Jak smakować życie?

2024-12-15 12:15:12(ost. akt: 2024-12-15 15:30:32)

Autor zdjęcia: Materiał nadesłany

Tytuł tego tekstu zaczerpnęłam od śp. ks. Krzysztofa Grzywocza. Tak nazywa się jego książeczka, która ukazała się już po tragicznym zaginięciu kapłana w Alpach Lepontyńskich, w okolicach szczytu Bortelhorn, na granicy między Szwajcarią i Włochami w 2017 roku. Na okładce tej książki czytamy, że ks. Krzysztof to orędownik i piewca przyjaźni, serdecznych spotkań, górskich wędrówek i, co warte podkreślenia, znaczącej roli odpoczynku w naszym życiu. Ceniony rekolekcjonista, egzorcysta, terapeuta.
Nie gotuj pulpetów nocą

Otrzymałam SMS (10 grudnia) o treści mniej więcej takiej: „Ogrom pracy do nocy, mnóstwo pacjentów, potem jeszcze praca społeczna - spotkanie z (autorka SMS-a to lekarka), w nocy sprzątanie, gotowanie pulpetów”, a pamiętam, że noc wcześniej prasowała. I pisze dalej „Jedyny plus – modliłam się w trakcie”. I pytanie: „Masz jakiś pomysł?”. Gdy przeczytałam tę wiadomość, mój wzrok padł właśnie na wspomnianą książeczkę ks. Krzysztofa Grzywocza „Jak smakować życie”, którą poczytuję. No właśnie. Jak czuć smak życia, gdy mam w ciągu dnia mnóstwo obowiązków, a w nocy sprzątam kuchnię, prasuję, gotuję? Jak je celebrować, gdy jestem zabiegana, przytłoczona listami zadań mozolnie odkreślanych w telefonie czy w kalendarzu? Jak cieszyć się codziennością, gdy zarywam noce albo poranki, gdy w ogóle nie odpoczywam, bo odpoczywać też już nie umiem? A to, co umiem, to nieustanna praca, także w niedziele, bez wytchnienia. Z wyrzutem wobec samej siebie, że można było jeszcze bardziej się postarać. A notabene przeurocza autorka tego SMS-a ma wszelkie komfortowe warunki ku temu, aby wypocząć. Wygodny dom, tarasy, ogród, dużą przestrzeń wokół domu do spacerów, salę gimnastyczną, ciszę, świeże powietrze. Tak, niejednokrotnie wszystko mamy, oprócz jednego – nie posiadamy w pełni samych siebie oraz nie mamy czasu dla bliskich i siebie. Jakiej rady zatem udzielić jej i sobie zarazem? Czy mam ów pomysł na życie, które będzie smakować, do czego zachęcał nas niezapomniany ks. Krzysztof?

Daj sobie pomóc

Na pewno korzystne jest zredukowanie obowiązków i zajęć. Przytłacza nas często ich nadmiar. Są to takie działania, które bierzemy dobrowolnie i świadomie na siebie, a potem uginamy się pod tym brzemieniem. Naprawdę nie musimy rzucać się na wszystko, co ktoś nam zaproponuje, co nam przyjdzie do głowy lub gdzie dostaniemy zaproszenie. Zwłaszcza gdy dochodzą do tego obowiązki domowe, bo chcemy mieć idealny, wymuskany dom, obiad z dwoma daniami i deserem i słoiki zawekowane na zimę. To przecież często przekracza ludzkie możliwości.

Nie da się być zadbaną, szykowną profesjonalistką, z dodatkowymi zajęciami po pracy, działającą społecznie, dbającą o swój rozwój, wygląd, podtrzymującą relacje z innymi i równocześnie gotującą codziennie, robiącą przetwory na zimę, myjącą wszystkie okna w domu, pielęgnującą ogród, wymiatającą kurze spod mebli. Różni samozwańczy trenerzy rozwoju osobistego, twierdząc, że to się da pogodzić, po prostu sprzedają mrzonki, wpędzają ludzi w kompleksy, gdy ci sobie nie radzą. Możesz spróbować takiego życia, tylko że aktywna doba musiałaby trwać 20 godzin. A w końcu padłoby się i tak na twarz, rujnując zdrowie i życie.

