To zła i głupia kobieta była
2024-12-22 19:56:36(ost. akt: 2024-12-22 22:40:27)
Trzy niewiasty określające się jako Aborcyjny Dream Team, w koszulkach z hasłem „Aborcja jest OK”; Matka Boska przyodziana w proaborcyjne atrybuty: czarną parasolkę i maseczkę z czerwoną błyskawicą; biała bielizna, ubrudzona?, posypana czerwonym brokatem? i opatrzona napisem „Tak. Mamy okres. I nie będziemy się tego wstydzić”. To tylko kilka okładek wojujących sióstr z „Wysokich Obcasów”, których wyczucie smaku jest proporcjonalne do żywienia przez Grzegorza Brauna ciepłych uczuć względem judaizmu.
Pal licho smak! Wszak Zbigniewa Herberta czytać nie trzeba, ale jako że czasem nawet nihiliści potrzebują autorytetów, to „Wysokie Obcasy” znalazły gwiazdy na swoją miarę. Wspomniany organ prasowy wziął więc na sztandary m.in. nastolatkę, która zamiast chodzić do szkoły, edukuje świat w kwestiach dotyczących klimatu; założycielkę Polskiej Akcji Humanitarnej, która puściwszy wodze fantazji, lubi sobie porozmyślać o polskich leśnikach zakopujących ciała migrantów; reżyserkę, która zrobiła film w interesie Kremla i swego czasu potrafiła powiedzieć: „Mieszkam i pracuję poza Polską. Kiedy przyjeżdżam, uderza mnie fala niedobrego powietrza, coś takiego, jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest duszno”. Nie zapominajmy też o znanej aktorce, wedle której świnie „mruczą swoim dzieciom jakby kołysanki”, a zjedzenie sera bez poczucia winy jest sprawą… co najmniej dyskusyjną.
Mężczyznom również zdarza się bywać na okładkach „Wysokich Obcasów”, aczkolwiek muszą to być dżentelmeni o szczególnej proweniencji, jak Maciej Stuhr, którego ojciec, skądinąd wybitny aktor, nie był jakimś tam Polakiem, ale synem Mitteleuropy, co naturalnie należało przypomnieć w nekrologu.
Róża zwiędła przez antysemityzm?
Teraz jednak redaktorki zdecydowały, że nie będą brać jeńców, i na tapetę wzięły Różę Luksemburg. Oficjalnie pretekstem jest książka Weroniki Kostyrko „Róża Luksemburg. Domem moim jest cały świat”.
Już we wstępniaku do niedawnego wydania „Wysokich Obcasów” Paulina Reiter, tytułująca się redaktorką prowadzącą (nie mylić z oficerem prowadzącym), współzałożycielkę Komunistycznej Partii Niemiec nazywa „ikoną pacyfizmu, internacjonalizmu i demokratycznego socjalizmu”. Zdaniem Reiter w końcu poznamy odkłamaną historię Luksemburg, która w oczach oficer, wróć, redaktorki prowadzącej jawi się jako kobieta nieprzeciętna, odważna i ma się rozumieć światowa, bo przecież wyjechała z Polski i czuła się kosmopolitką.
Z wywiadu przeprowadzonego przez Monikę Tutak-Goll z Weroniką Kostyrko dowiadujemy się, że Róża lubiła rośliny, była chorowita i wrażliwa, intelektualnie przerastała większość otaczających ją mężczyzn i wspaniałomyślnie pozwoliła odejść młodszemu o naście lat kochankowi, przy którym doznała olśnienia, czyli odkryła, że się starzeje. A poza tym wierzyła w rewolucję, kłóciła się z Leninem, „nie dała sobie narzucić żadnej tożsamości” oraz „opisała mechanizm wielkiego kryzysu zadłużenia”. Była po prostu fajną babką z doktoratem z ekonomii, której przypięto zabójcze łatki, a przecież to Europejka pełną gębą, „rewolucyjna uniwersalistka”, miłośniczka polskiego języka i kultury, o której pamięta cały świat poza Polską i Rosją.
Ponadto pani Kostyrko postanowiła uświadomić nieoświeconym rodakom, dlaczego słysząc „Róża Luksemburg”, mają negatywne skojarzenia: „Jej czarna legenda na prawicy miała podłoże antysemickie. Bo ona przez całe życie była traktowana jako kobieta i jako Żydówka”.
Tyle, jeżeli chodzi o opowieści z mchu i paproci. Teraz wróćmy do mniej porywającego, ale za to realnego świata i jak mawia klasyk: uporządkujmy fakty.
Tyle, jeżeli chodzi o opowieści z mchu i paproci. Teraz wróćmy do mniej porywającego, ale za to realnego świata i jak mawia klasyk: uporządkujmy fakty.
