większe lub mniejsze sukcesy. Tu nie ma reguły, aczkolwiek sport na pewno uczy odpowiedzialności, konsekwencji oraz kształtuje charakter. To są cechy, które przydają się w każdej profesji.

— "Poważny sport nie ma nic wspólnego z fair play. Wiąże się z nienawiścią, zawiścią, butą, nierespektowaniem jakichkolwiek zasad i sadystyczną przyjemnością bycia świadkiem przemocy: innymi słowy jest to wojna minus strzelanie”. Zna pan ten cytat?
— Znam, ale równie dobrze zamiast Orwella mógłby pan przywołać słowa Alberta Camusa, który napisał: „Po wielu latach, w trakcie których widziałem na świecie wiele rzeczy, wszystko, co wiem o moralności i powinnościach człowieka, zawdzięczam futbolowi”. Wszystko ma, jak mawiał klasyk, plusy dodatnie i plusy ujemne. Będę się jednak upierał, że w sporcie tych pierwszych jest znacznie więcej niż drugich.

— Zejdźmy zatem na ziemię, a właściwie do ministerialnych ław. Miniony rok był przełomowy w pana życiu?
— Jako sześćdziesięciotrzyletni człowiek trochę przełomów już przeżyłem (śmiech). Po otrzymaniu ministerialnej nominacji oczywiście czułem satysfakcję, ale też wielką odpowiedzialność wynikającą ze współodpowiadania za zarządzanie polskim sportem. W tym sensie był to więc przełom, jednak nie prowadzę i nie zamierzam prowadzić rankingu przełomowych momentów w moim życiu.

— Po igrzyskach olimpijskich w Paryżu, podczas których zdobyliśmy zaledwie jeden złoty medal, a w klasyfikacji medalowej uplasowaliśmy się w piątej dziesiątce, ma pan poczucie, że polski sport znalazł się na dnie?
— Może nie na dnie, ale wyjście ze swego rodzaju marazmu niewątpliwie wymaga gruntownych zmian o charakterze systemowym. Dlatego powstała „Strategia rozwoju sportu – IO Warszawa 2040”, która bynajmniej nie jest strategią organizacji IO na Wisłą. Efektem jej wdrożenia ma być realna zmiana w sposobie funkcjonowania rodzimego sportu.

— Wszystko fajnie, ale, czy próba organizacji przez Polskę IO w 2040 roku nie jest przysłowiowym porywaniem się z motyką na księżyc?
— A pamięta pan, jak kilkanaście lat temu dość powszechnie uważano, że piłkarskie Euro nas przerośnie? A to właśnie ten turniej okazał się milowym krokiem na drodze do rozwoju cywilizacyjnego naszego kraju. Powstanie w tak krótkim czasie nowoczesnych obiektów sportowych, hoteli i dróg nie byłoby możliwe bez tej, nie bójmy się tego powiedzieć, legendarnej imprezy z 2012 roku. Poza tym Euro przyczyniło się do pozytywnej zmiany wizerunku Polski za granicą.
Z tyłu głowy warto też pamiętać o casusie Barcelony, dla której igrzyska w 1992 roku stanowiły nowe otwarcie i na dobrą sprawę na nowo stworzyły legendę tego miasta, w którym przed 1992 rokiem nie było nawet plaży...

— Gdzie oglądał pan półfinałowy mecz naszych siatkarzy ze Stanami Zjednoczonymi?
— Na żywo w South Paris Arena 1! Niezapomniane emocje, ale nieskromnie przyznam, że właściwie cały czas byłem spokojny o końcowy wynik.

— Czyżby?
— Pewne rzeczy się po prostu czuje. I tak było wtedy. Nawiasem mówiąc, chłopaki grali pod ogromną presją pięciu przegranych ćwierćfinałów w latach 2004-2021. To musiało siedzieć w ich głowach, ale piękno sportu polega właśnie na budowaniu legend i oglądaniu niemożliwych wręcz do wyreżyserowania spektakli. NovakDjokovic zdobył w Paryżu upragnione złoto w swoim piątym, być może ostatnim, olimpijskim starcie. Tym samym przeszedł do historii, tworząc gotowy scenariusz na piękny film z happy endem.

— Lubi pan takie filmy?
— Lubię, bo uważam, że co by się w życiu nie działo, to szczęśliwe zakończenia wszystko wynagradzają.

— Czyli, parafrazując bliskiego panu klasyka, najważniejsze jest jak się kończy!?
— Polityk, o którym pan mówi, zmienił później tę maksymę na: "Prawdziwy mężczyzna nigdy nie kończy".

— Pan też nigdy nie kończy?
— Kiedyś już o tym rozmawialiśmy. Sportowcy, skądinąd tak jak politycy, powinni wiedzieć, kiedy zejść ze sceny.

— A co spędza panu sen z powiek?
— Chociażby to, że blisko 80 proc. młodzieży ma wady postawy. Problem ten można jednak po części rozwiązać poprzez sport. Między innymi dlatego powstał program „Otwarta szkoła”, którego idea zakłada dofinansowanie weekendowych zajęć sportowych. Ministerstwo sportu otworzyło naprawdę wiele programów, ale żeby pozyskać środki, to trzeba o nie aplikować. Korzystając z okazji, przypomnę, że tylko w ubiegłym roku na budowę, modernizację, jak również remont infrastruktury sportowej wydaliśmy ponad dwa miliardy złotych.
Pieniędzy na sport nie zabraknie. Szacujemy, że do 2040 roku ze środków Ministerstwa Sportu na sport powszechny, wyczynowy, jak również rozwój infrastruktury sportowej wydamy 70 mld zł. Kwota ta może być jednak jeszcze większa i sięgnąć 100 mld zł.
Gdy jednak mówimy o problemach, to ubolewam nad tym, że prezydent Andrzej Duda nie podpisał nowelizacji ustawy o sporcie. Nowe przepisy powstały m.in. w celu zapewnienia zrównoważonej reprezentacji płci w związkach sportowych, zagwarantowania udziału przedstawicieli sportowców w składach zarządów, wzmocnienia ochrony zawodniczek w ciąży oraz po urodzeniu dziecka.
Ale to temat na dłuższą dyskusję, o którym mam nadzieję, że porozmawiamy w niedalekiej przyszłości…

— Zamierza być pan w polityce do 2040 roku?
— Nie wyobrażam sobie tego (śmiech). Ale dopóki czuję, że mogę pomóc, dopóty będę działał. Sport dużo mi w życiu dał, dlatego teraz przyszedł czas, żeby spłacić dług.

Ireneusz Nalazek
Fot. archiwum klubu
Ireneusz Nalazek

Rozmawiał Michał Mieszko Podolak

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B