Wiem, że miło jest, gdy podaje się elegancko podany posiłek, ale najpierw ten stół trzeba nakryć wyprasowanym pięknie obrusem i wykrochmalonymi serwetkami, stosem porządnie ustawionych naczyń, a to wszystko potem trzeba myć, segregować, prać, prasować. Ale w efekcie gospodarze domu, pracując ciężko zawodowo, będą po prostu przemęczeni. Tak można było żyć kiedyś, gdy w domu zatrudniano służbę, która zajmowała się tylko tymi czynnościami. Jeśli więc ktoś chce prowadzić taki dom, to warto korzystać z pomocy osób, które chętnie posprzątają, poprasują, ogarną wiele prostych, ale czasochłonnych czynności. Warto zatrudnić kogoś takiego, przynajmniej do doraźnej pomocy. Ten ktoś zrobi dobrze to, co umie, i równocześnie zarobi, a ktoś inny w tym czasie przyjmie większą liczbę pacjentów, napisze artykuł, przetłumaczy kilka stronic więcej lub zwyczajnie odpocznie po swojej ciężkiej pracy. Wszyscy z grubsza umieją sprzątać dom, ale nie wszyscy mogą pisać książki, zajmować się badaniami naukowymi, leczyć ludzi czy występować na scenie. Społeczny podział ról jest niezwykle pożyteczny i wbrew pozorom nie generuje kosztów, ale zyski – złapanie oddechu, większą wydajność w pracy zawodowej, czas na zrobienie czegoś dla siebie i swojego zdrowia. Nie wolno chwytać się za wszystko, gdyż jak mawia mój kolega, „całej pracy nie przerobisz”. Wolny czas, odpoczynek zawsze sprzyja dostrzeganiu powabów życia i smakowaniu go. Dokładnie tak, jak nauczał tego innych ks. Krzysztof.

Celebruj chwile

Ważna też jest kwestia zredukowania otaczających mnie bodźców. Wyłączenie telefonu, nieobecność w sieci, rezygnacja z ciągłego przeglądania mediów, bo boimy się być niedoinformowani, odrzucenie marnowania energii na sprawy, które nas nie dotyczą, porzucenie zajmowania się innymi, którzy nas nie potrzebują do szczęścia, rezygnacja z działań, które nie dają niczego poza iluzją bycia w centrum uwagi, niepogrążanie się w lękliwym rozpatrywaniu przeszłości i przyszłości – bo jak pisał Eckhart Tolle, autor książki „Potęga teraźniejszości”: „Jedynym, co naprawdę posiadamy, jest chwila obecna. To w niej odnajdujemy prawdziwe życie”. To wszystko z pewnością pomoże nam w lepszym odczuwaniu radości życia, uzyskaniu spokoju i nabraniu dystansu do niepotrzebnych nam spraw tego świata. A równocześnie pozwoli dostrzegać piękno poranka, natury, smak dobrze zaparzonej kawy, wartość rozmowy, przeczytanej książki, obejrzanego filmu i wielu innych, nawet drobnych, ale jakże cennych czynności, które możemy wykonać ze spokojem, że nie zabijamy czasu, ponieważ ten czas jest przeznaczony tylko dla nas. A nawet jeśli nic nie robimy, to jeśli sprawia nam to radość, to znaczy, że ten pozornie zmarnowany czas nie był jednak zmarnowany. Sztuka smakowania życia polega na celebrowaniu codziennych chwil. Nie trzeba czekać na wielkie wydarzenia, aby poczuć radość. Czasem to właśnie te drobne rzeczy nadają kolor naszemu życiu.