Do Rosji
Polscy socjaliści nigdy nie stanowili monolitu, a toczący się miedzy nimi od zarania spór (powiedzmy, że od lat 80. XIX wieku) na długie lata podzielił rodzimą lewicę. Ów konflikt dotyczył stosunku do urzeczywistnienia się Polski jako niezależnego bytu państwowego. W wielkim skrócie powiedzmy, że z jednej strony był ukształtowany pod wpływem ewolucyjnego i solidarystycznego socjalizmu Ferdinanda Lassalle’a Bolesław Limanowski, który odwołując się do tradycji demokratycznych i powstańczych, wyszedł z programem pogodzenia patriotyzmu i socjalizmu, a z drugiej Ludwik Waryński ze swoją Socjalno-Rewolucyjną Partią Proletariat, która negatywnie odnosiła się do niepodległościowych aspiracji.
„Precz z patriotyzmem i reakcją! Niech żyje internacjonał i rewolucja socjalistyczna!” – grzmiał w Genewie w 1880 roku Kazimierz Dłuski podczas obchodów pięćdziesiątej rocznicy wybuchu Powstania Listopadowego.
Do tymczasowego zawieszenia broni zwieńczonego połączeniem socjalistów o proweniencji niepodległościowej oraz internacjonalistycznej doszło w listopadzie 1892 roku w Paryżu, gdzie utworzono Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich i zapowiedziano powołanie Polskiej Partii Socjalistycznej. Powstanie PPS, a nade wszystko uchwalenie tzw. programu paryskiego miało być wyrazem swego rodzaju kompromisu, aczkolwiek program paryski wykazywał prymat kwestii narodowej nad problematyką klasową i rewolucyjną.
Chwilowa jedność polskich socjalistów została rozbita już w lipcu 1893 roku, gdy część działaczy wywodzących się ze Związku Robotników Polskich i II Proletariatu, nieakceptująca postanowień programu paryskiego, doprowadziła do powołania Socjaldemokracji Królestwa Polskiego. Głównym teoretykiem SDKP (obok Leona Jogichesa) oraz jednym z inicjatorów jej powstania była właśnie Róża Luksemburg, która kwestię niepodległości uważała za pojęcie niemalże archaiczne, przez co w jej przekonaniu zbyteczne. Sformułowała ona teorię zakładającą, iż poszczególne zabory są de facto powiązane z państwami zaborczymi, a przynależność Królestwa Polskiego do Rosji pod względem gospodarczym w istocie okazała się dla niego dobrodziejstwem. Jej zdaniem celem klasy robotniczej powinno być zatem nie dążenie do budowania nowych państw i "tworzenie burżuazyjnych rządów", lecz staranie o to, by możliwie szeroko rozszerzyć wolności polityczne „ludu roboczego”. Nieugięte stanowisko Luksemburg w kwestiach narodowych z czasem doprowadziło ją do całkowitej deprecjacji polskiego interesu narodowego.
Skąd pochodzą komuniści?
„Samobójcza tendencja socjaldemokratów, tych spod znaku Róży Luksemburg”, jak trafnie ujął to Czesław Miłosz, zdaniem Aleksandra Wata wynikała jednak „z ich systemu myślowego i z przekonania, że naród polski jest reakcyjny”. Skądinąd, zdaniem Józefa Mützenmachera, autora „Historii Komunistycznej Partii Polskiej”, Luksemburg była osobą „pochodzącą ze środowiska stojącego całkowicie poza obrębem kultury polskiej i wszelkiej w ogóle kultury”.
A propos SDKP, to w 1900 roku partia ta połączyła się z kierowanym przez Feliksa Dzierżyńskiego Związkiem Robotników Litewskich i przyjęła nazwę Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. W 1918 roku w wyniku fuzji SDKPiL i PPS-Lewicy powołano do życia Komunistyczną Partię Robotniczą Polski, która w 1925 roku zmieniła nazwę na Komunistyczna Partia Polski. W sensie genealogicznym „SDKPiL jest niewątpliwie najbezpośredniejszą poprzedniczką KPP”.
Poczet zdrajców
Powstanie SDKPiL poza tym, że pogłębiło spór wewnątrz polskiego ruchu robotniczego, stanowi moment szczególny z jeszcze jednego powodu. Otóż z niniejszej partii wywodzi się lwia część późniejszych prominentnych działaczy komunistycznych, którzy postanowili wyrzec się jakichkolwiek związków z polskością i posłusznie oddać do dyspozycji Kominternu. Analizując chociażby skład utworzonego 30 lipca 1920 roku Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski, który zapowiadał utworzenie „Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad”, dobitnie uzmysławiamy sobie, że niemalże wszyscy jego członkowie to niegdysiejsi esdecy. Takową przeszłość oprócz „Krwawego Feliksa” posiadali Julian Marchlewski, Jakub Hanecki, Edward Próchniak, Józef Unszlicht, Bernard Zaks czy Stanisław Feliks Bobiński. Tezę o zasadniczej ciągłości organizacyjno-ideowej pomiędzy SDKPiL a KPP potwierdza też fakt, że przynależnością do SDKPiL może poszczycić się niezwykle liczne grono czołowych polskich komunistów: Adolf Warszawski, Zofia Dzierżyńska (z domu Muszkat – żona Feliksa Dzierżyńskiego), Marceli Nowotko, Karol Radek, Julian Leszczyński, Melania Kierczyńska, Władysław Stein, Zofia Unszlicht, Franciszek Fiedler i wielu, wielu innych.