Znajdź sens życia

Ostatnio wraz ze studentami przerabiałam fragmenty książki, lekarza i psychoterapeuty Victora Frankla „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Pisze on, że najpierw trzeba zacząć od tego, co najważniejsze w życiu: od poszukania swojej indywidualnej odpowiedzi na pytanie o sens istnienia. Twierdzi on, że człowiek odnajduje szczęście i spełnienie, kiedy odkrywa sens życia. A jak to zrobić? Należy przede wszystkim odkryć te wartości, te priorytety, które nadają kierunek naszym działaniom. Jeśli je sobie uświadomimy, jeśli będziemy wiedzieli, po co żyjemy, to wówczas łatwiej będzie nam wybierać w życiu to, co najistotniejsze. Także postawienie sobie pytań: co sprawia, że czuję się spełniony? co daje mi radość? jak mogę przyczynić się do dobra innych? co jest moją preferencją w życiu? czy na pewno jest to moja rodzina, moi bliscy, mój przyjaciel/przyjaciółka? Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania bez wątpienia przyczyni się do praktykowania słusznych wyborów. Będziemy przede wszystkim wiedzieli, gdzie mamy być, z kim i przy kim. A to już jest bardzo ważne. Czy ma to być kolejna praca, dodatkowy dyżur, a może konferencja, spotkanie, zjazd, warsztaty, zebranie, czy jednak częstsze bycie w domu z mężem, żoną, dziećmi, aby potem nie narzekać, że sypie mi się życie rodzinne, a w domu to bywam, a nie mieszkam. W tym tygodniu z inną grupą studentów słuchaliśmy wywiadu z red. Wojciechem Bojanowskim, który powiedział, że gdy jego ciężarnej żonie odeszły wody, a on wcześniej obiecał jej bycie przy porodzie, to wówczas robił on relację z płonącego Parku Biebrzańskiego ponad 200 kilometrów dalej, a innym razem też nie zdążył na poród, gdy urodziło mu się pierwsze dziecko, niestety martwe. A zatem być na właściwym miejscu we właściwym czasie to bezcenna metoda, aby poczuć się na swoim miejscu.

Śpiesz się powoli

Tym, co mnie osobiście najbardziej frustruje, jest pośpiech. Czy da się smakować życie, gdy się wciąż gna, robi się wszystko szybko, chaotycznie, w biegu? Czy można poczuć smak jedzenia, wina, spaceru, spotkania z innymi, gdy z tyłu głowy wciąż ta nieznośna myśl – trzeba kończyć, bo nie ma czasu lub bo szkoda czasu? Wieczna gonitwa. Zegarek w pogotowiu, włączone alarmy w komórce, które dyrygują życiem. Szybkie ruchy, strach w oczach, że będzie się spóźnionym, a zatem szybsza jazda, szybszy krok. Pot spływa po karku niezależnie od pory roku, bo ten pośpiech kosztuje wysiłek i frustrację. A przy tym permanentne niedospanie, wysokie ciśnienie, nastrój, który spada już od rana, narastające uczucie lęku i myśl, że stężenie kortyzolu we krwi poszybowało w górę. A przecież wiemy, że pośpiech poniża, upokarza, jak mawiał Piotr Skrzynecki. Widok, zwłaszcza kobiety elegancko ubranej, która porusza się w pośpiechu, gna gdzieś z niepokojem w oczach, nie należy do przyjemnych ani ładnych. Trzeba więc tak organizować sobie życie, aby pośpiech wyeliminować z niego zupełnie lub nauczyć śpieszyć się powoli.

Jak mawiał cesarz August: „Festina lente”! Eliminacja pośpiechu powinna znacznie pomóc dostrzegać w życiu jego wspaniałe strony. Często jeżdżę do pracy dłuższą, ale piękniejszą i mało uczęszczaną trasą. Planuję wyjazd wcześniej i jadę wolniej, aby potem podziwiać widoki, słuchając ulubionej muzyki, odmawiając różaniec czy układając myśli w głowie. Jak ja to lubię! Okazuje się, że zwolnienie tempa, nawet na czas podróży, świetnie wycisza organizm, dobrze nastraja duszę, przynosi ukojenie.

Miej tyle, ile potrzeba

Smakowanie życia łatwiej też przychodzi w środowisku (przynajmniej tak jest w moim przypadku), gdy w mojej przestrzeni jest ład. Począwszy od przestrzeni wewnętrznej, poprzez porządek w aucie, na podwórku, w domu aż po szafki i szuflady, w których wiem, co mam. Niestety, ten porządek nie zawsze tam jest. Ale staram się usilnie o niego, bo znając siebie, wiem, że bezład automatycznie skrajnie źle wpływa na moje ogólne samopoczucie. Bo czy można delektować się życiem w bałaganie, w brudzie, w poczuciu braku higieny? Czy można celebrować codzienność, gdy mamy niedomyte kubki, poszczerbione talerze, ubrania porozrzucane gdziekolwiek stosy zbędnych przedmiotów, które wyzierają zewsząd. Czy można z przyjemnością dbać o ciało w niesprzątanej od roku łazience? Tak, tak… Jakiś czas temu ktoś mi powiedział z satysfakcją, że wreszcie umył łazienkę po półtora roku i czuje z tego powodu zadowolenie. Domyślam się przyczyn tej zaniedbanej łazienki, ale gdyby ona była doprowadzona do porządku wcześniej, nawet przez kogoś wynajętego z zewnątrz, to ta osoba z pewnością szybciej doszłaby do psychicznej równowagi. Czysty, uporządkowany, dobrze zorganizowany, pachnący dom może być początkiem zmian w codzienności, którą w estetycznej przestrzeni nauczymy się lepiej celebrować. Porządek daje lepsze samopoczucie, bałagan sprzyja dekoncentracji, skłania do dalszej bylejakości, rozluźnienia higieny, z czasem nawet osobistej. A gdy mamy zaniedbany dom, to kolejnym krokiem będzie zamknięcie go, niechęć do wpuszczania innych, a w konsekwencji powolny zanik więzi i relacji z innymi, którzy przestaną nas odwiedzać, i na końcu zaryglowanie się w tym bałaganie.

Wysprzątany, odgracony dom sprzyja relaksowi, poczuciu komfortu, sprawczości, znacząco obniża stres, pomaga w wyjściu z depresji, sprawia, że ma się poczucie panowania nad rzeczywistością. Dlatego nie kupuj więcej, a tylko dbaj o to, co masz. Ksiądz Grzywocz mówił: „Nie zbieraj za dużo, nie obciążaj się rzeczami drugorzędnymi. Jeśli ci wystarczy jedna suknia, to nie kupuj drugiej, jeśli ci wystarczy jeden samochód, to nie kupuj drugiego. Miej tyle, ile potrzeba”.

Dbaj o czystość sumienia

Najważniejsza jednak jest przestrzeń wewnętrzna. Jeśli w środku człowieka panuje rozgardiasz, jeśli są tam sprawy moralnie niepoukładane, etycznie wątpliwe, jeśli sumienie gryzą niepozałatwiane kwestie, to trudno w takich warunkach o cieszenie się z życia. Chaos mentalny i duchowy to najprostsza droga do destrukcji życia człowieka. Na nic zdadzą się dobre rady, różne zabiegi, sposoby na osiągnięcie dobrostanu, życiowego zadowolenia, jeśli czujemy nieustanny niepokój w sercu, jakiś wyrzut sumienia, lęk, bo są wewnętrzne obszary życia duchowo-moralnego nieuporządkowane, niezałatwione, nienaprawione. Nam, katolikom, bardzo dobrze służy sakrament pokuty i pojednania. Po właściwie odbytej spowiedzi i postanowieniu poprawy pojawia się w człowieku energia, zapał, chęć do poprawiania także innych przestrzeni życia. Człowiek jako istota psychofizyczna działa i żyje dobrze tylko wówczas, gdy żaden z elementów jego egzystencji nie jest zaniedbany. Homeostaza, równowaga, balans to najlepsza postawa, która służy każdemu człowiekowi do celebrowania życia i czerpania z niego satysfakcji. Uważam, że w życiu jedną z największych wartości jest czyste sumienie. Paradoksalnie, najlepiej wiedzą to ci katolicy, którzy z różnych przyczyn nie mogą przystępować do komunii świętej. Gdy mamy czyste sumienie, to życie, choć nie musi być zawsze łatwe, to z pewnością układa się spokojniej.

Degustuj życie

Smakowanie życia to sztuka, która wymaga świadomych decyzji, samoograniczania się, minimalizowania stymulantów i emocjonalnych fajerwerków, dbania o swoje realne potrzeby, otwartości na drobne przyjemności, cieszenia się z drobiazgów, życia w prawdzie. Warto spróbować – przynajmniej w okresie zbliżających się świąt – zatrzymać się, podegustować życie, pokontemplować je. Owszem, może to wiązać się z tym, że z kimś się nie spotkamy, kogoś nie odwiedzimy, coś nas ominie, ale aby poczuć smak, potrzebna jest przestrzeń…

Zdzisława Kobylińska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5