Mówiąc o SDKPiL i Róży Luksemburg, podkreślmy jednak, że ugrupowanie, którego była członkinią, miało marginalne znaczenie w zestawieniu z PPS, której liczba sympatyków w polskim społeczeństwie nieustannie rosła i dalece przewyższała liczbę zwolenników SDKPiL.
Funkcjonowanie dwóch skłóconych ze sobą polskich ugrupowań o charakterze socjalistycznym było przyczyną notorycznych problemów podczas kongresów II Międzynarodówki. Główną oś sporu stanowiła sprawa uznania którejś z organizacji jako prawowitego reprezentanta polskiego ruchu socjalistycznego. Teoretycznie pierwszeństwo przysługiwało PPS jako formacji, z którą identyfikowała się znacząca część Polaków, widząc w niej reprezentanta bliskich im dążeń i ideałów. Za Luksemburg przemawiał tylko, a właściwie aż, jej status w środowisku europejskich socjalistów.
Kawiarniana gwiazda
I w tym miejscu być może dotykamy zasadniczego powodu, dla którego redakcja „Wysokich Obcasów” postanowiła oddać swoisty hołd zapomnianej „czerwonej świętej”. Urodzona w Zamościu Luksemburg jest bliska współczesnym feministkom, bo tak jak one uparcie dążyła do zmieniania świata, nie zwracając większej uwagi na otaczającą rzeczywistość. A poza tym była wiadomego pochodzenia, nienachalnej urody, w pewnym stopniu niepełnosprawna i miała awersję do polskości. Była też swoistą pramatką „kawiarnianej lewicy” (choć w więzieniach siedziała, a tragiczna śmierć utrwaliła jej mit w określonych środowiskach), o czym pośrednio przyznaje nawet Kostyrko, która zapytana przez swoją interlokutorkę, czy Luksemburg widziała ludzką biedę i nędzę, odpowiedziała: „Wiedziała o tym z książek i czasopism, ale tak naprawdę miała niewiele styczności z proletariatem. Ona nie była społecznicą. Wychowała się w niezamożnej rodzinie kupieckiej, a nędzę mogła z bliska widzieć u koleżanek gimnazjalnych. (…) Właściwie wszyscy przywódcy socjaldemokracji w Europie żyli wtedy wygodnie, po mieszczańsku” – mówi Kostyrko i dziwi się, że „Róża potrafiła napisać na przykład bardzo ciekawy tekst o konieczności uregulowania pracy w piekarniach”.
Rodzić dzieci, gotować, prać i robić kotlety schabowe
Zbigniew Herbert uważał, że początek każdego systemu faszystowskiego zawsze jest taki sam: „samozwańcza elita, która narzuca reszcie społeczeństwa marsz ku świetlanej przyszłości”. I w tym sensie Luksemburg realizowała powyższą ideę. Poparła próbę zbrojnego powstania, a założona przez nią i Karla Liebknechta gazeta „Czerwony Sztandar” zachęcała do zajmowania redakcji prasy uważanej za liberalną, jak również wszystkich stanowisk władzy. 8 stycznia 1919 roku (tydzień przed śmiercią) ukazało się oświadczenie Róży Luksemburg, w którym „pacyfistka” wezwała do rewolucyjnego powstania i zaprzestania negocjacji ze „śmiertelnymi wrogami rewolucji” (tak nazywała centrolewicowy rząd Friedricha Eberta-Philippa Scheidemanna).
Nie zatrzymujcie się, siostry! Macie chociażby Wandę Wasilewską, z której możecie zrobić silną kobietę w świecie nienawistnych i prymitywnych mężczyzn. Ale nawet dogmatyczna Wanda zapisywała w pamiętniku niepozbawione perwersji fantazje polegające na zlizywaniu kurzu z butów ukochanego chłopaka, wyobrażając sobie, jak obiekt jej westchnień kopie ją aż do krwi, a podczas II wojny światowej miała krzyczeć ku zdziwieniu towarzyszy: „Puśćcie mnie stąd! Nie chcę tu być! Nie chcę żadnej dywizji! Ja chcę do domu, do Mariana! Chcę rodzić dzieci, chcę gotować zupę, prać, robić schabowe kotlety!”.
Ps. Nie da się uczciwie mówić o Stalinie, Hitlerze, Leninie, Bierucie, Luksemburg czy Wasilewskiej, pomijając aspekt polityczny i historyczne uwarunkowania. Teoretycznie można analizować wygłupy Stalina o językoznawstwie czy zgłębiać twórczość Wasilewskiej dla dzieci i młodzieży, wyrzucając do kosza biografie autorów i skupiając się wyłącznie na stronie literackiej tychże "dzieł". Tylko po co? Jakie znaczenie ma to, że Bierut i Hitler lubili sarenki, a Lenin i Luksemburg koty?
Michał Mieszko Podolak
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez